– Robota dodaje mi energii, nawet jak są trudności – mówi Tadeusz Ferenc. Prezydent Rzeszowa woli zakasać rękawy w Warszawie – w Sejmie.
Poniedziałek (5 sierpnia) był pierwszym dniem pracy Tadeusza Ferenca w ratuszu, gdy 30 lipca Grzegorz Schetyna, lider Platformy Obywatelskiej, ogłosił że Ferenc będzie „jedynką” rzeszowskiej listy Koalicji Obywatelskiej w jesiennych wyborach parlamentarnych. Gdy Schetyna ogłaszał tę decyzję, Tadeusz Ferenc był wówczas na urlopie nad Soliną.
Od tamtego momentu najważniejsi współpracownicy Ferenca czekali na jego powrót do pracy i co im właściwie powie. Niektórzy do tej pory nie wierzą w start Ferenca do Sejmu i uważają, że dopóki listy nie zostaną zarejestrowane, to prezydent może jeszcze wykonać jakąś polityczną woltę. O tym, że go na to stać, wiele razy można było się przekonać.
Tadeusz Ferenc nie ma skrupułów
Na poniedziałkowe spotkanie ze swoimi dyrektorami Tadeusz Ferenc przyszedł tak, jakby temat wyborów i jego startu do Sejmu w ogóle nie istniał. Janusza Makara, dyrektora Rzeszowskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, zganił za to, że nad kąpieliskiem Żwirownia pozwolił na umieszczenie nieestetycznego kontenera; Marcina Dziedzica, dyrektora Estrady Rzeszowskiej, z kolei pytał, dlaczego pod sceną na rzeszowskim Rynku są puszki po piwie.
Tadeusz Ferenc, jak zawsze po objechaniu miasta, zwrócił jeszcze uwagę na kilka innych estetycznych kwestii w mieście. Zachowywał się tak, jakby w ogóle nie przymierzał się do opuszczenia prezydenckiego fotela. Wybory prawdopodobnie odbędą się 13 października (taką datę ma rekomendować prezydent RP Andrzej Duda), ale może tydzień później. Tadeusz Ferenc, po dostaniu się na Wiejską, z automatu traci stanowisko prezydenta.
Jedyne sygnały, jakie świadczyły o tym, że Ferenc rzeczywiście szykuje się do Sejmu, to pochwała dyrektorów i przekonanie, chyba też samego siebie, że przez prawie 17 lat swoich rządów miał tak dobrych współpracowników, że ratusz i bez niego sobie poradzi w utrzymaniu Rzeszowa na wysokim „C”. To, że Ferenc jest tytanem pracy, wie chyba każdy.
Ferenc przyznaje, że decyzja o starcie w wyborach nie była łatwa, ale szalę na „tak” przewyższyły „cele wyższego pułapu”. – Ciągle [Tomasz Poręba, europoseł PiS – przyp. red.] mówi, że S19 będzie do Barwinka. Nic się w tej sprawie nie dzieje, a czas ucieka. Ja nie mam skrupułów w rozmowach i działaniach na rzecz Podkarpacia – mówi nam Tadeusz Ferenc.
Dobrze mu się rozmawia w Warszawie
Nie bez znaczenia jest też to, co dzieje się w polityce ogólnopolskiej. Nie od dziś wiadomo, że rząd PiS przymierza się do ograniczania roli samorządów i to na ich barki spada realizacja obietnic wyborczych składanych przez rząd Mateusza Morawieckiego. Ferencowi nie podoba się rozdawnicza polityka rządu PiS. To samorządy mają np. w swoich budżetach znaleźć pieniądze na podwyżki dla nauczycieli od 1 września, które obiecał PiS.
– Próbuje się też samorządowcom ograniczyć budżet – mówi prezydent Ferenc. Chodzi o rządowy pomysł obniżenia PIT z 18 proc. do 17 proc. Dla samorządów oznacza to mniejszy roczny przychód, a w konsekwencji mniej pieniędzy na np. budowę nowych dróg. Tadeusz Ferenc uważa, że o interesy miasta i Podkarpacia skuteczniej będzie walczył z ław sejmowych niż z prezydenckiego fotela. Nawet, gdyby miał być posłem opozycji.
– Dobrze mi się rozmawia w Warszawie. Gdy są pieniądze z Unii Europejskiej, trzeba je wydawać. A jak się tego nie zrobi, jest mocny atak – mówi Tadeusz Ferenc. Nie zmienia to faktu, że prezydent Rzeszowa powtarza, że interesuje go miasto. – Mam przyjemność z rozmowy z ludźmi. Robota dodaje mi energii, nawet jak są trudności – mówi Ferenc.
Na pytanie, czy może jeszcze zmienić decyzję o starcie w wyborach, nie odpowiada, tylko się uśmiecha. Współpracownicy Ferenca biorą to pod uwagę i uważają, że wolta prezydenta jest jeszcze możliwa, gdy Ferenc zobaczy, jak na jego decyzję zareagowali mieszkańcy. Niektórzy już mówią, że startem w wyborach parlamentarnych zdradza Rzeszów. „Zdradzić” chciał go 4 i 8 lat temu, gdy startował bezskutecznie do Senatu. Teraz woli jednak Sejm.
Zdzisław Gawlik: Sejm czeka na Ferenca
Zdzisław Gawlik, szef podkarpackiej PO i „dwójka” na rzeszowskiej liście KO, jest przekonany, że Ferenc zdania już nie zmieni.
– Na tyle, na ile znam już prezydenta, to wiem, że jest on człowiekiem konsekwentnym. Nie zmieni decyzji w zależności od siły wiatru czy pogody – uważa poseł Gawlik. – Podkarpacie zasługuje na kogoś, kto pomoże nie tylko tym 200 tys. ludzi, ale także pozostałym 2 mln, którzy czekają na to, aby ktoś z pomysłami pojawił się na Podkarpaciu – dodaje lider regionalnej PO.
Odejście Tadeusza Ferenca z ratusza, o ile dostanie się do Sejmu, oznacza, że do miasta wejdzie komisarz PiS wyznaczony przez premiera RP, bez względu, czy jesienne wybory wygra PiS, czy Koalicja Obywatelska. Mateusz Morawiecki będzie miał jeszcze czas, by w roli komisarza obsadzić człowieka z PiS, który prawdopodobnie stanie się też naturalnym kandydatem partii w przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa.
Po wejściu komisarza będzie 90 dni ustawowych na rozpisanie nowych wyborów, ten termin można w wyjątkowych sytuacjach wydłużyć o kolejne 90. Na razie nie wiadomo, czy PiS zdecyduje się na wariant przeciągania wyborów, czy będzie chciał walkę o ratusz rozstrzygnąć szybciej. W PiS do walki są chętni. Mówi się o Ewie Leniart, wojewodzie podkarpackim, posłance Krystynie Wróblewskiej czy radnym Rzeszowa Marcinie Fijołku.
Marek cenny, ale musi okrzepnąć
Tadeusz Ferenc nie obawia się, że do ratusza wejdzie komisarz PiS. To właśnie jest ryzyko, że Ferenc, dostając się do Sejmu, otworzy wreszcie furtkę PiS, by przejąć ratusz. Bez Ferenca ta szansa wreszcie wydaje się realna. – Cieszę się, że Tadeusz Ferenc startuje do Sejmu – mówi szczerze Krzysztof Sobolewski, „jedynka” rzeszowskiej listy PiS.
Ferenc tonuje nastroje w PiS, że ich komisarz utoruje im drogę do upragnionego wyborczego sukcesu w mieście. – Komisarze już byli i odpadali w wyborach. Ludzie w miastach kierują się fachowością – twierdzi Tadeusz Ferenc.
Przykład? Mielec, gdzie po śmierci prezydenta Daniela Kozdęby komisarzem został Fryderyk Kapinos z PiS, który w ubiegłorocznych wyborach samorządowych przegrał z niezależnym kandydatem Jackiem Wiśniewskim. Tadeusz Ferenc nadal uważa, że w ratuszu jego fotel powinien zająć jego obecny zastępca Marek Ustrobiński. Ferenc wspierał go w majowych eurowyborach. Ustrobiński jednak przegrał, zdobył 16 tys. głosów, Ferenc liczył na 30 tys.
Mimo głosów, że Marek Ustrobiński po eurostarciu stracił w oczach Tadeusza Ferenca, ten nadal w wyborach na prezydenta Rzeszowa stawia na Ustrobińskiego. – Przygotowywałem go do tego. Marek jest fachowcem. Cenię go, ale musi okrzepnąć politycznie – przyznaje Ferenc. To może być sygnałem, że jego wiara w wyborczy sukces Ustrobińskiego jest lekko zachwiana, ale też niepozbawiona nadziei, że Ustrobiński pociągnie wózek Ferenca.
PiS tylko czeka aż przyjdzie mu się zmierzyć właśnie z Markiem Ustrobińskim. W kampanii będzie go łatwiej atakować, Ustrobiński odpowiada za inwestycje, w znalezieniu na niego „kwitów” przez PiS-owskiego komisarza, w czym ta partia się specjalizuje, nie będzie problemu. – Marek w kampanii może być cały czas w defensywie, będzie musiał się cały czas z czegoś tłumaczyć. Będzie łatwym chłopcem do bicia – słyszymy w ratuszu.
A dlaczego nie Konrad Fijołek?
Dlatego zapędy PiS w szukaniu haków na konkurentów ma zminimalizować Konrad Fijołek, polityczne „dziecko” Tadeusza Ferenca, obecny wiceprzewodniczący Rady Miasta. Fijołek też chce startować na prezydenta Rzeszowa. Start w wyborach dwóch ludzi z obozu Tadeusza Ferenca może sprawić, że PiS do ratusza wjedzie, jak na białym koniu. Będą więc zabiegi, by Marka Ustrobińskiego przekonać, by przestał myśleć o prezydenturze i się wycofał.
Tadeusz Ferenc o Konradzie Fijołku niechętnie rozmawia. Pytany, czy byłby on dobrym jego następcą, odpowiada: – Niezręczne pytanie.
Potem Ferenc jednak dodaje: – Powinien być [Konrad Fijołek] najpierw tu [w urzędzie] dyrektorem, zastępcą prezydenta. Poznać tę robotę od środka. Wy [dziennikarze – przyp. red.] wiecie więcej niż on – twierdzi prezydent. Przyznaje też, że start zarówno Ustrobińskiego, jak i Fijołka obniża szanse na zwycięstwo dla któregokolwiek z nich. Na szczęście nie zapowiada się, by PO planowała wystawić jeszcze swojego kandydata.
– Kandydat w tej grupie, która nie rządzi krajem, powinien być jeden. Trzeba się dogadać – kim on ma być, kto ma największe szanse. Marek Ustrobiński jest znakomitym człowiekiem i fachowcem. Nie chcę jednak niczego przesądzać. Musimy zrobić sondaże, badania. Musimy poczekać, co zrobi druga strona [PiS]. Nie możemy dopuścić, by to wszystko się rozbiło – twierdzi Zdzisław Gawlik.
Tadeusz Ferenc uważa, że odchodząc z ratusza po 17 latach, miasto postawił na nogi. – Jest na topie praktycznie we wszystkich płaszczyznach. Tu się ludzie pchają – mówi. A co jeśli PiS przejmie władzę w mieście i zniweczy ten 17-letni dorobek? Na to pytanie Ferenc już sensownie nie odpowiada.
Współpraca: (ram)
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl