– Nie będę podejmował decyzji przeciwko wam – zapewniał Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, na spotkaniu z mieszkańcami osiedla Nowe Miasto, którzy bronią się rękami i nogami przed budową wieżowców i drogi przez środek osiedla.
W Zespole Szkół nr 4 w piątkowe popołudnie odbyło się kolejne spotkanie Tadeusza Ferenca z mieszkańcami w ramach tzw. Tour de Ferenc. Przyszło na nie około 200 osób.
Tym razem to nie było miłe spotkanie. Miejsce też szczególne, bo Nowe Miasto to „matecznik” Ferenca. Tu w latach 90. ubiegłego wieku Ferenc przez osiem lat do 2001 roku był prezesem spółdzielni mieszkaniowej i mieszkańcy wręcz nosili go na rękach. To oni Ferencowi zapewnili potem roczną karierę w Sejmie, a później od 2002 r. dzięki nim wygrywał w cuglach kolejne wybory na prezydenta Rzeszowa.
Mieszkańcy Nowego Miasta podczas piątkowego spotkania byli jednak wrogo nastawieni do Tadeusza Ferenca. Powód? Plany budowy kilometrowej drogi przez środek ich osiedla, łączącej ul. Kozienia z al. Kopisto oraz budowa dwóch nowych 18-piętrowych wieżowców. Mieszkańcy o obu inwestycjach nie chcą słyszeć.
Dzień wcześniej, w czwartek, mieszkańcy spotkali się z posłem Wojciechem Buczakiem, kandydatem PiS na prezydenta Rzeszowa. Buczak staje murem za mieszkańcami. Udowadniał, że wcześniejsze zapewnienia ratusza, że miasto nie będzie budowało drogi, a o planach postawienia wieżowców nic nie wie, nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, bo przeczą temu ratuszowe dokumenty.
„Wuzetka” to nie pozwolenie
W piątek przed mieszkańcami musiał się tłumaczyć sam Tadeusz Ferenc. Nerwową atmosferę spotęgowało wspomniane spotkanie z Wojciechem Buczakiem. Miejscy urzędnicy zapewniali, że „dowody” na kłamstwa ratusza, które serwują politycy PiS i mamią nimi mieszkańców, są bardzo słabe.
Dokument świadczący, że deweloper dostał od miasta „zielone światło” na postawienie wieżowców nie jest żadnym pozwoleniem na budowę tylko tzw. „wuzetką” (warunki zabudowy). Zastępuje ona plan zagospodarowania przestrzennego tam, gdzie taki plan nie został uchwalony lub przestał obowiązywać. To bardzo wstępna procedura uzyskania pozwolenia na budowę, a do tego jeszcze daleka droga.
„Wuzetkę” wydano w 2017 roku, ale po skardze spółdzielni mieszkaniowej Nowe Miasto została ona uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Rzeszowie. Ratusz cały czas twierdzi, że przed wydaniem takiego dokumentu nie ma jak się bronić, bo dopiero później w trakcie procedury załatwiania dalszych formalności może zablokować wydanie pozwolenia na budowę, gdy poznaje szczegółowe plany np. dewelopera.
Wirtualna inwestycja
W przypadku wspomnianych dwóch nowych wieżowców na Nowym Mieście warunkiem wydania deweloperowi „wuzetki” było zapewnienie do bloków drogi dojazdowej. Tak, tej aktualnie oprotestowanej, ale też zapisanej w miejskich planach jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku, kiedy prezydentem Rzeszowa Tadeusz Ferenc nawet jeszcze nie był.
Co ważne, plany budowy drogi przez środek osiedla straciły ważność już w 2003 roku, bo wtedy w całym kraju przestały obowiązywać plany zagospodarowania przestrzennego, czyli dokumenty jasno określające, co na danym terenie można budować. Nowych planów nie tworzono, a samorządy, aby nie blokować inwestycji, wybierały skróconą drogę ich realizowania za pomocą wspomnianych „wuzetek”.
W przypadku drogi na Nowym Mieście pozostał tylko teren, który jedynie zarezerwowano pod tą inwestycję, bez żadnej gwarancji, że ona powstanie.
Ale gdy pojawił się deweloper, który chce na osiedlu wybudować wieżowce, temat budowy drogi odżył. Koszt jej budowy oszacowano na ok. 5 mln zł. Pieniędzy tych jednak nie zapisano w budżecie miasta, co w praktyce oznacza, że mówienie o budowie drogi jest w tej chwili wirtualną rzeczywistością.
Nie ma się też co dziwić protestom mieszkańców, bo nie chcą się obudzić, gdy przed ich blokami droga i wieżowce im wyrosną. Protestują teraz, póki nie jest jeszcze za późno.
Chodził z łopatą po osiedlu
Mieszkańcy Nowego Miasta podczas piątkowego spotkania z prezydentem Tadeuszem Ferencem najwyraźniej nie wiedzieli, że przed wbiciem jakiejkolwiek łopaty miasto musi zdobyć choćby tzw. ZRID, czyli zezwolenie na realizację inwestycji drogowej. A tego dokumentu nie ma i – jak zapewnia ratusz – nie będzie, skoro mieszkańcy drogi nie chcą.
Wielu z nich na spotkanie przyszło z wyrokiem WSA, który zablokował całą procedurę, ale mieszkańców to nie uspokaja, bo twierdzą, że miasto za wszelką cenę inwestycje chce realizować, mimo, że na przeszkodzie stanęła spółdzielnia mieszkaniowa.
– Czuję się bardzo dobrze na moim kochanym osiedlu. Przez 10 lat starałem się wam maksymalnie służyć. Kiedy jeździłem po osiedlu niezwykle cieszyła mnie piękna zieleń – tak zaczął spotkanie z mieszkańcami Nowego Miasta Tadeusz Ferenc. Mieszkańcy go wyśmiali.
To był pierwszy policzek dla Ferenca w jego wyborczym „mateczniku”. Ferenc się specjalnie nim nie przejął. – Śmiejecie się, że mamy piękną zieleń. Osobiście z łopatą chodziłem i robiłem nasadzenia. Jak jest potrzeba, to teraz wy sadźcie – mówił dalej prezydent i wypominał mieszkańcom: – W latach 90. bloki były szare, drogi wokół budynków wąskie… Służyłem wam przez 10 lat.
Ferenc: Póki jestem prezydentem…
Tadeusz Ferenc wspominał także o tym, że dzięki niemu m.in. docieplono bloki na Nowym Mieście, założono liczniki na wodę, aby mniej za nią ludzie płacili. Mieszkańcy mieli po dziurki w nosie tych wspomnień. – Masakra – komentowali po cichu. – Chcemy rozmawiać o drodze, a nie o tym, co było kiedyś – dodawali.
A Ferenc nadal w swoim stylu mówił: – Chcę z wami rozmawiać, bo kocham was autentycznie. Wierzycie, albo nie. Kocham to osiedle. Zawsze jest mi bliskie, często skręcam, aby przez nie przejechać w drodze do pracy.
Prezydent przyznał, że trafiła do niego petycja przeciwko budowie drogi. Petycję podpisało ok. 3 tysiące osób. – Słucham was – zapewniał Ferenc.
– Póki będę prezydentem, tej drogi nie będziemy budować. Zmieniają się czasy, ale tylko oczekiwania społeczeństwa spowodują, że ta droga będzie budowana. Na dziś oświadczam: Póki jestem, nie będę podejmował decyzji przeciwko wam, możecie być tego pewni – deklarował Tadeusz Ferenc.
Po tych słowach mieszkańcy zaczęli bić brawo Ferencowi, ale nie zabrakło i takich, którzy odgrażali się, że przyjdą też na najbliższą sesje Rady Miasta (28 sierpnia), na którą radni PiS szykują uchwałę, która ma sprawić, że Nowe Miasto będzie zabezpieczone przed budową kontrowersyjnej drogi i takich inwestycji, które mieszkańcom mogłyby utrudnić życie.
O sukcesach nie chcieli słyszeć
Aby zamknąć temat drogi na spotkaniu, władze Rzeszowa chciały mówić o tym, co miasto zrobiło w ostatnich latach. Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa, zaczął opowiadać o nowych ekologicznych autobusach, ważnych umowach o współpracy, które miastu udało się podpisać. O imprezach kulturalnych, nagrodach, o planach, czyli wszystkim tym, co sprawia, że Rzeszów idzie do przodu.
Mieszkańcy jednak nie chcieli tego słuchać. – My to już wszystko wiemy – mówili i starali się kilka razy zagłuszyć prezentację wiceprezydenta Ustrobińskiego.
– Nie spotkaliśmy się tutaj po to, aby słuchać o sukcesach. Doceniamy pana działania, jako prezydenta i prezesa spółdzielni. Mieszkam już tu 24 lata. Pan mnie dobrze zna i wie, że już trzeci raz wraca sprawa budowy tej drogi. Dlaczego nie można tego zablokować? Dlaczego mamy się denerwować, że koło naszego bloku będzie szła ruchliwa droga? Nie zgadzamy się na to – mówił jeden z mieszkańców.
– Jak pan obiecuje, że drogi nie będzie, to niech pan powie, jak pan to zrobi, żeby nigdy nie powstała. Tego oczekujemy – dodawał.
Puste słowa, panie prezydencie
Inny mieszkaniec robił wyrzuty Tadeuszowi Ferencowi, że podpisał projekt budowy drogi. – Czym pan się kierował? – pytał. – Mówi pan, że miasto jest bezpieczne. Dzieci, które bezpiecznie mogą teraz same chodzić do szkoły, po wybudowaniu drogi nie będą mogły tego robić – dodawał.
– O którą drogę chodzi? -pytał Tadeusz Ferenc.
– Od ul. Kozienia do Millenium Hall. Powiedział pan, że tej drogi nie będzie, ale jej projekt jest. To są puste słowa, panie prezydencie. Niech pan podpisze, że tej drogi nie będzie – mówił jeden z mieszkańców.
Ferenc odpowiadał: – Po pierwsze, żadnej zgody na budowę drogi nie podpisywał prezydent, tylko jego służby. Po drugie, drogi nie będzie i nie mam w tej chwili takich planów. Dokąd ja będę prezydentem, bo nie mogę obiecać za swoich następców.
– A bloki? – pytał dalej mieszkaniec.
– Nic o blokach nie wiem. Żeby budować bloki, musi być droga. Droga nie będzie budowana. Odpowiedź jest prosta – powtarzał po raz kolejny Ferenc.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl