Nie brakuje kościołów i – o dziwo – szkół podstawowych. Problem jest z dostępem do lekarza rodzinnego i aptekami. Tak wynika z kolejnej „Rzeszowskiej Diagnozy Społecznej” autorstwa naukowców z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Dr Hubert Kotarski i dr Krzysztof Piróg z UR wraz ze swoimi studentami przygotowali „Rzeszowską Diagnozę Społeczną”. Właśnie poznaliśmy jej wyniki.
– Bardzo nas interesuje, jak mieszkańcy z terenów przyłączonych czują się w naszym mieście, jak odbierają inwestycje, które są tam realizowane – mówi Marcin Stopa, sekretarz miasta Rzeszowa.
– Przede wszystkim interesuje nas, co jeszcze powinniśmy tam zrobić, jak wpisać nowe osiedla w tkankę miejską. Dlatego poprosiliśmy o pomoc naukowców z Uniwersytetu Rzeszowskiego – wyjaśnia.
Badania przeprowadzono wśród 664 dorosłych mieszkańców osiedli: Słocina, Zwięczyca, Budziwój, Przybyszówka, Biała, Załęże, Miłocin. Dobór osiedli nie był przypadkowy. Naukowcy skupili się na tych, którzy do Rzeszowa zostali włączeni po 2006 roku.
Mieszkańców wylosowano ze spisu ludności, który dostarczył ratusz z podziałem na osiedle, płeć i wiek. – Taka metoda pozwala na odzwierciedlenie poglądu w całej populacji. Szacujemy, że margines błędu wynosi 4 proc. – wyjaśnia dr Hubert Kotarski.
Z osiedla na osiedle
Naukowcy rozpoczęli badania od postawienia sobie pytania, skąd biorą się nowi mieszkańcy na terenach przyłączonych? Głównie… z innych osiedli w Rzeszowie. Tę grupę stanowi aż 55,7 proc. 19,1 proc. nowych mieszkańców na terenach przyłączonych stanowią osoby z miejscowości i gmin pod Rzeszowem, 16,6 proc. – z innej miejscowości na terenie województwa, 5,5 proc. z innego województwa i 3 proc. z innego kraju.
Najwięcej z nas na tereny przyłączone przeprowadza się z bloku do domu – 46,3 proc. To pokazuje, że wbrew temu, co uważa Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, ludzie nie chcą mieszkać w betonowej dżungli usłanej wielkimi blokami. Z domu do domu przeprowadza się 35,9 proc., z bloku do bloku – 12,7 proc., z domu do bloku – 5,1 proc.
Kolejne dane o kierunkach napływu z innych osiedli na tereny przyłączone, potwierdzają, że w Rzeszowie ludzie nie chcą mieszkać w wieżowcach. Najwięcej osób na przedmieścia wyprowadza się z osiedla Nowe Miasto (19 proc.). Większość obecnych mieszkańców Nowego Miasta to osoby, które nie są tam zameldowane, a jedynie wynajmują mieszkania.
Sporo osób wyprowadza się także z Baranówki (17,6 proc.) i Krakowskiej – Południe (8,9 proc.), czyli tam, gdzie ma powstać, tuż naprzeciwko galerii „Nowy Świat”, kolejny kompleks wieżowców.
Mieszkańcy na tereny przyłączone wyprowadzają się także z 1000-lecia i Dąbrowskiego (po 4,8 proc.), Przybyszówki, Pobitna, Kmity, Śródmieścia (po 3,8 proc.) oraz Drabinianki i Piastów (po 3,3 proc.).
Kusi możliwość kupienia domu
Naukowcy zapytali też o powody przeprowadzki po 2006 roku. Głównym jest możliwość kupienia domu lub mieszkania z tzw. rynku pierwotnego (41,5 proc.) i dostępność terenów budowlanych (32,9 proc.) To dowód na słuszność tezy, że miasto musi się poszerzać, aby zdobywać nowe tereny pod budowę mieszkań.
Na trzeciej pozycji znalazł się argument o bezpieczeństwie i spokojnej cichej okolicy (32,6 proc.). Kolejne to: dobra opinia o osiedlu (13,7 proc.), dużo terenów zielonych, dobry dostęp do terenów rekreacyjnych, ładne widoki (13,1 proc.), czyli budowanie, gdzie się chce i jak się chce nie wchodzi raczej w grę.
Co ciekawe, możliwość wybudowania domu lub kupienia mieszkania, sprawia, że większość mieszkańców terenów przyłączonych, gdyby miała opuścić na stałe swoje osiedle, czułaby żal (42,9 proc.). Ten żal odczuwają prawie tak samo mocno zarówno ci, którzy zamieszkali na osiedlu przed jego włączeniem do Rzeszowa (45,2 proc.), jak i po włączeniu (37 proc.).
