– Nie ma godnego następcy – mówili mieszkańcy Rzeszowa, którzy w niedzielę uczestniczyli w wyborach samorządowych. Wydaje się, że Tadeusz Ferenc nadal będzie rządził stolicą Podkarpacia.
W Rzeszowie uprawnionych do głosowania było ponad 145 tysięcy mieszkańców, którzy w czterech okręgach wybierali 25 radnych miejskich spośród 163 kandydatów zgłoszonych przez komitety: Rozwój Rzeszowa, PiS, Koalicję Obywatelską, Ruch Kukiz’15, Wolność w Samorządzie i Nową Prawicę.
Rzeszowianie wybierali też radnych do sejmiku podkarpackiego. Kandydatów do 33-osobowego sejmiku w pięciu okręgach w całym województwie było aż 406 z 11 komitetów.
Najważniejsze wybory dotyczyły, rzecz jasna, wyborów na prezydenta Rzeszowa. Obok rządzącego miastem od 16 lat Tadeusza Ferenca (Rozwój Rzeszowa) do prezydenckiej walki stanęli: Wojciech Buczak (PiS), Maciej Masłowski (Ruch Kukiz’15), Krzysztof Kaszuba (Wolność w Samorządzie) i Łukasz Belter (Nowa Prawica).
Do godz. 12:00 frekwencja wyborcza w Rzeszowie nie powalała – do urn poszło zaledwie 15,75 proc. głosujących, co było trzecim najgorszym wynikiem w okręgu rzeszowskim. Frekwencja nieco się poprawiła do 17:00 – 40,34 proc., ale w porównaniu z podrzeszowskimi gminami, mieszkańcy Rzeszowa nie rzucili się po południu do lokali wyborczych.
Karteczki z modlitwami
Rano w lokalu wyborczym przy ul. Zielonej na Drabiniance, tuż po godz. 9:00, wraz z żoną Aleksandrą pojawił się prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc, który namawiał do udziału w wyborach. – Liczy się każdy głos – mówił nam prezydent.
Wybory w Rzeszowie przebiegały spokojnie. Zdarzył się jeden poważny incydent. Przed południem w lokalu wyborczym przy ulicy Herbowej jeden z wyborców zniszczył kartę do głosowania. Z innych części miasta pojawiały się sygnały o osobach, które przed komisjami rozdawały karteczki z… modlitwami, by głosować na „właściwych” kandydatów.
Lokale wyborcze były czynne od 7:00 do 21:00. Byliśmy w trzech komisjach, m.in. przy ul. Bernardyńskiej (nr 1). Tam uprawnionych do głosowania było 1759 mieszkańców. Pojawiliśmy się także w komisji nr 3 przy ul. Szopena (1551 wyborców) i komisji nr 4 przy ul. 3 Maja. Tam swój głos mogło oddać ponad 940 osób.
W komisji na Szopena do południa frekwencja wynosiła 16 proc., na 3 Maja osiągnęła 20-procentowy wynik. Na Bernardyńskiej członkowie komisji odmawiali nam podania informacji, jakim zainteresowaniem cieszyły się wybory.
Moralne prawo do narzekania
Pierwsi wyborcy w lokalach wyborczych pojawili się tuż po 7:00. Niektórzy czekali przed drzwiami. – Najwięcej osób przychodzi głosować po mszy – mówili nam przedstawiciele komisji przy ul. 3 Maja.
Tłoczniej w komisjach zaczęło się robić po 13:00. Przychodziły głównie osoby w średnim wieku i seniorzy. Zaczęły przychodzić małżeństwa z dziećmi, dziadkowie z wnukami.
– To nasz obywatelski obowiązek i prawo – mówili mieszkańcy Rzeszowa, gdy ich pytaliśmy, dlaczego uczestniczą w wyborach. – Chcemy mieć wpływ na to, co się dzieje w mieście i mieć moralne prawo do narzekania, że coś nie zostało zrobione, a było obiecywane – dodawali rzeszowianie.
Zdecydowana większość osób, z którymi rozmawialiśmy, mówiła, że w wyborach na prezydenta głosowali na Tadeusza Ferenca, w wyborach do Rady Miasta Rzeszowa nasi rozmówcy najczęściej wymieniali kandydatów proprezydenckiego komitetu Rozwój Rzeszowa, szyld partyjny mało ich interesował, patrzyli na konkretne nazwisko.
Na PiS na „chybił-trafił”
Najtrudniej mieszkańcom było wybrać radnych do sejmiku wojewódzkiego. Albo głosowano na PiS, a jeśli nie, to na… „chybił-trafił”, byle tylko nie na partię Jarosława Kaczyńskiego.
– Głosowaliśmy na Tadeusza Ferenca i Krystynę Dudzińską z Rozwoju Rzeszowa. To porządni ludzie. Gwarantują jeszcze większy rozwój miasta, choć już teraz jest dobrze – mówił nam pan Janusz, w średnim wieku prywatny przedsiębiorca. Na wybory przyszedł z żoną Barbarą. Ona też postawiła na Tadeusza Ferenca i kandydata Rozwoju Rzeszowa.
– Do sejmiku głosowałam jednak a PiS. Bardzo dobre wsparcie od rządu dla samorządu jest istotne – tłumaczyła nam pani Barbara.
Elegancka zadbana seniorka z ul. Naruszewicza, która przez 40 lat mieszkała na Drabiniance i miała okazję osobiście poznać Tadeusza Ferenca głosowała na… Wojciecha Buczaka z PiS i jego „drużynę”. – Głosowałam na „chybił-trafił” z listy PiS – mówiła nam .
Rządzi nam deweloperka
Ci, którzy głosowali na Wojciecha Buczaka, tak tłumaczyli swój wybór: – Tadeusz Ferenc za mało słucha zwykłych ludzi. Jest od nich za daleko – mówili mieszkańcy.
Ferenca doceniają za to, że uporządkował miasto, chwalą je ci, którzy przyjeżdżają do Rzeszowa, ale dla niektórych wyborców to za mało. Uważają, że w mieście potrzeba większego ładu urbanistycznego. – Deweloperzy budują, gdzie chcą i jak chcą. Deweloperka nami rządzi, a my, słabi ludzie, nie mamy z nią szans – słyszeliśmy od rzeszowian.
Na wybory przyszedł także pan Grzegorz. Ma 41 lat, prowadzi firmę transportową. Na wybory zabrał żonę i syna. Nie miał żadnych wątpliwości kogo poprzeć w wyborach na prezydenta. Bez wahania skreślił X przy nazwisku Tadeusza Ferenca.
– Pozostali kandydaci mnie nie przekonali. Z obietnic przeważnie jest wielkie nic, a to, co zrobiono już jest i nikt tego nie podważy – mówił nam pan Grzegorz. W wyborach do Rady Miasta głosował na kandydata Rozwoju Rzeszowa, do sejmiku skreślił nazwisko osoby, która nie była na liście PiS.
Dobrego konia się nie zmienia
Na Tadeusza Ferenca zagłosowało też emerytowane małżeństwo: 65-letnia Jadwiga i 66-letni Janusz. – To człowiek sprawdzony. Dobrego konia się nie zmienia – mówił pan Janusz. – Parę lat temu pomógł nam uporać się z kłopotliwymi sąsiadami. Do dziś mamy z nimi spokój – dodawała pani Jadwiga.
W wyborach do Rady Miasta postawiła na Annę Skibę z Rozwoju Rzeszowa. Razem z mężem do sejmiku głosowali na kandydatów Koalicji Obywatelskiej.
Tadeusz Ferenc wyborcze serce skradł także 26-letniej Gabrieli, która z wykształcenia jest prawnikiem. – Od wielu lat sprawdza się na tym stanowisku. Ma swoje wady, ale biorąc pod uwagę pozostałych kandydatów, to najlepszy wybór – uważa młoda kobieta. Do Rady Miasta postawiła na Sławomira Gołąba z RR, a do sejmiku na Koalicję Obywatelską.
Jak jest dobrze, to po co zmieniać?
31-letni Sebastian, finansista, także postawił X przy nazwisku Tadeusza Ferenca, ale w Radzie Miasta i sejmiku widzi osoby z Ruchu Kukiz’15. Jego zdaniem „kukizowcy” będą uważnie patrzeć władzy na ręce.
– Głosowałem na Tadeusza Ferenca. Jak ktoś coś robi dobrze, to po co to zmieniać? Mnie bardziej martwią następne wybory samorządowe, bo, niestety, kiedyś Ferenc będzie musiał odejść, a przez te wszystkie lata nie zauważyłem jego godnego następcy – tłumaczył swój wybór Sebastian.
Wielu mieszkańców skarżyło się, że kandydaci objawili się na kilka dni przed wyborami. – Wyskakiwali, jak król z kapelusza – mówili wybory.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl