Zdjęcie: Piotr Woroniec jr / Rzeszów News

Ratusz przymierza się do zamontowania kolejnych urządzeń do ważenia ciężarówek na rzeszowskich drogach. Dotychczasowy system działa fatalnie, bo żaden kierowca nie został ukarany mandatem. 

Wagi do ważenia ciężarówek pojawiły się w Rzeszowie jesienią 2015 roku. Zamontowano je na „wylotówkach” do miasta na ulicach Warszawskiej, Lubelskiej, Krakowskiej, Lwowskiej i Podkarpackiej. Wagi miały być lekiem na przeciążone ciężarówki, które niszczą nowe drogi. 

Na nowy system wydano prawie 7 mln zł, projekt w 85 procentach sfinansowała Unia Europejska. W niedalekim sąsiedztwie wag zamontowano kamery, które umożliwiają identyfikację pojazdu wraz z numerem rejestracyjnym. Około 100 metrów od wag zainstalowano tablice o zmiennej treści.

Działa tylko w teorii 

Jeśli samochód jest za ciężki, to automatycznie pojawia się informacja, że został przekroczony nacisk na oś. Drogi wjazdowe do Rzeszowa mają dopuszczalny nacisk od 10 do 11,5 ton na oś. Ich przekroczenie może słono kosztować. Mandaty wynoszą od 500 do 15 tys. zł.

System miał na bieżąco rejestrować wszystkie wykroczenia do 90 dni, a później informacje archiwizować nawet do 10 lat. Ale to wszystko teoria. 

Już pół roku po zamontowaniu wag, jako pierwsi, ujawniliśmy, że system nie działa, bo dane z systemu, które są w centrum sterowania ruchem w mieście przy ul. Targowej, nie trafiają do Inspekcji Transportu Drogowego. To popularne „krokodyle” miały się zajmować karaniem kierowców przeciążonych ciężarówek. 

Po naszej publikacji Miejski Zarząd Dróg w Rzeszowie zapowiedział wówczas, że drogowcy będą przekazywać odczyty z systemu do ITD. Szefostwo Inspekcji studziło optymizm, że dzięki temu problem się rozwiąże.

Cztery kolejne wagi 

Teraz, po dwóch latach, okazuje, że „krokodyle” miały rację. System wciąż nie spełnia swojej roli, bo do tej pory żadnego kierowcy, który wjechał do Rzeszowa przeciążoną ciężarówką, nie spotkała żadna kara. Tymczasem ratusz ogłosił przetarg na budowę miejsca do ważenia pojazdów. Ma ona do jesieni br. powstać przy al. Wyzwolenia.

– Kolejne będą się  znajdować na ulicach Warszawskiej, Lubelskiej, Sikorskiego, Krakowskiej i Przemysłowej  – zdradza nam Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

– Przetarg  zamierzamy ogłosić na przełomie września i października. Inwestycja będzie obejmować także budowę nowych wag na al. Sikorskiego, przy rondzie Kuronia i rondzie w ciągu ul. Przemysłowej, gdzie mamy wjazd na łącznik z S19. Jeśli poszłoby wszystko zgodnie z planem, całość powinna zakończyć się końcem 2019 roku – zapowiada Chłodnicki.

Wagi nie mierzą dokładnie

Z danych ratusza wynika, że od marca do późnej jesieni każdego roku na rzeszowskich drogach pojawia się około 1000 ciężarówek miesięcznie. Wtedy jest ich najwięcej, bo trwa sezon budowlany. 

Rzeczywistość po zamontowaniu wag jest bardzo brutalna. Przeciążone ciężarówki do Rzeszowa mogą wjechać, przejechać przez całe miasto, zniszczyć jezdnię i… nikt ich nie ukarze. Wagi podają bowiem tylko szacunkową wartość przeciążenia, a to za mało, by karać kierowców ciężarówek.  

– Waga nie podaje odległości między osiami, nie mierzy dokładnie na długość, szerokość i wysokość pojazdu. Parametry te mogą być w różny sposób przekroczone. Ich skala przekroczenia decyduje o wysokości kary.

– Obecnie system prawny jest tak skonstruowany, że nie można nałożyć kary tylko na podstawie danych z wagi preselekcyjnej – nie pozostawia złudzeń Jerzy Mika, szef Podkarpackiego Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Rzeszowie.

Wagi do norm… socjalnych

Aby funkcjonariusze ITD mogli skontrolować ciężarówki przy pomocy jeszcze swoich atestowanych urządzeń, muszą mieć do tego miejsce. A takich punktów do tej pory w Rzeszowie nie wyznaczano. Efekt? Wagi są, mandatem nikt nie został dotychczas ukarany. 

– Informacje przesyłane do nas z preselekcji wykorzystujemy jako potwierdzenie, iż kierowca poruszał się po danej drodze mimo, że miał wyłączony tachograf. Wówczas jesteśmy mu w stanie udowodnić, że łamie normy socjalne. Bez miejsc do ważenia pojazdów nie jesteśmy w stanie korzystać z preselekcji w całej okazałości – twierdzi Jerzy Mika.

W uproszczeniu – dane z wag „krokodyle” wykorzystują tylko jako dodatkowy dowód do tego, by kierowcę ukarać za to, że zbyt dużo czasu spędził za kierownicą bez odpoczynku. To kontrole, które ITD i tak wykonuje, a dane z wag dodały im jedynie papierkowej roboty. 

ITD zapewnia, że od początku dawała ratuszowi jasno do zrozumienia, że wagi nie będą spełniać swojej funkcji, jeżeli „krokodyle” nie będą miały gdzie kontrolować ciężarówek. – To tak jakby kupić czajnik bezprzewodowy i nie mieć do niego kabla – mówili nam przed dwoma laty inspektorzy. 

Punkt kontrolowania ciężarówek musi być formalnie zalegalizowany. Bez tego każdy kierowca jest w stanie podważyć wyniki pomiarów z wag. Muszą być one jeszcze potwierdzone przez pomiary z zalegalizowanych punktów i z zalegalizowanych wag, które mają „krokodyle”. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama