Zatrzymaniem Dariusza Bobaka przez policjantów zakończył się rzeszowski marsz „Ani jednej więcej”. Kobiety pokazały w nim swoją siłę. Mężczyźni im wsparcie.
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Było kilka minut po godz. 19:00, gdy przed siedzibą Okręgowej Izby Lekarskiej przy al. Lubomirskich zakończył się marsz „Ani jednej więcej”. Do Dariusza Bobaka, miejskiego aktywisty z Obywateli RP, który przemawiał na rzeszowskim marszu, podeszli policjanci.
– Dokumenty – poprosili.
– Na jakiej podstawie? – zapytał Bobak.
– Za używanie wulgaryzmów – odpowiedzieli policjanci.
„Jebać PiS” nie obraża
Dariusz Bobak wcześniej, przemawiając na Rynku, gdzie o 18:00 rozpoczął się marsz, zaintonował: „Jebać PiS” – hasło, które jest używane od października 2019 r., gdy Trybunał Julii Przyłębskiej zaakceptował drakońskie prawo antyaborcyjne uchwalone przez rząd PiS.
– O obeldze można mówić, gdy słowa dotyczą konkretnych osób. Ja nikogo konkretnego nie wyzywałem – Dariusz Bobak tłumaczył policjantom, dlaczego nie poda im swoich danych.
Policjanci byli nieustępliwi: – Ma pan obowiązek okazać dokument tożsamości – tłumaczył jeden z funkcjonariuszy i powoływał się na artykuł 65 Kodeksu wykroczeń.
Bezradni wobec obrońców życia
Do dyskusji z policjantami włączył się Łukasz Dziągwa, szef rzeszowskiej Lewicy, który zwracał uwagę funkcjonariuszom, że takiej nadgorliwości nie wykazali, gdy niedaleko marszu stali przeciwnicy aborcji z transparentem, na którym był zakrwawiony płód.
– Ten baner był obelżywy. Czuję się nim znieważony – mówił do policjantów Dziągwa.
Wcześniej obrońcy życia byli też na Rynku kilkanaście metrów od uczestników marszu. Tam policjantów prosili, by polecili przeciwnikom pochodu odejść na przepisowe 100 metrów. Funkcjonariusze prowadzili tylko krótkie rozmowy, obrońcom życia dali spokój.
– Dlaczego nie interweniowaliście? – dociekał Łukasz Dziągwa. Sensownej odpowiedzi się jednak nie doczekał. – Byliście bezradni wobec zakłócających nasze zgromadzenie – zarzucał policjantom Dziągwa. – Jak to było: „Na jesień wykopiemy, na wiosnę posadzimy”.
Policjanci – sługusy władzy PiS
A Bobak nadal odmawiał podania swoich danych. – Uważa się pan lepszy od innych? – zapytał kolejny funkcjonariusz. – Nie – mówił Bobak. W jego obronie stanęli też inni uczestnicy marszu, też zapytali policjantów, dlaczego nie przegonili obrońców życia.
– Proszę się udać do rzecznika policji – odpowiadali mundurowi. Uczestnicy marszu zareagowali śmiechem. – Mieliście obowiązek osłaniać naszą demonstrację – wyłuszczała prof. Marta Połtowicz-Bobak z Uniwersytetu Rzeszowskiego, żona Dariusza Bobaka.
– Dostaliście wskazówki polityczne, że macie interweniować wobec nas, a nie wobec tamtych – oceniał postawą policjantów Dariusz Bobak. – Wam już nie trzeba dawać wskazówek z góry. Wy się po prostu boicie. Jesteście sługusami tej władzy.
– Nie będę się legitymował przed kimś, kto nie przestrzega prawa – jasno stwierdził Dariusz Bobak. – Pan ma za sobą całą machinę państwa, m.in. prokuratorów, którzy nie są już niezależni – usłyszał policjant od Bobaka.
Przepychanki z policjantami
Gdy wydawało się, że wszystko skończy się na przepychankach słownych, policjanci postanowili jeszcze raz spróbować wylegitymować Dariusza Bobaka. Tym razem już tak miło nie było. Trzech mundurowych siłą postanowiło go wciągnąć do radiowozu.
W obronie Bobaka stanęły dwie aktywistki: Lidia Górska i Bogna Kuśnierz, Bobaka chciały osłonić ciałem, upadły na chodnik. Upadł także Bobak. Policjanci zaczęli mu wykręcać ręce. Próbował reagować także Łukasz Dziągwa. Został jednak odsunięty przez innych policjantów.
– Jebać PiS! Jebać PiS! – krzyczeli uczestnicy marszu. To hasło krzyczał także Dariusz Bobak, nawet wtedy, gdy policjanci za nogi i ręce ściągnęli go z chodnika i wepchnęli do zaparkowanego obok radiowozu.
– Co wy robicie? – protestowali znajomi Bobaka. – Tylko dlatego, że nie dał się wylegitymować? – dziwili się. – Darek, dzwoń do mnie, masz prawo do telefonu – instruowała go przez drzwi Marta Połtowicz-Bobak.
Odjechanie policjantom próbował zablokować Łukasz Dziągwa. Bezskutecznie. Funkcjonariusze zabrali Dariusza Bobaka na sygnałach świetlnych do siedziby komendy miejskiej przy ulicy Jagiellońskiej. – Granda! – komentowali przyjaciele Bobaka.
Wieczorem rzeszowska policja nie skomentowała pomarszowego incydentu.
Bezzębni lekarze. Burdel
Nic nie zwiastowało, że pochód w Rzeszowie, jeden z 60 w Polsce w środowy wieczór w reakcji na śmierć 33-letniej Doroty, która w piątym miesiącu ciąży zgłosiła się z bezwodziem do szpitala w Nowym Targu, taki będzie miał finał.
W rzeszowskim marszu wzięło udział około 300 osób, choć policja podała, że uczestników było połowę mniej. Na marsz z czarnymi różami przyszły m.in. Bożena Dudek z Rzeszowa, Agata z Błażowej i Urszula z Rzeszowa. Wszystkie mają córki.
– Już przed wyrokiem trybunału, lekarze mieli związane ręce – mówiły nam kobiety. Od 2016 roku na Podkarpaciu nie ma już ani jednego szpitala, w którym można wykonać legalny zabieg aborcji. Klauzule sumienia podpisali wtedy lekarze z rzeszowskiej Pro-Familii.
– Lekarze stali się sami bezzębni – mówiły kobiety. Były podzielone w ocenie, czy kolejne wyjścia Polek na ulice wzbudzą refleksje w obozie władzy. – Za dużo było śmierci. Żadnego skutku nie ma. Jest burdel. Kondolencje i tyle, a wszystko zwalają na Tuska.
Takich lekarzy nie chcemy
Ale uczestnicy rzeszowskiego marszu chyba po raz pierwszy swój żal skierowali również do lekarzy. – Rozdzielają kogo można leczyć, a kogo nie trzeba. Nie trzeba leczyć kobiet – ubolewała Agnieszka Itner z Manify Rzeszów.
– Kobiety są ofiarami braku odpowiedzialności zawodowej lekarzy. Na początku próbowaliśmy bronić lekarzy i uznać ich za ofiary systemu. Już tak nie możemy robić. Lekarz przysięga, że będzie chronił życie i zdrowie – mówił na Rynku Dariusz Bobak.
– Kiedy życie kobiety jest zagrożone, to nie ma żadnego wyboru. Lekarz powinien ratować kobietę. Ktoś, kto boi się nacisków politycznych, boi się swojego szefa lub osobiście uważa, że kobieta powinna ginąć w męczarniach, nie zasługuje na miano lekarza – mówił Bobak.
Jego zdaniem, każdy taki lekarz powinien być pozbawiony tego tytułu. – Wykazywać się osobistą odpowiedzialnością za to, co robi. Kobiety też są ofiarami lekarzy – nie ma złudzeń Bobak. – Pamiętajmy o wszystkich, którzy maczają w tym swoje zakrwawione palce.
Będzie polski Majdan?
Na Rynku uczestnicy marszu skandowali: „Mamy dość!”, „Chcemy lekarzy, nie misjonarzy”. Organizatorzy mówili, że w Polsce może dojść do krwawych wydarzeń, jak w 2014 roku podczas Majdanu na Ukrainie, gdy od władzy odsunięto prezydenta Wiktora Janukowycza.
– Musimy być przygotowani nie na chodzenie na spacery. To ma być bunt. To ma być wkurw, protest, który zmiecie tę nieludzką, zbrodniczą władzę. W pewnym momencie powiedzmy prawicy: „Wypierdalać!” – apelował Dariusz Bobak.
– Wypierdalać! Wypierdalać! – odpowiadali uczestnicy protestu.
Błąd lekarza? No zdarza się
Obok nich ustawili się działacze Fundacji Życie i Rodzina. – To zmyślona historia – mówił jeden z obrońców życia, trzymając transparent z drastycznym martwym płodem. – Śmierć kobiety w Nowym Targu? – pytaliśmy. – Nie, oczywiście, że nie – odpowiadał mężczyzna.
– Ale zabicie dziecka nie wyleczy kobiety. Po śmierci Izy z Pszczyny lekarz dostał zarzuty. To był błąd lekarski, a nie pośrednio wynik wyroku Trybunału Konstytucyjnego – przekonywał działacz pro-life. – Lekarz popełnił błąd, błędy się zdarzają – odpowiadał bez wzruszenia.
„Aborcja = zabójstwo”
Do obrońców życia dołączyła także 56-letnia Alicja z Rzeszowa. Wyciągnęła różaniec i zaczęła się modlić… za uczestników marszu „Ani jednej więcej”. – Protestuję przeciwko zabijaniu dzieci – mówiła nam.
– Ale nikt tutaj nie chce zabijać dzieci – mówiliśmy.
– Pokazujemy ciało dziecka zmasakrowanego aborcją. Ludzie nie wiedzą, jak wygląda aborcja. A to jest morderstwo – wyrywanie dzieciom nóżek, rączek, pod próżnią wyciąganie rozerwanego ciałka. Szkoda mi tych ludzi – mówiła kobieta o uczestnikach marszu.
Ona też zwala winę tylko na lekarzy za śmierć kolejnej ciężarnej kobiety w polskich szpitalach. Analogii z barbarzyńskim wyrokiem Trybunałem Julii Przyłębskiej nie widzi żadnych. A szkoda. – To nie ma nic wspólnego z wolnością kobiet – dodała jeszcze.
Na koniec uczestnicy rzeszowskiego marszu zapalili symboliczne znicze przed siedzibą Okręgowej Izby Lekarskiej. – To już nie jest złość. To już nie tylko smutek. To już wkurw! Totalny wkurw! Mamy średniowieczne prawo – usłyszeliśmy od uczestniczki pochodu.
Niektórzy poszli jeszcze przed siedzibę PiS na ulicy Hetmańskiej, gdzie tam również zapalono znicze.
Po godzinie wypuszczony
A zatrzymany Dariusz Bobak został zwolniony po godzinie spędzonej w komendzie. – Nie umożliwiono mi wykonania telefonu, do czego mam prawo. Mój prawnik wszedł dopiero, gdy powiedziałem, że przy nim podpiszę protokoły – mówił nam Dariusz Bobak.
– Był kociokwik. Policjanci nie mogli znaleźć protokołu z prawami osób zatrzymanych. Wszyscy do wszystkich dzwonili. Moje rzeczy przeszukano, znaleziono dowód osobisty, choć policjanci znali moje dane – powiedział nam aktywista.
Policjanci wręczyli mu wezwanie do stawienia się w komendzie w kolejny poniedziałek w charakterze osoby oskarżonej o niepodanie danych osobowych. – Zabranie mnie do radiowozu było demonstracją siłą – uważa.
Po godz. 23:00 wciąż był w komendzie, bo postanowił (inni uczestnicy pochodu także) złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wobec obrońców życia za to, że ci marsz „Ani jednej więcej” zakłócili transparentem z krwawym płodem.
marcin.kobialka@rzeszow-news.pl