– Nie chcę stąd wychodzić! – mówili uczestnicy SPiN Day, którzy w czwartek odbył się w Rzeszowie. Nic dziwnego, bo na każdego, kto pojawił się Na Uniwersytecie Rzeszowskim czekało mnóstwo zagadek i eksperymentów oraz konkurs i specjalny pokaz Tomka Madeja.

Instytucje działające w ramach Porozumienia „Społeczeństwo i Nauka zorganizowały wspólne, ogólnopolskie wydarzenie pod nazwą SPiN Day, który promuje naukę za pomocą zabawy.

W Rzeszowie za to wydarzenie było odpowiedzialne Stowarzyszenie Upowszechniania Wiedzy Explores. To naukowe spotkanie odbyło się w holu Centrum Dydaktyczno-Naukowego Mikroelektroniki i Nanotechnologii Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Rzeszowska odsłona SPiN Day cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem, szczególne wśród najmłodszych mieszkańców Rzeszowa. Gdzie się tylko nie spojrzało, tam można było zobaczyć mnóstwo dzieci wraz z rodzicami, które z przyjemnością podziwiały, dotykały i testowały eksponaty oraz eksperymentowały wraz naukowcami, którzy pojawili się w holu UR.

– Takie zajęcia je ciekawią, chociaż nie wszystko rozumieją – mówiła pani Monika, która na SPiN Day przyszła z dwiema córeczkami w wieku 3 i 6 lat.

– Widać, że są zainteresowane i podekscytowane tym, co jest tu pokazywane – dodawała. – Lubię rozwiązywać łamigłówki, a tych tu nie brakuje – mówił 13-letni Kacper.

Jumbo Jet z wycinanek

W holu UR stanął symulator szybowca. Ci, którym marzyło się latanie bez problemu mogli usiąść za sterami i przekonać się, czy prowadzenie maszyny cięższej od powietrza, która nie ma własnego napędu, jest łatwe.

Kolejną niespodzianką lotniczą była specjalna wycinanka, z której można było stworzyć Boeinga 747 popularnie nazywanego Jumbo Jetem.

Ciekawą propozycją była również możliwość nadania wiadomości alfabetem Morsa. Jedna osoba tworzyła informację, druga próbowała ją odsłuchać i zrozumieć komunikat. Dzieci mogły również „Zatańczyć z kulkami” oraz rozwiązać „Tybetańską zagadkę”.

Archeolodzy z kolei zaprezentowali przedmioty z epok od paleolitu do średniowiecza. Furorę robił hełm wikingów, który maluchy chętnie przymierzały. Chemicy pokazywali natomiast jak zrobić tęczę w szklance.  Ciekawym stoiskiem naukowym było, to, na którym znajdował się żywy… karakon.

– On jest taki słodki – mówiła zachwycona dziewczynka, której właśnie karaluch chodził po ręce.

Dlaczego niebo jest niebieskie?

Na ekspozycji można było również zobaczyć mniej ruchliwych kolegów karakona, którzy pięknie prezentowali się zatopieni w szkle, a byli to np. szarańcza, ważka, modliszka, ptasznik.

Podczas SPiN Day odbył się również konkurs, który przygotowało stowarzyszenie Explores. Składał się on z 35 pytań. Jedne były bardzo łatwe jak np. z jakiego materiału garncarz ulepi dzban, czy jakie zjawisko atmosferyczne towarzyszy odwilży.

Były też i takie, które brzmiały niewinnie np. dlaczego niebo jest niebieskie, czy czyją cechą jest ściśliwość i prężność, a wymagały już większej wiedzy, aby udzielić na nie prawidłowej odpowiedzi.

W konkursie wzięło udział trzy drużyny składające się z par rodzic i dziecko. Maluchy zaciekle walczyły o każdy punkt. Z prawidłową odpowiedzią zgłaszały się nim zostały wyczytane wszystkie podpowiedzi.

Ostatecznie wygrała drużyna w skład której wchodziła 7-letnia Maja i jej mama. – Bardzo się cieszę z wygranej – mówiła zadowolona dziewczynka, które wygrała edukacyjne płyty, książki i mapy.

Nic dziwnego, bo obie panie wykazały się imponującą wiedzą.

– Książki, które można teraz dostać, sposób przekazywania wiedzy, organizowanie różnych spotkań z nauką, zachęcają do tego, aby po wiedzę sięgać częściej i ją na bieżąco uzupełniać – mówiła dumna mama Mai.

„Selfie” z „dziubkiem”

Najbardziej wyczekiwaną atrakcją podczas tegorocznego SPiN Day w Rzeszowie był pokaz Tomka Madeja ze stowarzyszenia ExploRes, który jest  finalistą ogólnopolskiego konkursu FameLab.

Młody naukowiec tym razem przygotowując doświadczenia inspirował się gromowładnym Zeusem. Swoje eksperymenty rozpoczął od stworzenia chmury w specjalnej szklanej butelce, którą napompował. Gdy to zrobił pojawił się w nim „duch”, czyli rozprężony adiabatycznie gaz.

Następnie Tomek zaproponował maluchom wspólne doświadczenie. Poprosił, aby najpierw szeroko otworzyły buzię i dmuchnęły w dłoń. Następnie dzieci miały zrobić usta jak do popularnego „selfie” – z „dziubkiem” – i również dmuchnąć w dłoń.

To doświadczenie spowodowało, że raz dmuchano ciepłym, raz zimnym powietrzem, ponieważ był to efekt rozprężenia.

Gromowładny Tomek

Kolejnym pomysłem fizyka było ogrzanie rury, która w środku miała metalową siateczkę. Gdy była ona w pionie – wydobywała z siebie dźwięk, gdy była w poziomie – przestała grać. Działo się tak, ponieważ gorąca siateczka podgrzewała powietrze nad nią. Wtedy szło ono w górę i powodowało, że rura zaczynała grać.

Tomek był też gromowładny i zaprezentował zgromadzonej publiczności sprzęt do tworzenia wyładowań elektrycznych.

– Kto jest odważny i będzie chciał się podłączyć do urządzenia, które wytwarza pioruny? – pytał fizyk.

Na ochotnika zgłosił się 11-letni Damian.

– Ale jesteś ubezpieczony? – dopytał naukowiec.

– Tak – stwierdził Damian.

– Bardzo dobrze. W takim razie dwa problemy z głowy – skomentował żartobliwie sytuację Tomek i wprowadził chwilę niepewności, by sprawdzić, czy aby na pewno Damian jest odważny.

– Trochę się boję, bo robię to pierwszy raz i nie wiem, co się stanie, gdy podłączę cię do urządzenia. Nikt przed tobą nie odważył się, żeby to zrobić  – dodawał.

Podłączyć się pod tysiące woltów

Ale chłopiec się nie przestraszył a publiczność dopingowała go oklaskami. Nim jednak rozpoczął się eksperyment, Tomek nakazał Damianowi, aby ten bezwzględnie słuchał jego wskazówek. Następnie poprosił, a by chłopiec stanął na przygotowanym podeście oraz włożył koronę, którą była… metalowa miska.

– Gotowy jesteś, aby podłączyć się pod tysiące woltów? – zapytał raz jeszcze Tomek.

– Tak – odparł 11-letni bohater.

– Nie wiem, czy przeżyjesz, bo jeszcze nigdy tego nie robiłem – stwierdził fizyk i uruchomił machinę.
I  udało się. Damian wyszedł z eksperymentu cały i zdrowy. Jedyne co poczuł to lekkie mrowienie oraz włosy stanęły mu dęba.

O tym, że SPiN Day był udany świadczą słowa jednej z uczestniczek wydarzenia: – Mamo, nie chcę stąd wychodzić! – mówiła podekscytowana dziewczynka, która z wypiekami na twarzy oglądała wszystkie naukowe stoiska.

JOANNA GOŚCIŃSKA

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama