Od ciosów cegłówką w głowę i ciosu nożem w szyję zginęła 25-letnia Jolanta Ś. z Dębicy. Sprawcą był szwagier kobiety, z którym miała mieć dziecko. Rzeszów News dotarł do najnowszych ustaleń prokuratury.
W czwartek jako pierwsi poinformowaliśmy o zarzutach dla 31-letniego Grzegorza G., który jest podejrzany o zabójstwo 25-letniej Jolanty Ś. z Dębicy. Kobieta była w siódmym miesiącu ciąży. Zaginęła w maju br., rodzina o zniknięciu 25-latki powiadomiła policję dopiero na początku sierpnia.
Grzegorz G. został zatrzymany przez rzeszowskich i dębickich policjantów 30 listopada. 2 grudnia zwłoki kobiety znaleziono w lesie pod Ropczycami zakopane na głębokości pół metra i oblane środkiem chemicznym, by ciała nie odkopały zwierzęta.
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie pierwsze karty w sprawie tego szokującego morderstwa zaczęła odkrywać w miniony poniedziałek. W czwartek 31-latek dostał zarzut zabójstwa. Przyznał się. Mówił, że decyzja o zabójstwie w trakcie kłótni z Jolantą Ś. była „nagła i spontaniczna”.
Zwabił kobietę na plener
W piątek dotarliśmy do kolejnych ustaleń śledczych. Dowiedzieliśmy się, w jaki sposób Jolanta Ś. straciła życie. Według naszych informacji do dramatu doszło w nocy z 20 na 21 maja. Grzegorz G. pracował w firmie elektronicznej. Na co dzień pasjonował się fotografią, uwielbiał plenery.
Na dramatyczny w skutkach plener w feralną noc mężczyzna namówił Jolantę Ś. Spotkali się na terenie gminy Żyraków w powiecie dębickim w pobliżu autostrady A4. Prokuratura uważa, że Grzegorz G. zwabił tam kobietę pod pretekstem wspólnego robienia zdjęć.
Ale 31-latek nie fotografiami sobie zaprzątał głowę. Nie mógł się pogodzić z tym, że z siostrą jego żony będzie miał dziecko. Jolanta Ś. była przekonana, że Grzegorz G. zwiąże się z nią. Na kilka tygodni przed zabójstwem oboje wynajęli mieszkanie w Dębicy. 25-latka łudziła się, że Grzegorz G. odejdzie od żony i zwiąże się właśnie z nią.
25-latka zachłysnęła się krwią
Ale mężczyzna tylko dawał nadzieje Jolancie Ś. – Miał wątpliwości, czy dziecko, którego spodziewa się 25-latka, jest właśnie jego. Grzegorz G. kwestionował ojcostwo, domagał się przeprowadzenia badań DNA. Na tym tle doszło do konfliktu z kobietą – mówi nam Łukasz Harpula, szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
To właśnie Łukasz Harpula oraz najlepsi policjanci z komendy wojewódzkiej w Rzeszowie krok po kroku odkrywali kolejne szokujące okoliczności śmierci Jolanty Ś.
Nocne majowe spotkanie 25-latki z Grzegorzem G. przerodziło się w awanturę. W tym momencie ustalenia śledczych rozmijają się z tym, co podczas przesłuchania mówił 31-latek. On twierdzi, że Jolanta Ś. spadła z nasypu przy autostradzie. Potem podbiegł do niej.
– Połówką cegły mężczyzna zadał kobiecie kilka ciosów w głowę, a na koniec jeden cios nożem w szyję 25-latki. Kobieta zachłysnęła się krwią. Takie obrażenia potwierdziły wyniki sekcji zwłok. Sekcja z kolei nie potwierdza obrażeń, które mogłyby być skutkiem upadku z nasypu. Na teraz wykluczamy, że coś takiego nastąpiło – zdradza nam prokurator Łukasz Harpula.
Po czterech dniach zakopał zwłoki
Gdy Jolanta Ś. przestała dawać oznaki życia, Grzegorz G. ciało 25-latki zapakował do auta. Do czasu zakopania zwłok w lesie pod Ropczycami minęły jeszcze kolejne cztery dni. Dopiero wtedy 31-latek wywiózł ciało kobiety do lasu i tam je zakopał. – Nikt mu w tym nie pomagał. Był sam – to ustalenia rzeszowskich śledczych.
Kolejne miesiące życia Grzegorza G. to jedno wielkie planowanie uniknięcia kary za zabójstwo Jolanty Ś. Mężczyzna wiedział, że policjanci chodzą za nim jak cień, gdy w sierpniu rodzina 25-latki zgłosiła zaginięcie córki. Zatrzymano go 25 października. Ale wtedy prokuratura nie miała wystarczających dowodów na to, by Grzegorzowi G. przypisać zabójstwo Jolanty Ś. Twierdził, że nie wie, gdzie jest siostra jego żony.
Po miesiącu – 21 listopada – na policję zgłosiła się żona mężczyzny. „Mój mąż zaginął” – powiedziała funkcjonariuszom. Mężczyzna unikał kontaktu z rodziną, nie używał telefonu komórkowego, nie chciał kupić telefonu na kartę, bo wiedział, że numer teraz trzeba zarejestrować, więc łatwo byłoby go namierzyć.
30 listopada policjanci urządzili zasadzkę. Dowiedzieli się, że Grzegorz G. może pojawić się w okolicach swojego domu niedaleko Dębicy. Tak też się stało. Wtedy został zatrzymany, bo policjanci dowiedzieli się, że 31-latek ukradł z firmy, w której pracował, specjalistyczny sprzęt elektroniczny o wartości ponad 500 tys. zł. Częściowo udało mu się go sprzedać. Pieniędzy potrzebował na ucieczkę. Tutaj cały plan mu się posypał.
Bardzo spokojny i ciepły
W trakcie przesłuchania Grzegorz G. zeznał, że to on ukrył zwłoki Jolanty Ś. Mówił, że 25-latka miała „nieszczęśliwy wypadek”, a on w panice postanowił ukryć zwłoki w lesie. Zaprzeczał, że zabił kobietę. Sekcja zwłok wykluczyła jednak nieszczęśliwy wypadek.
– Dlaczego wtedy mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa, tylko dopiero teraz? Gdy go zatrzymali policjanci może uznał, że trzeba mieć swoją „wersję” zdarzenia. Że „śpiewka” o nieszczęśliwym wypadku, o panice uratuje go przed poważniejszą karą, z którą wtedy już na pewno się liczył. Ale nie przewidział, że na ciele kobiety po takim czasie odnajdziemy ślady, które nieszczęśliwy wypadek wykluczą – mówią nam rzeszowscy śledczy.
Grzegorz G. resztę swojego życia może spędzić w więzieniu. Jest tymczasowo aresztowany. – Planujemy wizję lokalną z udziałem mężczyzny – dodaje prokurator Harpula.
Nie tylko zbrodnia szokuje. – Grzegorz G. to bardzo spokojny, ciepły, niekonfliktowy człowiek. Aż ciężko zrozumieć, że dopuścił się zabójstwa. Nie był wcześniej karany – mówią śledczy.
redakcja@rzeszow-news.pl