Autokary zakorkowały ulice Rzeszowa. Przewoźnicy żądają pomocy od rządu [FOTO]

Reklama

– Firmy, które operują autobusami turystycznymi, są w dramatycznej sytuacji – mówi Marcin Chmielarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych w Rzeszowie i współorganizator autokarowego protestu.  

 

Ofiarą koronawirusa padły nie tylko branże gastronomiczna i hotelarska, lecz także turystyki autokarowej. Firmy, które organizowały wycieczki, od połowy marca nie zarobiły ani grosza.

Mimo że rozpoczął się sezon urlopów wakacyjnych, a rząd rozluźnił dyscyplinę sanitarną, na lipiec i sierpień przewoźnicy mają tylko kilka zamówionych wycieczek. Jak twierdzi branża, na tych wyjazdach nie zarobi nawet promila tego, ile potrzeba, aby utrzymać firmy i pracowników.

Dlatego jej przedstawiciele zdecydowali się wyjechać na ulice. W ten sposób chcą zwrócić uwagę na problem i na to, że bez wsparcia rządu wiele firm upadnie, a setki ludzi straci pracę. Jako przykład dla polskiego rządu stawiają rząd niemiecki, który turystykę autokarową wsparł kwotą 170 mln euro. Polskie firmy chcą jedynie 25 proc. tej kwoty. 

Przedsiębiorcy domagają się od rządu dopłat do pensji minimalnej przez najbliższe pół roku oraz subwencji do autokaru (od 6 do 10 tys. zł miesięcznie na autokar). Jej wysokość ma być uzależniona od ekologicznej normy EURO 4-6. Chcą też, aby rząd całkowicie pokrył lub umorzył składki ZUS dla branży do końca roku.

Branża idzie na dno?

Protest branży turystyki autokarowej rozpoczął się we wtorek (30 czerwca) w Gdańsku i Krakowie. W środę przeniósł się m.in. do stolicy Podkarpacia. 64 autokary ustawiły się na parkingu przy dawnym Tesco, aby punktualnie o godz. 14:30 wyjechać na ulice Rzeszowa.

Autobusy ruszyły w kierunku ronda Pobitno, by przez około 1,5 godziny krążyć między ulicami Krakowską a Lwowską. Wśród protestujących znaleźli się znani na podkarpackim podwórku przewoźnicy m.in. „FlixBus”, „NeoBus”, „Marcel”, „Barbara”, „Kudlik” czy „Sindbad”. Za szybą każdego pojazdu umieszczony był plakat z rozpędzonym autobusem wpadającym do wody. 

– Strajk miał charakter informacyjny. Chcemy, aby ktoś nas w końcu zauważył. Chcemy wykorzystać czas kampanii prezydenckiej do zwrócenia uwagi na nasz problem – mówi nam Marcin Chmielarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych w Rzeszowie i właściciel „Marcela”. 

– Nie jesteśmy w stanie podnieść się z okresu zatrzymania gospodarki. Firmy, które operują autobusami turystycznymi, są w dramatycznej sytuacji – dodaje. 

Chmielarski twierdzi, że pieniądze, które przewoźnicy dostali z rządowej „tarczy”, wystarczą jedynie do września. Gdy jesienią wrócą spłaty rat kredytów, leasingów, opłaty za ZUS itp. zacznie się dramat. Dlaczego? Bo, jak twierdzą przedsiębiorcy, nie mają żadnych możliwości, aby zarobić na spłatę wszystkich należności ani na wypłaty dla pracowników.  

– Nie liczymy na to, że sezon turystyki autokarowej w tym roku wróci. Tak naprawdę cały ten czas, w którym możemy coś zarobić, stoimy. Jak w tym roku nic nie zarobimy, to szansa na zarobek pojawi się dopiero w kwietniu, bo wtedy zaczyna się nowy sezon. Ale jaki będzie przyszły rok, też nie wiemy – mówi Marcin Chmielarski. 

Prezes PSPA w Rzeszowie zwraca uwagę na dramatyczną sytuację kierowców, którzy do tej pory jeździli w kursach międzynarodowych. Taki kierowca zarabia średnio 5 tys. zł, a w dobie epidemii – kwoty rzędu najniższej krajowej.

– Kierowcy też mają swoje zobowiązania, rodziny. Aby związać koniec z końcem pracują jako kurierzy i na budowie. Ratują się, jak mogą – twierdzi Chmielarski. 

Na krawędzi bankructwa 

Przedstawiciele branży turystyki autokarowej zauważają, że kolejne krople do ich jeziora rozpaczy dolewa branża lotnicza, szczególnie ta wspierana i dotowana przez państwo. – Skoro do Barcelony czy Grecji można polecieć za 100 zł, to kto zainteresuje się wycieczką autokarową? Dla nas to gwóźdź do trumny – alarmuje Marcin Chmielarski. 

Przedstawiciele polskiej branży turystyki autokarowej podkreślają, że świadczą jedne z najlepszych i najbezpieczniejszych usług w Europie. Mają nowe tabory i zatrudniają doświadczonych kierowców.

– Na taką markę pracowaliśmy wiele lat. Dziś, jeśli rząd nam nie pomoże, oddamy status lidera innym przewoźnikom w Europie, i to walkowerem. Wiele firm jesienią stanie na krawędzi bankructwa – rysuje czarny scenariusz prezes Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych w Rzeszowie.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama