Zdjęcie: Maciej Rałowski
Reklama

Już dwóch rzeszowskich sędziów zostało wyłączonych z prowadzenia procesu Anny H., byłej szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. Powtarza się schemat, że sędziowie nie chcą sądzić bohaterów afery podkarpackiej.

Minął tydzień od skierowania do Sądu Rejonowego w Rzeszowie aktu oskarżenia przeciwko Annie H., której prokuratura w Katowicach zarzuca popełnienie sześciu przestępstw dotyczących korupcji, płatnej protekcji, przekroczenia uprawnień i posługiwania się sfałszowanymi dokumentami. Szczegóły aktu oskarżenia TUTAJ.

Od tamtej pory Sąd Rejonowy analizuje, któremu z sędziów zostanie sprawa przydzielona. Dwóch sędziów złożyło wnioski o wyłączenie ich z prowadzenia procesu byłej szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie. To sędzia Adam Borowiec i sędzia Wioletta Zawora. – Oboje zostali wyłączeni z procesu – mówi Alicja Kuroń, sędzia rzeszowskiego Sądu Rejonowego.

Kolejny sędzia, do którego miała trafić sprawa, także chce być od niej odsunięty. To sędzia Marta Surmacz. Jej wniosek czeka właśnie na rozpoznanie, ale należy się spodziewać, że decyzja będzie podobna, jak w dwóch poprzednich przypadkach. To oznaczałoby wyznaczanie następnych sędziów aż do skutku.

Scenariusz, że wszyscy rzeszowscy sędziowie będą się chcieli wyłączać z prowadzenia procesu Anny H. jest bardzo realny. – Ta sprawa dotyczy ludzi z naszego środowiska prawniczego. Bardzo nam zależy na jej przejrzystości, by w taki sposób była ona prowadzona, by nie było zarzutów pod naszym adresem co do braku obiektywizmu – tłumaczy sędzia Alicja Kuroń.

W środę w sądzie w Rzeszowie zapadnie decyzja, czy Anna H. ma nadal przebywać w tymczasowym areszcie. Była szefowa rzeszowskiej apelacji została zatrzymana 22 czerwca 2016 r. przez CBA. Od tamtej pory przebywa w areszcie.

Anna H. nie jest pierwszą osobą związana z aferą podkarpacką, której sędziowie z Rzeszowa nie chcą osądzać. Tak też było w przypadku Mirosława K., byłego marszałka podkarpackiego, od którego w 2013 r. cała afera się rozpoczęła, a rok później pociągnęła za sobą najważniejsze osoby z podkarpackiej polityki, prokuratury, urzędników, księży, biznesmenów, a niedawno także byłych funkcjonariuszy służb specjalnych.

Ostatecznie Mirosława K., dwa lata (!) po skierowaniu aktu oskarżenia przeciwko niemu do sądu, osądzą sędziowie Sądu Rejonowego w Przemyślu.

W aferze podkarpackiej zarzuty postawiono kilkudziesięciu osobom. Jej głównym bohaterem był Marian D., prezes firmy paliwowej Maante z Leżajska, który trafił już do więzienia na cztery lata za to, że przez lata korumpował najważniejsze osoby na Podkarpaciu, by ci załatwiali mu biznesowe i prywatne sprawy.

Prokuratura w Katowicach w dalszym ciągu nie zakończyła jeszcze wątków dotyczących m.in. Jana B., byłego szefa PSL na Podkarpaciu; byłego szefa Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie Zbigniewa N., a także Janusza W., byłego dyrektora rzeszowskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa (obecnie ABW). Podejrzanych jeszcze jest 21 osób. Zbigniew N. i Janusz N. także przebywają za kratkami.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama