Nie ma porozumienia pomiędzy przeciwnikami budowy spalarni śmieci w Rzeszowie, a inwestorem. Piątkowe spotkanie obu stron jeszcze bardziej wzmocniło sprzeciw mieszkańców wobec inwestycji.

[Not a valid template]

 

Spalarnię śmieci na ul. Ciepłowniczej chce wybudować Elektrociepłownia Rzeszów wspólnie z Polską Grupą Energetyczną Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna.

Przeciwko budowie spalarni protestują mieszkańcy osiedla Załęże. Ratuszowi zarzucają, że bez konsultacji z mieszkańcami wydał zgodę na realizację inwestycji, która ma powstać do połowy 2018 r. Sprawę bada prokuratura.

Inwestor twierdzi, że spalarnia zapewni miastu energię i ciepło a także zmniejszy się liczba śmieci, którą Rzeszów wywozi na wysypisko w Kozodrzy. Rzeszów produkuje rocznie ok. 70 tys. t odpadów. Mieszkańcy uważają, że spalarnia będzie szkodliwa dla ich zdrowia.

Protestujący zawiązali Społeczny Komitet Ochrony Środowiska. To on w Rzeszowie zorganizował piątkowe spotkanie mieszkańców z przedstawicielami inwestora.

Komitet reprezentował Paweł Głuszyński z organizacji Zero Waste Europe, który od 25 lat zajmuje się problematyką bezpiecznego zagospodarowania odpadów. Głuszyński przez ostatnie 7 lat był ekspertem w projektach dotyczących odpadów medycznych, realizowanych przez UE, Bank Światowy w Europie, Afryce, Azji i Ameryce Płd.

Więcej dioksyn sami produkujemy?

Inwestora na spotkaniu reprezentowali dyrektor Elektrociepłowni Rzeszów Grzegorz Pelczar oraz eksperci prof. Adam Grochowalski z Wydziału Inżynierii Chemicznej Politechniki Krakowskiej oraz Włodzimierz Ćwiąkalski, prezes firmy EmiPro, który jest ekspertem w dziedzinie laboratoryjnych badań środowiska.

Grzegorz Pelczar zapewniał mieszkańców, że zaprojektowana spalarnia spełnia wymogi ustawy o odpadach, a obiekt jest dopasowany do wielkości regionu i przewidywalnej produkcji odpadów komunalnych w Rzeszowie. Spalarnia ma przetwarzać rocznie ok. 100 tys. ton odpadów na prąd i ciepło dla miasta.

– To podstawowa funkcja tej instalacji – mówił dyrektor Elektrociepłowni Rzeszów.

Prof. Adam Grochowalski przekonywał, że więcej dioksyn, niż w planowanej spalarni, generują przydomowe gospodarstwa.

– Ok. 95 proc. emisji dioksyn pochodzi z domowego spalania, a pozostałe 5 proc. z przemysłowego – dowodził ekspert z Politechniki Krakowskiej. – Problemy z dioksynami są od dawna. Ten problem nie pojawi poprzez zbudowanie nowych instalacji, które są pod pełną kontrolą.

W Krakowie mają i nie protestują?

Eksperci, którzy reprezentowali inwestora, mówili, że podobna spalarnia, jak w Rzeszowie, powstaje także w Krakowie. W stolicy Małopolski ma być uruchomiona do połowy czerwca przyszłego roku. Mieszkańcy Krakowa też początkowo protestowali przeciwko inwestycji, ale już przestali.

– Ta instalacja produkuje energię elektryczną i ciepło. Energii elektrycznej jest tyle, że wystarcza na utrzymanie całej sieci tramwajowej w Krakowie – przekonywał Włodzimierz Ćwiąkalski.

– Instalacja nic nie produkuje, bo jeszcze nie jest uruchomiona – odpowiadał Paweł Głuszyński.

– Instalacja powstawała pod ścisłą kontrolą i zachowaniem wszystkich wymogów ochrony środowiska – zapewniał Ćwiąkalski.

Paweł Głuszyński mówił, że spalarnia w Krakowie powstała bez żadnej dyskusji. – Zamykano przed nami drzwi. Nie było dokumentów. Nie było rozmów. To była zwykła przepychanka. Mam nadzieję, że tym razem to będzie wyglądało inaczej i będzie słuchany głos mieszkańców – mówił Głuszyński.

Wyniki są „podkręcane”?

Spalarnia ma przetwarzać na początku 40 tys. t rzeszowskich opadów, a nie 100 tys., tak jak to było planowane. To oznacza, że do spalarni trafiałyby odpady także z innych województw.

– Każda instalacja wyposażona jest w stały monitoring. Natomiast nie obejmuje on metali ciężkich i dioksyn. Pomiary są wykonywane raz na pół roku, nawet rzadziej. Na początku trochę częściej, żeby zweryfikować, czy rzeczywiście spalarnia dobrze funkcjonuje. Niestety, istnieje możliwość „podkręcania” tych wyników. One są utajniane – przestrzegał Głuszyński.

– Przecież to jest przestępstwo. Niech pan nie opowiada bzdur! – zaprotestował prof. Adam Grochowalski.

Nie brakowało przepychanek słownych. Głuszyński: – Co z tego, że instalacja spełnia standardy emisyjne, jak są wysokie emisje związków rakotwórczych?

– To straszenie ludzi – odpowiadał Grochowalski

– On [Paweł Głuszyński – red.] mówi prawdę! – krzyknął ktoś z zebranych.

– Nie dość, że spalarnia nie spełnia oczekiwań, jeśli chodzi o zagospodarowanie ilości odpadów, to jest kolejnym źródłem zanieczyszczeń – nie dawał za wygraną Głuszyński.

Alternatywa dla spalarni

Paweł Głuszyński zaproponował dla Rzeszowa rozwiązanie, które funkcjonuje w Płocku. Na osiedlach są kontenery, do których mieszkańcy przynoszą trzy rodzaje śmieci wstępnie posegregowanych. Śmieci odbiera pracownik, który je myje i znów segreguje.

– Efekt jest taki, że ponad 70 proc. odpadów z tego systemu nadaje się do powtórnego wykorzystania i są bezpośrednio przekazywane do kompostowni – mówi Głuszyński.

Idealną walką z odpadami byłby ich recykling, czyli ponowne wykorzystanie. W samym Rzeszowie ponad 60 tys. t odpadów pozostaje niezagospodarowanych.

– Spalimy tylko to, co zostanie, z czym nie będziemy mieć pomysłu lub opcji, co z tym zrobić. Będziemy wspierać recykling. Obiecuję, że zrobimy jak najwięcej, by jak najmniej tego paliwa trafiało do spalania – zapewniał prof. Adam Grochowalski.

Przywoływał wyniki badań w Londynie podczas eksperymentu z nocy sylwestrowej na przełomie roku 1999/2000. Sztuczne ognie, które trwały 15 min., wyemitowały więcej szkodliwych substancji niż spalarnia w Londynie, która musiałaby emitować je przez 120 lat. A londyńska spalarnia jest 2,5 razy większa od tej, która ma powstać w Rzeszowie.

– Sztuczne ognie wyemitowały tyle substancji, ile nasza spalarnia nie wyemituje w ciągu 400 lat – podawał prof. Grochowalski. – Niech prezydent wprowadzi zakaz puszczania sztucznych ogni w Rzeszowie – dodał.

Piątkowe spotkanie obaw przeciwników spalarni nie rozwiało, jej zwolennicy bronią swoich racji. Planowane jest kolejne spotkanie.

SABINA LEWICKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama