W piątkowy wieczór (5 grudnia) tłum przybył do rzeszowskiego klubu „Pod Palmą”, by świętować razem z T.Love 20-lecie wydania albumu „Prymityw”.

Przedział wiekowy uczestników imprezy był bardzo zróżnicowany. W lożach zasiedli najstarsi fani grupy ze swoimi dziećmi Największą część koncertowiczów stanowili jednak ludzie młodzi, którzy zapewne nie pamiętają premiery oryginalnego „Prymitywa”.

Stare, nowe, prymitywne

Dlatego Muniek Staszczyk i jego grupa po 20 latach zdecydowała się wydać reedycję tego kultowego już krążka. Ukazał się on w październiku tego roku Zaraz potem zespół ruszył w dwumiesięczną trasę promującą nowy-stary album. Muzyczny objazd po kraju zakończył się właśnie rzeszowskim koncertem.

T. Love przypomniał niemal wszystkie utwory, które znalazły się na „Prymitywie”. Nie zabrakło numerów takich, jak: „T. Love, T. Love”, „Jednoręki bandyta”, „Brutalna niedziela”, „Jaś i Marysia”, który poświęcony został dzieciom – dziś w wieku studenckim – Muńka.

Nie mogło oczywiście zabraknąć chyba największego hiciora z albumu – „Boga”. Cała sala śpiewała ze Staszczykiem: „Tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym, tak bardzo…”.

T. Love zagrał także premierowe numery, które na reedycji „Prymitywa” ukazały się w formie bonusa – „Italię” oraz „Jałtę” Jacka Kaczmarskiego, z którym znajomością Muniek pochwalił się z publicznością.

Repertuar uzupełniły prawdziwe i ponadczasowe przeboje grupy. Wśród nich usłyszeliśmy m.in. „Nie, nie, nie”, „IV LO”, „Ajrisza” czy „Warszawę”.

Muniek jako Mikołaj

Generalnie koncert można uznać za udany. Muniek bardzo szybko nawiązał kontakt z publicznością. Zachowywał się jak nie jeden dwudziestolatek – wydawał dziwne odgłosy, spluwał, rzucał wulgaryzmami. Momentami rzeczywiście bywało prymitywnie. Co chwilę lider T. Love zapewniał publiczność o swojej miłości do naszego miasta, wykrzykując „Love Rzeszów”.

W tym akurat nie doszukiwałbym się żadnego lizusostwa, bo kiedyś sam przyznał mi, że uwielbia Rzeszów i nasz region. Od lat Muniek zakochany jest w Bieszczadach, często tam bywa, a Rzeszów traktuje jako przysłowiową bramę do gór.

Pod koniec występu Muniek z radością wykrzyczał „Koniec trasy!” Wrócił jeszcze na scenę. Zagrał kilka bisów i tym razem grzecznie rozstał się z publicznością. Nie zapomniał o święcie Mikołaja i rzucał ze sceny prezenty. W stronę widowni poleciały m.in. koszulki, tamburyno, a nawet jego skórzana kurtka.

Muniek wyszedł do publiczności raz jeszcze. Tym razem, by rozdać autografy, ustawić się do wspólnych zdjęć lub po prostu porozmawiać.

MARCIN KALITA

W piątek w Rzeszowie odbył się także koncert Luxtorpedy. Zdjęcia możecie zobaczyć TUTAJ.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama