Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc w dość emocjonalnym wystąpieniu dał ostatnio upust rządowym mediom, a konkretnie Telewizji Polskiej w Rzeszowie, argumentując że trzyma ona stronę PiS-u, czyli akurat w przypadku miasta – opozycji w jego Radzie.
Zbulwersowany tym faktem szef rzeszowskiej telewizji Józef Matusz w nie mniej emocjonalnym liście obwieścił Ferencowi, że na ekranie nie będzie pokazywania tego, czego życzyłby sobie prezydent.
Niejako w cieniu tej nagłej debaty między dwoma bossami ze ścisłego topu znalazła się skromna osoba red. Grażyny Bochenek, dyscyplinarnie zwolnionej z rozgłośni Polskiego Radia Rzeszów, której prezesem od trzech lat jest nie kryjący swych sympatii (a nawet w przeszłości czynnie wspierający kampanie PiS) – aktor i reżyser Przemysław Tejkowski.
Grażyna Bochenek, wieloletnia dziennikarka i reporterka radiowa, to jedna z najbardziej cenionych i nagradzanych kobiet-radiowców w regionie. Jej reportaż o Fredzie Zinnemannie, reżyserze słynnego westernu „W samo południe” i jego rzeszowskich korzeniach, był jednym z najgłośniejszych materiałów rzeszowskiego radia.
Dyscyplinarka Bochenek jest natomiast bezpośrednim pokłosiem publikacji w eterze, kiedy to w prowadzonym przez siebie programie pozwoliła wypowiedzieć się słuchaczowi krytycznie nastawionemu do prezydenta Andrzeja Dudy.
Okazało się, że pomimo obecności w audycji również głosów popierających prezydenta (czyli przy zachowaniu dziennikarskiej zasady równowagi opinii), ten krytyczny głos przesądził o surowej karze wobec reporterki. Nie sposób przejść obok takiego bezwzględnego i jednostronnego potraktowania osoby, której dorobek i warsztat stoją na najwyższym zawodowym poziomie.
Jednak – paradoksalnie – w tej szerokopasmowej medialnej intrydze rację ma dyrektor TVP w Rzeszowie, mówiąc że władza (dodajmy – jakakolwiek, za wyjątkiem sądowniczej w określonych okolicznościach) nie powinna mieć żadnego wpływu na dziennikarzy i publikowane przez nich treści.
Mówiąc te słowa Józef Matusz, niestety, przeczy jednak sam sobie, bowiem reprezentowana przezeń Telewizja Polska i w ogóle media publiczne wzniosły się w ostatnich kilku latach na niechlubne szczyty w kwestii ostentacyjnego popierania rządowych elit, czyniąc to w sposób bezprecedensowy, nieznany od zamierzchłych czasów PRL-u.
A smutna historia Grażyny Bochenek (notabene wybronionej przez niezawisły sąd od nałożonej na nią nagany) pokazuje w optycznym powiększeniu, w jaki sposób działa dziś machina publicznych nadawców, gdzie za krytyczny wobec władców głos traci się pracę i karierę. Prezydent Rzeszowa zaś na ów krytyczny głos jest najzwyczajniej skazany, bo on po prostu nie jest z PiS-u.