Zdjęcie: Maciej Rałowski

Bo uważam, że takie połączenie, przeprowadzone wbrew stanowisku władz i mieszkańców tamtejszej gminy, byłoby dla Rzeszowa nieopłacalne. Wtedy bowiem nie otrzymalibyśmy premii przysługującej za połączenie (sumarycznie ok. 85 mln zł rozłożone na 5 lat), natomiast dostalibyśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza Malawę, Palikówkę i Strażów, które to miejscowości, ani do Rzeszowa nie pasują, ani nie są nam do niczego potrzebne. Zatem włączanie ich do Rzeszowa może być usprawiedliwione jedynie wtedy, kiedy otrzymamy na to dodatkowe środki.

O stanowisku mieszkańców i radnych gminy Krasne mogliśmy się przekonać podczas tegorocznych (!) konsultacji społecznych, a aktualne stanowisko jej władz miałem okazję poznać podczas ubiegłotygodniowej rozmowy z wójtem i sekretarzem Krasnego. Nie mam więc żadnych złudzeń, że teraz będzie inaczej.

Aby uzyskać zgodę mieszkańców i – co za tym idzie – władz gminy (jakiejkolwiek) na połączenie z Rzeszowem, trzeba radykalnie zmienić sposób działania. Nie można informować sąsiadów o naszym zamiarze poprzez gazety. Trzeba rozmawiać i przekonywać. Przy tym nie chodzi tu o bezpłodne i puste gadanie, tylko o konkrety.

Podczas sesji przedstawiłem obszerną informację na temat tego, jak udało się doprowadzić do połączenia miasta i gminy wiejskiej Zielona Góra. Szerszy opis postępowania nie zmieści się w krótkim tekście, dlatego  napiszę o tym odrębnie. Powiem więc tylko, że zielonogórzanie przygotowali dla mieszkańców gminy wiejskiej Zielona Góra szczegółową informację o tym, jak zamierzają zorganizować życie po połączeniu.

Tymczasem ostatnie działania naszego urzędu w tej materii są przeciwskuteczne i w dzisiejszym stanie rzeczy tylko oddalają ewentualne przyłączenie jakiejkolwiek gminy, bo wywołują gniew i frustrację. Można odnieść wrażenie, że nie umiemy wyciągać wniosków z naszych niepowodzeń, bo z uporem maniaka forsujemy działania, które nie przyniosły efektu. A przecież wystarczy skorzystać z tego jednego, sprawdzonego już przykładu.

Reklama