Tłumy na koncercie „Operowe Variete” przy fontannie multimedialnej [FOTO]

Ile razy powinni bisować soliści podczas koncertów muzyki klasycznej? Dopóki się nie nauczą. Na szczęście w Rzeszowie na deskach sceny przy fontannie multimedialnej Iwona Socha – sopranistka i Adam Sobierajski – tenor zaprezentowali się wyśmienicie. Chciało się tylko więcej i więcej.

 

Czy słońce, czy deszcz, czy ciepło, czy zimno – nieważne! Koncerty muzyki klasycznej, które organizuje rzeszowski magistrat przy fontannie multimedialnej, niezmiennie cieszą się ogromnym zainteresowaniem rzeszowskiej publiczności. Dowodem na to były zajęte w niedzielny wieczór wszystkie miejsca przygotowane przed sceną, amfiteatr oraz liczne grupy, które stały na wzniesieniach.

Uczta od „Wesele Figara”

Tym razem na scenie można było zobaczyć i usłyszeć zespół „Arso Ensemble” oraz solistów Iwonę Sochę – sopranistkę  oraz Adama Sobierajskiego – tenora. Tegoroczna odsłona koncertu nosiła nazwę „Operowe Variete” – z francuskiego „Operowe różnorodności, zmienności, odmiany, warianty, rozmaitości”.

– Na dzisiejszy wieczór wybierzemy wariant „rozmaitość”, ponieważ będzie to podróż po operze przez jej największych twórców i kompozytorów, którą zakończą operetkowe hity dobrze znane i chętnie śpiewane – mówił Adam Sobierajski, który prowadził również cały koncert.

Muzyczna uczta przy fontannie rozpoczęła się od uwertury do opery „Wesele Figara”, którą skomponował Wolfgang Amadeus Mozart – największy przedstawiciel opery klasycznej, twórca 16 oper, gdzie pierwszą skomponował mając zaledwie 11 lat, 50 symfonii, około 20 mszy.

Kolejne dzieła tego wybitnego artysty, które mogliśmy usłyszeć przy fontannie multimedialnej, to: aria Zuzanny z II aktu opery „Wesele Figara” oraz arię Tamina „Dies Bildnis ist bezaubernd schön” z opery „Czarodziejski flet”.

Następnie muzycy z zespołu „Arso Ensemble” oraz wspaniali soliści przenieśli zgromadzoną publiczność do słonecznej Italii za sprawą Gioacchino Rossini i uwertury z opery „Włoszka w algierze”. Kolejny muzyczny krok to była Francja, Paryż, Charles Gounod opera „Romeo i Julia” i walc Julii „Chce się żyć”.

O czym zapomniał tenor? 

Następnie usłyszeliśmy: operę Gaetano Donizettiego „Napój miłosny”, Giuseppe Verdiego – opera „Nieszpory Sycylijskie” bolero Eleny, uwerturę do opery „Traviata” oraz z tej samej opery duet Alfreda i Wioletty , a także słynną  tenorową arię Księcia Mantui z III aktu opery Rigoletto – „La donna è mobile”, czyli „Kobieta zmienną jest”.

Słowa te potwierdziła Iwona Socha, która rzeszowskiej publiczności raz pokazała się w czarnej satynowej sukni, by znów ubrać kreację w kolorze grafitowym, głębokiej czerwieni, seledynowym i na końcu powrócić do sukni czarnej połyskującej cekinami.

– Jak śpiewałem „La donna è mobile”, przypomniało mi się pewnie zdarzenie, które miało miejsce podczas moskiewskiej premiery opery „Rigoletto” – mówił Adam Sobierajski.

Chodziło o to, że rano, tuż przed premierą, tenor zadzwonił do dyrektora filharmonii i powiedział, że wysiadł mu głos i nie jest w stanie zaśpiewać. Dyrektor, wpadając w popłoch, rozpoczął telefoniczne poszukiwania zastępczego tenora, który zaśpiewa partie Księcia. Jeden, drugi telefon –  każdy tenor w tym dniu śpiewał już coś innego.

