Zdjęcie: SP Records
Reklama

– Czarno na białym oglądamy powrót cenzury, a wszystko dlatego, że ktoś ośmielił się powiedzieć, że czyjś ból jest lepszy – pisze Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej. 

Przez wiele lat byłem, podobnie jak wielu innych miłośników muzyki, fanem trójkowej Listy Przebojów. Jednak do czasu. Program Trzeci Polskiego Radia, podobnie jak cała reszta publicznych mediów, był powoli podduszany, najpierw przez „kosmetyczne” elementy tzw. dobrej zmiany, choćby poprzez pojawienie się na antenie wyłącznie „niezłomnych” komentatorów lepszego sortu.

W miarę upływu czasu stacja, wraz ze swoimi dziennikarzami, publicystami i programami, wyglądała coraz bardziej agonalnie, aż w końcu – w ciągu raptem paru tygodni – z Trójki gremialnie zaczęły odchodzić jej ikony: Wojciech Mann, Marcin Kydryński, Anna Gacek, a teraz też Marek Niedźwiecki, Piotr Baron, czy do niedawna jeszcze dyrektor muzyczny Piotr Metz. Wszyscy ci ludzie wyedukowali dźwiękowo całe pokolenia Polaków, liczone bardziej w milionach niż tysiącach.

Tymczasem, w sposób wręcz upokarzający opinię publiczną, chyba w nadziei na jej kompletną głupotę i ignorancję, władze Polskiego Radia, na czele z obecnym szefem Trójki, którego nazwiska nie warto nawet zapamiętywać, tłumaczą ludowi jak jest. Że w jego smsie do Metza nie chodziło o TĘ piosenkę. Że głosowanie zmanipulowali dziennikarze prowadzący listę. Że trzeba zrobić audyt. Że zasady głosowania były nieprecyzyjne.

Jedynie bezczelność i fruwająca pod niebo arogancja mogły w taki sposób kazać objaśniać fakt ocenzurowania listy przebojów z uwagi na niewygodną dla głównego władcy Polski treść utworu Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój”.

Wspomniana pieśń bynajmniej do pięknych nie należy (przynajmniej muzycznie) i tu chyba należą się przekorne słowa uznania dla artysty, który od wielu lat potrafi intuicyjnie wyczuć koniunkturę. W tej roli ludowego trybuna i samozwańczego antysystemowca występuje przecież od czasów komuny.

A politycy wszelkiej maści i proweniencji dostawali od Staszewskiego na przestrzeni lat właściwie po równo, bo zawsze walił na odlew i nie interesowało go, czy puchnie. Teraz zażądał wycofania swoich utworów z anteny, a w sukurs przyszła mu cała plejada polskich muzyków.

W ten właśnie sposób zamknęło się koło historii. Artyści, którzy trzymali się (albo przynajmniej deklarowali, że tak jest) z dala od polityki, zostali w tę politykę brutalnie wessani. Wielu z nich, jak np. Dawid Podsiadło, pojęcie kontroli publikacji znało tylko z książek o zamierzchłych czasach PRL.

Rok 2020 będzie jednak pod tym względem wyjątkowy, nie tylko ze względu na niechybny upadek, a w najlepszym razie kompletną marginalizację radiowej Trójki i intelektualną pauperyzację reszty narodowych mediów. Czarno na białym oglądamy bowiem powrót cenzury, a wszystko dlatego, że ktoś ośmielił się powiedzieć, że czyjś ból jest lepszy.

Reklama