Większość (54 proc.) nie myśli w ogóle o tym, aby w przeciągu najbliższych trzech lat opuszczać swoje osiedla.
Kto najbardziej cieszy się?
Naukowcy zapytali także, czy mieszkańcy są zadowoleni, że są częścią Rzeszowa. Zdecydowanie zadowolonych jest 40,4 proc. badanych. Gdy jednak rozbijemy to na mieszkańców, którzy zamieszkali na terenach przyłączonych przed i po włączeniu, okazuje się, że rdzenni mieszkańcy są mniej zadowoleni (35,1 proc.). Tych drugich jest 54,2 proc.
Z włączenia do Rzeszowa niezmiennie najbardziej cieszą się najmłodsi dorośli mieszkańcy (18-35 lat), bo aż 48,7 proc. i seniorzy (60 lat i więcej) – 36,9. Grupą najmniej zadowoloną z włączenia do Rzeszowa są osoby w wieku 36-59 lat – 35,2 proc.
Jeśli chodzi o ogólną ocenę zmian, jakie zaszły na terenach przyłączonych, to większość uważa, że są one nieznaczne (35,2 proc.), szczególnie widać to w grupie, która na danym terenie mieszkała przed włączeniem (37,3 proc.).
W rozbiciu na kategorie wiekowe znów okazuje się, że najmłodsi (18-35 lat) w największym stopniu doceniają zmiany (37,6 proc.). Pozostałe grupy wiekowe dostrzegają zmiany, ale nieznaczne (niespełna 37 proc.).
Zmiany, zmiany, ale czy na plus?
Naukowcy zapytali również, jak mieszkańcy oceniają zmiany w zakresie stanu ulic i chodników, dostępu do transportu publicznego, jakości życia na osiedlu, usług komunalnych, możliwości zrobienia zakupów, czystości i porządku na osiedlu.
Średnio 30 proc. mieszkańców zmiany w tym zakresie uważa za nieznaczne lub że nie zmieniło się w tym zakresie nic. Podobnie rzecz ma się, gdy chodzi o możliwość załatwienia spraw urzędowych, warunki do uprawiania sportu, sposób zarządzania osiedlem, ofertę kulturalną, bezpieczeństwo, czy czas dojazdu do centrum miasta.
Grupa ponad 40 proc. badanych uważa, że nic w tym zakresie się nie zmieniło. Co więcej, 16 proc. uważa, że dojazd do centrum nieznacznie się pogorszył, a 12 proc., że bardzo.
Apteki i lekarze potrzebni od zaraz
Okazuje się też, że mieszkańcom z terenów przyłączonych brakuje aptek. Zmiana adresu na rzeszowski w tym zakresie nic nie pomogła. Tak przynajmniej uważa 56 proc. osób. Nie zmienił się też dostęp do lekarza rodzinnego (59 proc.), liczba pubów, restauracji, kawiarni (58,1 proc.) oraz ilość terenów zielonych.
To, co się zmieniło, i to na niekorzyść dla mieszkańców po włączeniu do Rzeszowa, to kwestia opłat za podatki i czynsze. Ponad 35 proc. osób uważa, że nieznacznie jest gorzej, zaś 18,5 proc. – znacznie gorzej.
Chcą więcej autobusów
Naukowcy zapytali też, czego brakuje mieszkańcom na osiedlach. Okazało się, że głównie przychodni, basenu, ścieżek rowerowych, częściej kursujących autobusów. Średnio te braki wykazało 50 proc. ankietowanych.
Mieszkańcom brakuje także parków, bankomatów, chodników, aptek, siłowni, restauracji, koszty na śmieci i ławek (średnio 43 proc. wykazała te braki). Mieszkańcy terenów przyłączonych nie narzekają zaś na brak kościołów (88,7 proc.), szkół podstawowych (77,5 proc.) i przedszkoli (57,4 proc.).
Naukowcy zapytali również mieszkańców, gdzie robią zakupy spożywcze – czy na terenie osiedla, czy poza nim. Niewiele więcej osób (51 proc.) robi je poza osiedlem, 49 proc. zaś na terenie osiedla.
Nowych kościołów nie chcą
Inaczej ma się kwestia przychodni, w której jest nasz lekarz rodzinny. Prawie 80 proc. leczy się poza terenem swojego osiedla. Zdecydowana większość pracuje także poza jego granicami (prawie 90 proc.).
Naukowcy zapytali też o sprawy kościoła. Na terenach przyłączonych regularnie do kościoła chodzi 63,4 proc. mieszkańców, a 82,9 proc. uczęszcza na msze osiedlowego kościoła.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl