Czy można zbudować robota za jedyne 100 zł? Można. Swoją konstrukcję w czwartek (30 października) zaprezentował Grzegorz Kurasz, student Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Prezentacja odbyła się w siedzibie Rzeszowskiego Inkubatora Kultury, w nowo otwartej w nim Slot Art.Cafe. – Od małego lubiłem majsterkować, rozbierać wszelaki sprzęt na czynniki pierwsze – wspominał Grzegorz. W życiu dorosłym postanowił kontynuować swoje dziecięce pasje. Dziś jest on studentem IV roku Mechatroniki na Uniwersytecie Rzeszowskim. Tu zajmuje się robotyką, elektroniką, konstruowaniem, także w programie 3D.
To mu jednak nie wystarczało. Postanowił stworzyć coś tylko swojego. Tak zrodził się pomysł skonstruowania robota inspekcyjnego gąsienicowego.
Zaczęło się od plastikowych zakrętek
To z nich Grzegorz postanowił skonstruować zębatki i koła, na bazie których będzie się poruszała jego przyszła budowla. – Zacząłem zbierać zakrętki, przetapiać je i formować na podstawy przyszłego robota. Zużyłem ich 110. Gąsienice zrobiłem z blachy stalowej, za którą posłużyły mi 3 puszki po fasolce. To najlepszy budulec, bo jest ocynkowany i nie zardzewieje. Z płytki krzemowej zrobiłem panel słoneczny. Robota wyposażyłem jeszcze w akumulatorki, silniczki z napędów DVD, nadajnik radiowy o mocy 315 MHz i lampki ledowe – wylicza.
Najdroższym elementem konstrukcji jest zamontowana na niewielkiej platformie kamerka. Ta kosztowała aż 60 zł. Miniaturowy komputer, który pozwala sterować mechanizmem to zaledwie 8 kB dysku twardego. Pojemność systemu – 176 bajtów, czyli zajmuje mniej miejsca niż ikona na pulpicie komputera. I w zasadzie to wszystko. Całość waży pół kilograma i kosztowała młodego inżyniera 100 złotych i około 350 godzin pracy.
Po co to wszystko
– Przede wszystkim dla własnej frajdy – podkreśla Grzegorz. Choć zastosowanie tej konstrukcji, ku zdziwieniu, może być niezwykle zróżnicowane. Może on posłużyć w celach naukowych, do penetracji miejsc mało dostępnych takich jak rury, dziury, kanały. Można za jego pomocą obserwować zwierzęta czy nawet ludzi. – Sam w domu przy użyciu robota sprawdzałem co robi moja córka w drugim pokoju – śmieje się Grzesiek. Może on też służyć jako najzwyklejsza, zdalnie sterowana zabawka.
– W przyszłym roku mam zamiar zaprezentować mój projekt w konkursie na uczelni, w którym można zawalczyć nawet o 4 tys. zł. Jeśli udałoby mi się zwyciężyć, będę myślał o kolejnych, które już kotłują mi się w głowie. Marzy mi się skonstruowanie robota latającego, czterosilnikowego. Także na bazie plastiku. Będę jednak musiał pić o wiele więcej mleka, żeby uzbierać odpowiednią ilość zakrętek – śmieje się Grzegorz.
Zamierza także udoskonalać już stworzony przez siebie prototyp, którego pieszczotliwie nazywa małym szpiegiem. Ale tego nie odsprzeda za żadne skarby świata. – On jest tylko mój. W dużej mierze ma dla mnie walor sentymentalny. To moje drugie dziecko – kończy z uśmiechem prezentację.
eMKa