W poniedziałek odbyła się ostatnia w tym roku sesja Podkarpackiego Sejmiku. Przyjęto wiele ważnych uchwał, w szczególności uchwalono budżet na 2016 rok. Tutaj chcę zwrócić uwagę na jedną, mniej istotną sprawę.
Otóż nie udało się na razie przyjąć uchwały o wyrażeniu zgody na odwołanie radnego Marka Ordyczyńskiego z funkcji dyrektora podkarpackiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Taka zgoda Sejmiku jest wymagana, kiedy odwoływany pracownik jest radnym sejmiku. Na marginesie. Tytuł uchwały mówi o odwołaniu z funkcji, a w treści jest mowa o rozwiązaniu stosunku pracy. A to jest raczej co innego niż odwołanie i oznacza zwolnienie z pracy, a nie przesunięcie na inne stanowisko.
Uchwała nie była w ogóle rozpatrywana, bo chociaż radni PiS zgłosili wniosek o wpisanie jej do porządku obrad, to nie uzyskali wymaganej bezwzględnej większości, czyli 17 głosów. Stało się tak dzięki postawie radnej Ewy Draus, która wstrzymała się od głosu. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze i na najbliższą sesję (choćby i nadzwyczajną) taki punkt może być decyzją Marszałka czy przewodniczącego Sejmiku wprowadzony.
Dzięki tej zwłoce radni PiS uzyskali niepowtarzalną szansę na przemyślenie tej sprawy i głosowanie nie tylko polityczne (jak to się zapowiada), ale i roztropne. Jest jasne, że nowa władza ma prawo obsadzać swoimi ludźmi kluczowe stanowiska i pewnie trzeba się zgodzić, że funkcja pełniona przez Marka Ordyczyńskiego do takich należy. Jednak do dobrego obyczaju należy, aby odwołania z takich funkcji nie wiązać z rozwiązaniem stosunku pracy, czyli krótko mówiąc – wyrzuceniem na zieloną trawkę.
Po pierwsze dlatego, że jeśli ktoś przez 8 lat z powodzeniem wykonywał swoje zadania, to zdobył doświadczenie, które w jego instytucji na pewno da się wykorzystać – trzeba tylko chcieć. A po drugie dlatego, że nakręca to spiralę odwetu. Za parę lat dzisiejsi zwycięzcy spotkają się z taką samą, albo jeszcze gorszą reakcją. Wszak kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Że można inaczej, są liczne na to przykłady, a jednego z nich może z powodzeniem dostarczyć sam Przewodniczący Sejmiku. W idealnych, moim zdaniem, sytuacjach pracodawca podejmuje rozmowy z odwoływanym pracownikiem, żeby – przy obopólnym zrozumieniu uwarunkowań – wspólnie wypracować satysfakcjonujące obie strony rozwiązanie.
Odrębną, skomplikowaną sprawą, jest, wspomniana w uzasadnieniu uchwały i zapisana w ustawie kwestia, czy zamierzone zwolnienie Marka Ordyczyńskiego jest związane z pełnieniem przez niego mandatu radnego wojewódzkiego. Moim zdaniem jest, ale to temat na dłuższą dyskusję.
Podczas mojej długiej już kariery samorządowej, w rzeszowskiej radzie również zdarzały się tego typu wnioski wobec radnych miejskich (przepis, który to opisuje, jest taki sam zarówno dla gmin jak i województw). Żaden z tych wniosków pracodawców nie został jednak zaakceptowany.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że stosowne polecenia pisowscy radni Sejmiku dostali z góry. Ale przecież nie są bezwolnymi wykonawcami poleceń i potrafią sami rozeznać, co jest słuszne i sprawiedliwe. Jest, znana od dawna, dewiza Władysława Bartoszewskiego: „Jeśli nie wiesz, jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie”. Żeby ją jednak stosować, trzeba mieć jakiekolwiek wątpliwości. Umysł nieskażony żadną wątpliwością na pewno nie będzie umiał z tej rady Władysława Bartoszewskiego skorzystać. Jestem jednak przekonany, że to nie jest przypadek radnych naszego Sejmiku.