Wreszcie na Kamczatce znaleziono odpowiedniego solistę, który jest w wieczór premiery wolny. Dyrektor odetchnął, wysłano po solistę odrzutowiec. Problem polegał na tym, że w Moskwie nikt nie wiedział jak on śpiewa.  Pierwszy akt opery miał go sprawdzić – tenor zaśpiewał, a dyrektor odetchnął z ulgą, premiera uratowana. Drugi akt – bez problemu wykonana kolejna aria.

W końcu nadszedł trzeci akt. Orkiestra gra wstęp do „La donna è mobile”, tenor nic. Dyrygent zawinął wstęp raz jeszcze, sufler podpowiada  „La donna…, La donna…”, tenor dalej milczy. Trzeci raz – dyrygent i pół orkiestry mówi „La donna…, La donna…”. Po czwartym razie tenor nie wytrzymał: „Co „La donna…, La donna…”, jak melodii zapomniałem”.

– Na szczęście ja nie zapomniałem i udało mi się zaśpiewać tę arię  – podsumował Adam Sobierajski.

Na scenie przy fontannie wybrzmiały jeszcze dzieła Giacomo Pucciniego: opera „Cyganeria” walc Musetty w wersji instrumentalnej, jednoaktowa opera „Gianni Schicchi” aria „O mio babbino caro”.

„Bóg ją rozgrzeszy”

Kolejna część koncertu, zgodnie z zapowiedziami, była wypełniona operetkami. Nim jednak tak się stało Adam Sobierajski zwrócił uwagę na to, że orkiestra gra bez dyrygenta i dobrze sobie radzi. Korzystając z okazji, opowiedział pewną anegdotkę. Jeden  wielkich dyrygentów miał taki zwyczaj, że dyrygował swoje dzieła na pamięć  – jego pulpit był zawsze pusty. Przychodząc na każdą próbę i przed każdym koncertem wyciągnął jedynie taką mała karteczkę z połaci fraka czytał, chował i zaczynał  dyrygować.

Jeden z koncertmistrzów był ciekawy, co on tak z tej karteczki czyta. Gdy dyrygent kiedyś zostawił ją w przerwie na pulpicie postanowił, że do niej zajrzy. Na kartce widniał napis:  „Skrzypce po lewej, kontrabasy po prawej”.

W połowie koncertu Iwona Socha była lekko pijana, chociaż Adam Sobierajski zapewniał, że za kulisami pili tylko wodę. Upojenie sopranistki wynikało ze śpiewania „Annen polki”, gdzie tłumaczyła, że to „winien jest szampan”, przez który ma „zdrożne myśli”, ale „Bóg ją rozgrzeszy”.

Adam Sobierajski wykonując operetkę Johanna Straussa „Baron cygański” kuplety Barinkaya opowiedział anegdotkę o Janie Kiepurze, który był wybitnym odwrócą tej roli. Gdy tenor spacerował po ulicach Krakowa  zaczepiła go starsza pani: „Panie Janie, pan tak pięknie śpiewa, ma pan tak piękny głos, pan ma taki donośny głos. Panie Janie, niech pan dla mnie zawoła dorożkę”.

Włoskie „Sto lat” na koniec

Koncert zakończył duet Hanny i hrabi Daniłły z operetki „Wesoła wdówka” „Usta milczą, dusza śpiewa”.

Oczywiście nie mogło obyć się bez bisów. Nim jednak soliści zaśpiewali, wymienili kilka uwag na temat głosów, które reprezentują.

 – Po czym poznać tenora jadącego w nocy na rowerze? Ma lampkę skierowaną na siebie – mówiła Iwona Socha.

– Wiedziałem – odparł tenor Sobierajski. – Wiecie, jak w filharmonii pewna sopranistka bisowała? – i tu spojrzał na Iwonę Sochę – Aż trzy razy. Przed czwartym w końcu zapytała publiczność, ile razy ma to jeszcze zrobić, bo gardo ma tylko jedno, a przed nią tournee po Ameryce. Cała sala jej opowiedziała: „Dopóki się nie nauczysz” – taką opowiastką odgryzł się tenor na sopranistce.

Na koniec soliści wykonali „La Spagnola” – włoską pieśń, którą w Polsce znamy jako „Sto lat”.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama