Delegację mieszkańców, w których uderza „zielona konstytucja” dla Rzeszowa, w środę przyjął w Warszawie Marcin Warchoł, poseł i wiceminister sprawiedliwości. On sam twierdzi, że mieszkańcy mają szansę obronić swój majątek.
Mieszkańcy wielu osiedli na obrzeżach miasta, gdzie to właśnie tam w ogromnym stopniu miejscy planiści, architekci i urbaniści wyznaczyli tereny zielone, szukają pomocy gdzie się da. Swój protest przeciwko „zielonej „konstytucji” wyrażają na spotkaniach z prezydentem Konradem Fijołkiem albo przychodzą pod okna ratusza z transparentami.
Spór wokół nowego Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Miasta Rzeszowa trwa od wielu tygodni. Jest w nim zapis, że 30 proc. terenów w mieście ma być zielonych – na osiedlach Budziwój, Matysówka, Bzianka i Słocina. 30 czerwca prezydent znów spotka się z mieszkańcami. Dyskusja odbędzie się o 17:00 na Podpromiu.
Zarezerwowanie dużej hali sportowej to sygnał, że znów będą tłumy i prezydent nie ma co liczyć na ciepłe przyjęcie. To on jest w głównej oskarżany o „złodziejską politykę”. Mieszkańcy twierdzą, że nowe studium (powstawało dwa lata) doprowadzi do spadku wartości nieruchomości, zablokuje im możliwość zabudowy działek.
„Wolna amerykanka” opanowana
Konrad Fijołek ugiął się pod falą protestów i już w minioną niedzielę na spotkaniu z mieszkańcami Budziwoja obiecał im, że „zielona konstytucja” przejdzie korektę. We wtorek prezydent, gdy podsumowywał rok swoich rządów, powtarzał, że próbuje uporządkować przestrzeń miasta, a na „strażnika jakości życia” wyznaczył Janusza Sepioła.
Sepioł jest architektem miasta, ale problem w tym, że w spotkaniach z mieszkańcami nie uczestniczy. Prezydent Fijołek przekonuje, że „opanowano wolną amerykankę”. – Warunki zabudowy trzymają się pewnej logiki, prawa, rozsądku i pewnej wizji, którą staramy się wykuwać – mówił we wtorek. Dodał, że „niepokoje społeczne pomału się normalizują”.
Ale raczej nie w sprawie studium, tam bunt przeciwko „zielonej konstytucji” nie słabnie. – Jak się okazuje, debata nie przetoczyła wokół tego, czego wszyscy byśmy się spodziewali – jakości przestrzeni, a przesunęła się na prawo własności – potwierdza Fijołek. Bo ludzi mało interesuje dbanie o zieleń, gdy mają na to poświęcić swoją własność.
Totalny chaos
Zapewnienia prezydenta, że studium będzie zmienione i skargi uwzględnione, nie wszystkich jednak uspokajają. W środę delegacja mieszkańców pojawiła się w Warszawie u wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła. On i jego współpracownicy z resortu wysłuchali zarzutów i skarg na studium. Tych już jest ponad 200.
Jak mówi wiceminister Warchoł, ze skarg wynika, że studium robiono niezgodnie z celem prawnym, a jedynie po to, by wskaźniki się zgadzały. – Totalny chaos i pogwałcenie własności prywatnej – ocenił po spotkaniu z mieszkańcami Marcin Warchoł. – Wygląda to tak, jak gdyby ktoś zielonym flamastrem jeździł sobie dowolnie po mapie – dodaje.
– Właściciel połowę działki ma zabraną na teren zielony z zakazem zabudowania, zakazem odrolnienia, z ogromnym spadkiem jej wartości. W innym miejscu miasto wydało ogromne pieniądze na uzbrojenie terenu pod inwestycje, po to żeby zrobić tam tereny zielone. Przecież to jawna niegospodarność. Takich absurdów jest mnóstwo – uważa wiceminister.
Marcin Warchoł zwraca uwagę na coś jeszcze. – Wnioski do studium można było składać jedynie w szczycie pandemii – w lipcu 2020 roku, o czym 99 procent mieszkańców nie miało pojęcia – twierdzi wiceminister sprawiedliwości. Mieszkańcy zamierzają skarżyć studium do sądu administracyjnego, bo o powstającym dokumencie wiedzieli tylko nieliczni.
Z obecnym studium mieszkańcy mogą się zapoznawać do 30 czerwca, a do 21 lipca lipca zgłaszać uwagi. Dokument jest dostępny w Urban Labie i Biurze Rozwoju Miasta Rzeszowa.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl