Zdjęcie: Wiadomości TVP

– Biedny prezes Kaczyński znowu został bestialsko zaatakowany, sprowokowany i brutalnie zderzony z sejmową rzeczywistością – pisze Łukasz Sikora w najnowszej „Emisji Weekendowej”. 

Historyczna akcja miała miejsce w rocznicę czerwcowych wyborów z 1989 roku, a więc przy okazji daty zapisanej już w polskich annałach. Okazuje się, że 4 czerwca 2020 roku też pewnie przejdzie do historii, tylko jej wersja zależeć będzie od tego, czyjego będzie autorstwa. Po pasjonującym, ponad pięciominutowym wykładzie nadanym w piątkowych Wiadomościach, spróbuję streścić tę osobliwą legendę.

Według historyków mów obronnych Sokratesa było w sumie trzy, a opisana niżej jest według moich – nieprecyzyjnych – obliczeń drugą w ostatnich tygodniach. No więc ci biedni posłowie PiS-u już od lat są brutalnie traktowani przez swoich politycznych oponentów – rozpoczyna swe heroiczne wystąpienie niejaki Konrad Wąż, jeden z wiodących twórców alternatywnej, „wiadomościowej” wersji zdarzeń.

Mnożą się zatem przykłady: ten coś powiedział, tamta nagrała filmik, inny rzucił dziecięcymi bucikami w prezesa na sali plenarnej. Słowem – armagedon, jakiego świat nie widział dzieje się na sejmowych korytarzach i pokojach. Przywołano nawet sprawę… zabójstwa działacza PiS Marka Rosiaka.

No i jeszcze eksperci – niezawodni, codzienni goście propagandowego seansu, czyli para niezłomnych publicystów: Sakiewicz&Karnowski. Tradycyjnie już obwieścili, że zajadłość opozycji nie zna granic, że prowokują nieustannie biednych pisowców i że prawda znowu wyszła na jaw.

Z niejakim trudem wytrzymując do końca ekranowe widowisko, sam zacząłem zadawać sobie to pytanie – jaka to prawda wyszła na jaw? Widziałem na własne oczy: zwykły poseł Kaczyński w trakcie debaty nad wnioskiem o dymisję ministra zdrowia Szumowskiego, oskarżanego przez opozycję o dziwne maseczkowe biznesy z zakumplowanym instruktorem narciarstwa, gaworzył sobie jakby nigdy nic przy ławach rządowych.

Przemawiała akurat Barbara Nowacka z KO, a jej szef Borys Budka widząc cokolwiek słabą atencję po stronie gabinetu wizytowanego właśnie przez szefa szefów, głośno domagał się uwagi dla słów posłanki. I w którymś momencie Kaczyńskiego opuścił instynkt samozachowawczy i małomówny ostatnio prezes zaskrzeczał do swych przeciwników, że tak chamskiej hołoty to on jeszcze nie widział. Miał chłop pecha, bo wszystko się nagrało.

Biedny Kaczyński i łkające nad nim Wiadomości, próbujące ekwilibrystyczną Wężową mową obronną ulżyć mu jak tylko się da. Jednego na pewno się nie da: wmówić milionom ludzi, że dowódca rządzącej partii ma dla nich jakiekolwiek dobre słowo poza już wypowiedzianymi. Sam tą wojnę wywołał, sam znalazł się na jej głównym froncie, sam też publicznie werbalizował swoje wizje osób nieprzychylnych PiS na różne sposoby. „Chamska hołota” jest tylko kolejnym słowotwórczym objawieniem.

Jeszcze trochę i będzie można panu prezesowi uprzejmie odpowiedzieć na jego bluzgi w najbardziej prozaiczny sposób: udając się w spokoju do wyborczego lokalu.

Reklama