Zdjęcie: Youtube.com / Nobel Prize

– To było godzinne przemówienie skromnej pisarki, która autentycznie przejmuje się losami Ziemi – pisze w najnowszej Emisji Weekendowej Łukasz Sikora. 

Z niejakim wstydem, ale uczciwie przyznaję, że z księgozbioru autorstwa świeżo upieczonej polskiej noblistki Olgi Tokarczuk przeczytałem ledwie jedną pozycję, powieść „Bieguni”.

Jednak z racji tego, że książka niesamowicie mi się podobała (a zdążyłem się z nią zapoznać na wiele miesięcy przed ogłoszeniem laureatki prestiżowej nagrody), z tym większą dumą i wzruszeniem wsłuchałem się w słowa wykładu, jaki Tokarczuk wygłosiła w mijającym tygodniu przed Akademią w Sztokholmie.

Usłyszeliśmy słowa osoby świadomej naszego współczesnego świata, jego wielowymiarowego piękna, ale także zagrożeń, jakie niesie ze sobą działalność człowieka, skoncentrowanego na bezrefleksyjnym korzystaniu z zasobów naszej planety.

Zdaniem Olgi Tokarczuk, jesteśmy dzisiaj karmieni internetem, który wie wszystko, łącznie z mnożącymi się fake newsami, które poprzez prostotę przekazu trafiają do wielu osób niemal jako objawione prawdy, chociaż dzięki dostępności wiedzy powinniśmy być o wiele bardziej świadomymi wszelkich uproszczeń i banalizowania faktycznych problemów.

Szczególnie dobitnie wypowiedź noblistki wybrzmiewa w kontekście ochrony środowiska i przeciwdziałaniu wyniszczania przyrody poprzez procesy, które nazwała wycinaniem świata po kawałku dla własnej korzyści i zysku. Czynią to nasze ludzkie ręce.

To było godzinne przemówienie skromnej pisarki, która autentycznie przejmuje się losami Ziemi i obdarza wielką atencją i troską wszelkie objawy niesprawiedliwości, odradzających się resentymentów, ludzkich krzywd i gęsto występującej, a niejednokrotnie wręcz afirmowanej moralności Kalego.

Dość powiedzieć, że w komentarzach z całego świata, pisanych w ślad za transmisją noblowskiej przemowy, pojawiały się sugestie, aby Olga Tokarczuk opublikowała ów wykład w formie osobnej książki. Jestem za.

Pośród noblowskich podsumowań, gratulacji i komplementów znalazły się – jakby inaczej – najróżniejsze wstawki czynione w różnych konfiguracjach i bez najmniejszej refleksji. Oszczędźmy radnych PiS z jakiegoś powiatu, którzy – wedle relacji mediów – wyszli z sali na wieść uhonorowania laureatki Nobla lokalną nagrodą.

Jednak z tej marginalnej nierzeczywistości na światło dzienne przebił się wpis posła Arkadiusza Mularczyka, wedle Wikipedii absolwenta podyplomówki firmowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka (sic!), który był uprzejmy donieść przy okazji ceremonii noblowskiej w Sztokholmie, że Szwedzi mieli możliwość przeprosić za… szwedzki potop, ale jej nie wykorzystali.

Cóż, można rzec – już bez wplątywania w tę historię Olgi Tokarczuk – że poseł Mularczyk miał okazję zamilczeć. Niestety, jej nie wykorzystał.

Reklama