Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News
Reklama

Zabytkowa willa Kotowicza przy ulicy Dekerta w Rzeszowie ma być w rękach miasta. We wtorek radni zobowiązali prezydenta, by zaczął w tej sprawie działać. 

To zadziwiający zwrot radnych Rozwoju Rzeszowa i Platformy Obywatelskiej, którzy jeszcze trzy lata temu – w 2018 roku – nie chcieli przyjąć podobnej uchwały autorstwa opozycyjnego PiS. PiS o przejęciu willi Kotowicza przez miasto Rzeszów mówi od 2015 roku. Do tej pory nic w tej sprawie nie zrobiono, przed przejęciem willi bronił się ratusz. 

– Wykup obiektu to wydatek kilkuset tysięcy złotych. Kolejne duże sumy trzeba byłoby przeznaczyć na wyremontowanie willi. Ktoś mógłby oskarżyć nas o niegospodarność – mówił nam wiosną 2018 roku Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

Po trzech latach temat przejęcia willi płk. Jana Kotowicza, ostatniego dowódcy 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, wrócił na wtorkową sesję. Przypomnijmy: willę wzniesiono w 1928 roku. Obecnie jest ona w fatalnym stanie – willa niszczeje, ma powybijane szyby, w sierpniu ub. r. podjęto próbę nielegalnego wyburzenia obiektu

Właścicielem willi Kotowicza przy ulicy Dekerta 4, niedaleko pałacyku Lubomirskich, jest spółka Willa Palace. Już w 2015 roku willę próbowano wyburzyć, a na jej miejscu postawić 4-kondygnacyjny apartamentowiec. Zrobiła się burza, protestowali mieszkańcy i Jan Śmierzyński, potomek płk. Kotowicza, który prosił miasto o ratowanie obiektu.

Gołąb: willa warta uratowania

Aby willę uchronić przed wyburzeniem, wojewódzki konserwator zabytków wpisał cały zespół ulicy Dekerta do rejestru zabytków. Właściciel willi od tamtej pory nic w zasadzie nie zrobił, aby poprawić jej los. Teraz o willę upominają się radni Rozwoju Rzeszowa. To z inicjatywy radnego tego klubu Sławomira Gołąba temat wrócił.

Gołąb na wtorkowej sesji pokazywał radnym zdjęcia, jak obecnie wygląda willa – wybite szyby, zniszczone ogrodzenie, ściany pobazgrane. – Właściciel nie czyni niczego, aby budynek zabezpieczyć przed jego zniszczeniem. To budynek o znaczeniu historycznym dla mieszkańców. Dla samego Rzeszowa warty jest uratowania – uważa Sławomir Gołąb. 

Jego zdaniem willę Kotowicza można przeznaczyć na cele kulturalne. Radny Gołąb zaproponował przejęcie willi przez miasto na podstawie obowiązujących przepisów. Te mówią o tym, że jeżeli właściciel zabytkowego budynku doprowadza go do ruiny, to może być z niego wywłaszczony. Robi to konserwator zabytków na wniosek prezydenta. 

Gdy nie ma już Ferenca… 

Pomysł, by willę przejęło miasto spodobał się radnym PiS. – Willa jest godna uratowania – uważa Danuta Solarz (PiS). – W budynku mogłaby być placówka upamiętniająca naszych bohaterów z Armii Krajowej. Są pamiątki w rękach prywatnych, ma je Instytut Pamięci Narodowej. Wierzę, że znajdą się pieniądze na uratowanie willi – mówiła Solarz. 

Radny Robert Kultys (PiS) zwrócił uwagę, że jeszcze parę lat temu dyskusje w radzie na temat przejęcia willi nie były takie gładkie, jak teraz, podkreślił znaczenie willi – Nie mamy dużo przykładów willi w ogrodzie, tym bardziej należy je pieczołowicie konserwować, przeznaczać na cele publiczne – stwierdził Kultys, popierając wniosek Sławomira Gołąba.

Kultys też się wyzłośliwiał. – Ciekawie nasza rada ewaluuje. Coraz lepsze poglądy są reprezentowane. Czy jak jednego człowieka zabrakło, to tak nagle wszystkim umysły, horyzonty się otworzyły? – pytał radny PiS. To sugestia, że radni Rozwoju Rzeszowa i PO nie mają już politycznego bata po odejściu z ratusza prezydenta Tadeusza Ferenca. 

Kupować, a nie wywłaszczać?

Grzegorz Koryl, radny PiS, mówił, że koszty odrestaurowania willi Kotowicza będą duże. – Ale są do udźwignięcia – ocenia Koryl. Jolanta Kaźmierczak, radna PO, wolała nie wracać do przeszłości. – Dobrze, że rada mówi jednym głosem – podkreślała. Ostrzegała, by willi nie przejmować na zasadzie wywłaszczenia. – To żmudna droga – mówiła Kaźmierczak.

– Długa procedura może doprowadzić do zrujnowania tak cennego obiektu. Dobrze byłoby podjąć starania odkupienia willi – uważa Jolanta Kaźmierczak. Temat willi Kotowicza spodobał się radnym PiS, bo mieli nieczęstą okazję do krytykowania koalicji za to, że podejmuje sprawy, których nie chciała podejmować wcześniej, bo były autorstwa PiS.  

– Fajnie, że opamiętanie i refleksja przychodzą. Szkoda, że straciliśmy blisko trzy lata – punktował koalicję radny Marcin Fijołek, szef klubu PiS.

To zazdrość kolegów z PiS? 

Koalicji dyskusja wyraźnie nie pasowała. – Myślałem, że unikniemy licytacji, kto ma tutaj większe zasługi. To chyba wyrzut sumienia i zazdrość kolegów z PiS-u przemawia, że to nie oni pierwsi złożyli ten projekt – kontrował Sławomir Gołąb z Rozwoju Rzeszowa. Ale mu nie wyszło. – To my w 2015 roku składaliśmy wniosek – przypominał Robert Kultys z PiS. 

I wytykał radnym koalicji, że chcą szybko zapomnieć, co było rok, czy dwa lata temu. – Dzisiaj są miłośnikami willi Kotowicza, zieleni… – wbijał szpilki Kultys. – Szkoda się licytować – odparł Gołąb, składając jednocześnie wniosek o zamknięcie dyskusji i przejście do głosowania. Kultys dyskutować chciał dalej, ale opozycja głosowanie przegrała. 

To główne, nad samym zobowiązaniem prezydenta, by podjął kroki do przejęcia willi Kotowicza, przeszło zgodnie z przewidywaniami. 25 radnych było za, jeden się wstrzymał, nikt nie był przeciwko. Teraz ruch należy do władz Rzeszowa. Jeżeli ratusz myśli o wykupie willi, to najpierw trzeba będzie ją wycenić. Razem z terenem nie będzie tania.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama