Aglomeracja Rzeszowska zgodziła się na przerwanie kampanii reklamowej, która wytykała Rzeszowowi niespełnione obietnice na przyłączonych już przez miasto terenach. Gminy uważają, że swój cel i tak osiągnęły.

– Swój cel, a nawet więcej, osiągnęliśmy. Opinia publiczna dowiedziała się, jak wyglądają sprawy z poszerzeniem Rzeszowa, że nie wszystkie obietnice miasta składane na przyłączonych terenach do dzisiaj zostały zrealizowane. Nie tylko na tych terenach, ale również w samym mieście.

– Przecież obiecywanie inwestycji na kolejnych terenach, które miasto chciałoby włączyć, powoduje, że mieszkańcy Rzeszowa nadal będą czekali na inwestycje, które im obiecywano, np. remont basenów ROSiR. Nam chodziło o zwrócenie uwagi, że nie wszystko białe jest białe, a czarne jest czarne – mówi Wilhelm Woźniak, wójt gminy Krasne, jednej z 11, które tworzą Aglomerację Rzeszowską.

O przerwanie kampanii billboardowej w Rzeszowie, która trwała od początku marca i była ona zaplanowana do końca bm., do właścicieli powierzchni reklamowej zwrócił się Urząd Miasta w Rzeszowie. Taka prośba trafiła m.in. do firmy AMS. Ratusz twierdził, że treść billboardów narusza dobre imię miasta.

Samorządowcy z podrzeszowskich gmin mówią, że firmy oraz właściciele gruntów, na których stoją billboardy, byli przez miasto straszeni sądem, jeżeli nie przerwą kampanii „NIE dla poszerzenia Rzeszowa”.

Firmy straszono sądem?

Na terenie miasta stanęło 10 billboardów, z których można było się dowiedzieć, jak „wygląda innowacja na obrzeżach miasta”. Pokazano młodego mężczyznę, który stoi na tle znaku „Rzeszów”, a za nim są niezagospodarowane tereny.

Były też billboardy, z których wynika, że miasto powinno zadbać bardziej o własne podwórko, np. remontując baseny ROSiR-u. Podrzeszowskie gminy, z których ratusz chce od nowego roku przyłączyć do Rzeszowa 12 sołectw i gminę Krasne, uważają, że miasto u siebie ma więcej do zrobienia, a przyłączanie kolejnych miejscowości to strata czasu.

O kampanii billboardowej mówiono w całym kraju. Ratusz nazwał ją „czarnym PR”, „ciosem poniżej pasa”, „świństwem”.

Gminy za kampanię miały zapłacić ok. 9 tys. zł brutto. Zapłacą połowę mniej, bo na prośbę firm, do których ratusz wysłał pisma o przerwanie kampanii, zostanie ona dzisiaj (15 marca) zakończona i od środy billboardów z treściami, które nie spodobały się miejskim urzędnikom, już nie będzie.

– Postanowiliśmy przerwać kampanię, bo firmy, które udostępniły nam powierzchnię, funkcjonują na tym rynku, a dostajemy sygnały, że otrzymują one telefony z groźbami skierowania spraw do sądu. Uznaliśmy, że nie ma sensu tego ciągnąć. Cel osiągnęliśmy, a nawet więcej. Nie spodziewaliśmy się takiego zainteresowania kampanią – mówi wójt Wilhelm Woźniak.

To zamach na wolność słowa?

Samorządy zrzeszone w Aglomeracji Rzeszowskiej (m.in. Boguchwała, Tyczyn, Trzebownisko, Krasne i Świlcza) krytykują miasto za to, jak zareagowało na kampanię.

– To próba wprowadzenia cenzury, zamach na wolność słowa. To reakcja miasta jest ciosem poniżej pasa, nadmierna, przesadzona. Żyjemy w wolnym kraju, z wolnością słowa, wymiany argumentów. Każdy z nas może się spotkać z krytyką. Ja również. Na tych billboardach nie było żadnego elementu, który obrażałby miasto – uważa Woźniak.

Podrzeszowskie gminy twierdzą, że miały prawo prowadzić taką kampanię na terenie Rzeszowa, bo miejscy urzędnicy też jeździli do tych sołectw, które miasto chce przyłączyć i przekonywali mieszkańców o słuszności poszerzenia Rzeszowa. Ratusz prowadził na tych terenach też akcje ulotkowe.

– I nikt z nas się na to nie obrażał. My nie mieliśmy prawa zareagować? – pyta retorycznie wójt Wilhelm Woźniak.

(kaw, ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama