Zdjęcie: Tomasz Modras / Rzeszów News

Znów trzeszczy w podkarpackiej Platformie Obywatelskiej. Elżbieta Łukacijewska nie chce siódmego miejsca na liście Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

O tym, że europosłankę Łukacijewską władze podkarpackiej PO umieściły dopiero na siódmym miejscu podkarpackiej listy KE ujawniliśmy w miniony piątek. Liderem jest Czesław Siekierski, europoseł PSL z województwa… świętokrzyskiego. Z drugiego ma startować posłanka PO Krystyna Skowrońska, z trzeciego Marek Ustrobiński (kandydat SLD), „czwórka” przypadła partii Zieloni – kandydatem ma być Maciej Józefowicz. 

Elżbieta Łukacijewska znalazła się dopiero na 7. miejscu, wyżej od niej są jeszcze jej koleżanki partyjne – Joanna Frydrych i Renata Butryn. Pełny kształt listy KE nie został jeszcze zatwierdzony, nie do ruszenia jest pierwsza „trójka”. Łukacijewska, która w europarlamencie jest już drugą kadencję, liczyła na to, że będzie wiceliderem listy.

Startu z siódmego miejsca nie jest w stanie zaakceptować. – To budzi moje zdziwienie i moich wyborców. Przez weekend zasypywali mnie telefonami i mailami, pytając, co się stało i dlaczego. Odebrałam setki takich sygnałów. Uzgodnienia były inne, nikt nie przedstawił mi argumentu, dlaczego mam być na 7. miejscu – mówiła w poniedziałek w Rzeszowie Elżbieta Łukacijewska.

W tle jest jej wewnątrzpartyjny konflikt z Krystyną Skowrońską, choć Łukacijewska oficjalnie temu zaprzecza. Konflikt między nimi ujawnia się nie pierwszy raz. – Nie jestem konfliktową osobą, jestem otwarta, każdemu życzę dobrze – zapewniała europosłanka PO. Władzom podkarpackiej Platformy zaproponowała, by zmieniły układ listy i Łukacijewską przesunęły na ostatnie, 10. miejsce. – 10. miejsce jest pierwszym od końca – tłumaczy. 

Decyzja o tym, jak będzie wyglądał ostateczny układ personalny listy podkarpackiej Koalicji Europejskiej ma zapaść w najbliższy piątek na szczeblu centrali PO. Elżbieta Łukacijewska między wierszami mówi, że aktualna koncepcja podkarpackiej listy KE do PE nie daje gwarancji, że Podkarpacie utrzyma trzy mandaty w kończącej się kadencji PE. 

– Nie oddawajmy Podkarpacia walkowerem – apeluje Łukacijewska.

To jasny sygnał, że startująca z drugiego miejsca KE Krystyna Skowrońska raczej euromandatu nie zapewni KE, a start Łukacijewskiej z siódmego miejsca jeszcze bardziej osłabia eurolistę, dlatego Łukacijewska chce ostatnie, tzw. biorące miejsce. Nawet lider Czesław Siekierski nie może być pewny zwycięstwa w starciu z PiS, który na dwóch pierwszych miejscach ma Tomasza Porębę i Bogdana Rzońcę. 

Trzeci euromandat dla Podkarpacia jest możliwy pod warunkiem wysokiej frekwencji w wyborach. Elżbieta Łukacijewska liczy, że to ona ponownie go zgarnie. Pięć lat temu weszła do PE z pierwszego miejsca PO, a w 2009 okazała się lepsza od lidera Mariana Krzaklewskiego, który na liście Platformy był wówczas „spadochroniarzem”.     

– Wyborcy pięciokrotnie mnie wybierali – trzykrotnie do Sejmu, dwukrotnie do Parlamentu Europejskiego. Moja 18-letnia praca na rzecz regionu została bardzo dobrze oceniona. Apeluję o zdrowy rozsądek i trzeźwą ocenę. Nie ma żadnego powodu, abym 10. miejsca nie otrzymała – uważa europosłanka Łukacijewska.

Jej zdaniem ci, którzy umieścili ją na siódmym miejscu, „nie rozumieją, jak działa cała lista”. – Wierzę, że lista będzie jak najlepsza, optymalna, a Koalicja Europejska wygra wybory w Polsce i na Podkarpaciu. Każdy głos jest na wagę złota – dodała Elżbieta Łukacijewska, nie zdradzając, co postanowi, gdy PO nie spełni jej oczekiwań.  

Wybory do PE odbędą się 26 maja.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama