Zdjęcie: YouTube / Rzeszów News

Cztery koncepcje planowanej drogi południowej, obecnie brak pieniędzy na realizacje inwestycji i w tle przedwyborcza walka o głosy mieszkańców, którym proponuje się zburzenie domów lub bliskie sąsiedztwo ruchliwej drogi. O czym mowa? O drodze południowej Rzeszowa, która od 2017 roku budzi ogromne emocje.

Gdy wojewoda Ewa Leniart (PiS) i starosta  rzeszowski Józef Jodłowski (PiS) przedstawili w ubiegłym tygodniu nową koncepcję przebiegu południowej obwodnicy, która zakłada przebieg jej trasy przez Rzeszów, Tyczyn i Boguchwałę mieszkańcy osiedli Budziwój, Biała i Zwięczyca poczuli się zdezorientowani – skoro jest możliwa inna opcja wytyczenia trasy, to każdy chce, aby nowa droga była jak najdalej od ich domów oraz aby nie zostały one wyburzone.

Dlatego też w piątek mieszkańcy trzech osiedli spotkali się wraz z prezydentem Rzeszowa Tadeuszem Ferencem oraz Ewą Leniart w Zespole Szkół nr 11 w Zwięczycy, by rozwiać wątpliwości mieszkańców co do budowy drogi południowej. Było ich około 200.

– Naszym planem w mieście jest maksymalnie usprawniać komunikację, żeby drogi były jak najlepsze, żeby wszystkie wyjazdy z miasta były dwujezdniowe. Chcemy budować kolejne drogi, m.in. drogę południową. Jest dużo dyskusji i chcemy dowiedzieć się od państwa, którędy nowa droga ma przebiegać  – mówił Tadeusz Ferenc.

Tadeusz Ferenc: Jeśli powiecie…

Ferenc, któremu jeszcze w tamtym roku wydawało się, że miasto zdobędzie na budowę obwodnicy 277 mln zł z Unii Europejskiej – szacowany koszt inwestycji to 450 mln zł – zwrócił uwagę też nie tylko na sam przebieg drogi, ale też na to, jak i za co chce wybudować drogę południową.

– Jeśli powiecie: nie budować – usłucham. Jestem po to, aby wam służyć. Jeśli powiecie: budować – zrobię wszystko, aby to nie było z pieniędzy z waszych podatków – zdeklarował Ferenc.

Zanim rozpoczęły się pytania od mieszkańców wojewoda wspomniała, że przychodzili do niej mieszkańcy osiedli Biała, Budziwój, Zwięczyca, którzy pytali ją, dlaczego przez ich osiedle domków jednorodzinnych będzie przebiegać droga południowa oraz dlaczego nie jest rozważana opcja przesunięcia planowanej trasy w stronę centrum Rzeszowa, by biegła przez teren nieużytków.

Wojewoda: Nie byłam złośliwa 

Ewa Leniart wspomniała też o dokumentach, a właściwie ich braku, które spowodowały, że Rzeszów stracił szanse na unijną dotację.

– Zostałam za to obarczona odpowiedzialnością. Mówię to po to, aby rozwiać wszelkie wątpliwości – nie było w tym złośliwości. Jesteśmy przekonani, że Rzeszów powinien się rozwijać, żeby powstała południowa obwodnica, ale też chcemy, aby jej przebieg jednak odbywał się możliwe poza granicami miasta lub na styku miasta oraz gmin ościennych – mówiła Ewa Leniart.

Do mieszkańców dotarły cztery wersje koncepcji przebiegu drogi południowej. Paweł Delikat, mieszkaniec os. Zwięczyca, zgodnie z zapowiedziami, przygotował prezentację z mapą i zaznaczonymi na niej wariantami drogi południowej. 

Zanim jednak Delikat przedstawił slajdy, zaprezentowano krótki film, na którym jeden z mieszkańców mieszkańców Zwięczycy, opowiada, że tyle co wybudowany dom będzie musiał za chwilę rozbierać, bo przez środek jego działki wytyczono trasę obwodnicy.

– Pan Wojtek w zeszłym roku w sierpniu dostał pozwolenie na budowę. W tym momencie dom jest praktycznie skończony. Teraz pan Wojtek martwi się tym, że mimo rekompensaty finansowej będzie ten dom musiał opuścić. Jego głównym nakładem był czas, który przepadł –  mówił Paweł Delikat.

Jakie są koncepcje?

Po filmie zostały na mapach przedstawione cztery koncepcje przebiegu drogi południowej oraz straty w budynkach i ilość domów, na które droga ma bezpośrednio oddziaływać.
Pierwszy wariant, pomarańczowy, to koncepcja miejska z ub. roku. Zakłada ona budowę 6-kilometrowej drogi południowej od ul. Podkarpackiej do al. Sikorskiego, która biegłaby przez osiedla Zwięczyca, Budziwój i Biała.

W pierwotnej wersji ratusz zaplanował także budowę kilometrowego mostu, który przecinałbym rzeszowski zalew na wysokości tzw. Ptasiej Wyspy. Ta koncepcja według Delikata zakłada wyburzenie 45 domów, a 95 byłoby tzw. w zasięgu bezpośredniego oddziaływania inwestycji. W uproszczeniu – mieszkańcy żyliby w potwornym hałasie i huku. 

 

Druga koncepcja, czerwona, również miejska to zmodyfikowany wariant pomarańczowej trasy, gdzie ratusz budowę mostu odsunął od zalewu o 150 m w kierunku południowym i skrócił jego długość o połowę – do 500 m. Ta zakłada wyburzenie 48 domów a 140 ma  być w bliskim sąsiedztwie drogi południowej.

 

Trzecia koncepcja, zielona, jest autorstwa rzeszowskiego posła PiS Wojciecha Buczaka. Zakłada ona budowę mostu przez najwęższy fragment rzeszowskiego zalewu i słabiej zurbanizowane tereny, na których znajdują się m.in. ogródki działkowe oraz wyburzenie 12 domów. W tej koncepcji tylko 39 domów znalazłby się w bezpośrednim sąsiedztwie drogi.

 

Co oznacza „nieinwazyjność?”

Czwarta, żółta koncepcja, była tą, którą przedstawiła wojewoda, czyli droga miałaby biec przez Rzeszów, Boguchwałę i Tyczyn.

– Ta koncepcja zakłada nieinwazyjne przeprowadzenie drogi. Koncepcja wyprowadza ruch z miasta poświęcając 4 budynki, w tym dwa mieszkalne, a 19 domów pozostaje z bezpośrednim sąsiedztwie drogi – wyjaśniał Paweł Delikat.

– Przejrzeliśmy proponowaną przez starostę trasę. I policzyliśmy. Do wyburzenia będzie 39 domów. Mamy spisane ich numery – zauważył Andrzej Świder, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg w Rzeszowie.

 

Okazało się, że jednak, że ta „nieinwazyjność” wcale nie przekonała mieszkańców bardziej do budowy drogi, niż „inwazyjność” pozostałych koncepcji. – Mówi pan: „dwa domy do wyburzenia”. Tam mieszka rodzina z małymi dziećmi, którzy się wprowadzali dwa lata temu – mówiła jedna z mieszkanek obecnych na spotkaniu.

– Droga proponowana przez wojewodę przebiega wzdłuż szeregówek w odległości 15 m, więc nie rozumiem słowa „bezinwazyjnie”. Życzyłbym panu mieszkać w tej szeregówce – wtórował jej mężczyzna.

Dobry argument, będzie zgoda

Z sali padło też pytanie o koncepcje miejskie. – Dlaczego mamy oddać własne domy i ogrody i zgadzać się na to, aby 8 metrów od naszych miejsc zamieszkania znajdowała się ruchliwa droga? – pytała jedna z mieszkanek. – Jeśli miasto poda dobry argument, to może się zgodzimy na tę koncepcję – dodawała.

Z wyjaśnieniami pośpieszył architekt Grzegorz Róg z Biura Rozwoju Miasta, który tłumaczył, że przebieg drogi od ul. Podkarpackiej w kierunku gminy Tyczyn po raz pierwszy został wyznaczony w planie ogólnym Rzeszowa już w 1992 roku. Następnie został utrwalony w studiach gmin, które powstały w roku 2000 w Rzeszowie, w 2002 Tyczynie i 2005 w Boguchwale.

Po utracie ważności tych planów Rada Miasta Rzeszowa w miarę przyłączenia kolejnych miejscowości, zaczęła przystępować do sporządzania planów miejscowych obejmujących odcinek drogi południowej. Dla Zwięczycy powstały one w 2008 roku, a dla Budziwoja i Białej w 2010 roku.

– Przebieg tej drogi jest konsekwencją realizacji poprzednich dokumentów urbanistycznych, które były sporządzane w Rzeszowie i gminach ościennych od kilkunastu lat – wyjaśniał Grzegorz Róg.

Nie ma wariantu idealnego

– Plany miejscowe mają to do siebie, że muszą być zgodne ze studium. Brak takiej zgodności skutkuje każdorazowo uchylaniem planu przez służby wojewody. Wariant czerwony powstał w stosunku do opracowania specjalistycznego, będącego rezultatem złożonego zamówienia publicznego końcem roku 2016 – dodawał.

Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa, dodawał również, że pomarańczowa koncepcja została przygotowana jako plan transportowy do unijnego programu „Polska Wschodnia 2014-2020” w 2016 roku. Przygotowanie tego planu poprzedziły rok wcześniej konsultacje społecznie.

Decyzja środowiskowa została unieważniona z uwagi na zbyt bliskie sąsiedztwo z Lisią Górą oraz przez to, że planowana droga znajdowała się na terenie Natura 2000.

– Dlatego projektanci dostali polecenie, aby tak zmodyfikować trasę, by była zgodna z uwagami, stąd powstała koncepcja czerwona – tłumaczył Marek Ustrobiński. – Nie ma wariantu idealnego. Każdy będzie budził emocje i dla kogoś będzie niekorzystny – dodawał.

1,2 mln wywalone w błoto?

Mieszkańcy zarzucili też ratuszowi, że wydał ponad 1,2 mln na złą koncepcję. Ustrobiński odbił piłeczkę tłumacząc, że każdy projekt kosztuje jakieś pieniądze, a żaden nie gwarantuje tego, że będzie zrealizowany.

– Zawsze mogą być sytuacje sporne. Wiele jest projektów, które zostały wykonane, a nie są zrealizowane. To nie jest sytuacja wyjątkowa – przekonywał wiceprezydent Rzeszowa.

Podczas spotkania Tadeusz Ferenc zachęcał mieszkańców, aby podjęli jakąś decyzję. Przeciwny temu był Paweł Delikat, który stwierdził, że lepiej powołać ciało doradcze, które przemyśli różne opcje i zestawi je ze sobą według jasnych kryteriów.

– Proponowanie w tej chwili „weźcie, wybierzcie” mija się z celem, bo te prezentacje to  przedstawianie problemu, a nie jego rozwiązanie – przekonywał Delikat. Ferenc stwierdził, że to odsuwanie sprawy w czasie.

Miasto miało dużo czasu

Podczas spotkania zabrał też głos Marcin Fijołek, szef klubu PiS w Radzie Miasta. – Dziś prezydent mówi o tym, aby to mieszkańcy podjęli decyzję. Gdyby to powiedział pan kilka lat temu, gdyby miasto myślało o mieszkańcach i ich losie przy inwestycji, to by nas tu dziś nie było – stwierdził Marcin Fijołek.

– Miasto miało dużo czasu, aby przygotować optymalny, najmniej kosztowny społecznie projekt tej drogi, a w  maju rozpoczęto prace nad przygotowaniem wariantu jeszcze gorszego społecznie – dodawał.

– Słuchając radnego, to wychodzi, że w tym Rzeszowie jest źle, ale pan radny przeniósł się do Rzeszowa spod Tarnowa, bo tu mu najlepiej, bo tu znalazł prace i tu przyjechał. Jak mu tak źle, to po co tu przyjechał? – pytał Ferenc w swoim stylu.

Prezydent Rzeszowa twierdził również, że prezentowane koncepcje wojewody i Buczaka to gra polityczna. Przekonywał również, że gmina Tyczyn i Boguchwała ma za małe budżety na dokonanie wkładu własnego do inwestycji, zakładając, że zostaną na budowę drogi południowej ponownie zdobyte pieniądze z zewnątrz.

Tadeusz Ferenc pytał również, czy powierzenie tej inwestycji Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, czy staroście rzeszowskiemu to dobry pomysł.

– Gdybyśmy budowali drogę południową, to maszyny prawdopodobnie już by pracowały. Kiedy miasto tej inwestycji nie będzie realizować, to ja na nią nie będę miał żadnego wpływu – mówił Ferenc.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama