Frapujące doświadczenie ostatnich dni, to wystąpienia wyborcze Jarosława Kaczyńskiego, który w pocie czoła realizuje kampanijną misję PiS-u objeżdżając Polskę z gościnnymi występami na wiecach, w audytoriach i halach z dużą liczbą miejsc siedzących.
Mówi za każdym razem mniej więcej to samo, więc łatwiej będzie ów przekaz zsyntetyzować. Chodzi mianowicie o wartości. W retoryce prezesa wartości objawiają się jako nieskończenie polska rekolekcja z historii, relacji z sąsiadami, stosunków społecznych, postawy względem kościoła.
Luźno cytując myśl: najważniejsza jest rodzina, tradycja, przywiązanie do parafii, wspólnoty spajanej przez rządzących w sensie politycznym i religijnym.
Szef PiS przedstawia te wszystkie jednoczące naród elementy jako efekt niestrudzonej pracy, wręcz misji, realizowanej przez jego wybrańców z najbardziej polskiego z polskich ugrupowań. I w perspektywie ustanawia cel, jaki temu towarzyszy – oczywiście – ostateczne zwycięstwo. Wiadomo kogo.
Prezes się myli. Albo inaczej, nie chce w swych (trzeba to przyznać) retorycznie nienagannych wystąpieniach mówić o tym, co dla jego formacji jest dojmująco nieprzyjemne, a wręcz dewastujące.
Przyłóżmy więc szkło powiększające: degrengolada krajowego sądownictwa, skutkująca konfliktem ze sternikami Unii Europejskiej, gwałt na Konstytucji, miliony przelane dla toruńskiego ojca dyrektora, pobłażanie dla zorganizowanego hejtu w resorcie sprawiedliwości – to tylko fragmenty z długiej listy „dokonań” rządzącej elity.
No więc, gdzie te wartości? Jak objaśnia sam zainteresowany, mieszczą się one wszędzie tam, gdzie wyborcy uwierzą w to, że – zgodnie z wyliczeniami przedłożonymi przez prezesa – dogonimy średnią unijną w mniej więcej dwie dekady (mowa o średniej w portfelu).
Konstatując – premier Mateusz Morawiecki dowiezie wszystkich entuzjastów PiS w miejsce, gdzie mniej więcej jest dziś ten legendarny Niemiec, co płacze, kiedy sprzedaje swoje 10-letnie Audi, którym jeździł tylko do kościoła.
Powyższe, to tylko zaproszenie do szerszej dyskusji. Dyskusji, która przyciągnie wszystkich sąsiadów, kolegów, współpracowników, członków rodziny. Szczególnie ze strony opozycji, której kampanię określiłbym ogólnie jako reaktywną, choć nie jestem i nie będę zwolennikiem doktrynalnej generalizacji.
Jedno jednak jest pewne – napisał to kiedyś klasyk, do którego równać się nigdy nie miałbym najmniejszej śmiałości. Otóż rzekł on: – ale niech lepiej grają (w sensie – mówią), niż mieliby wódkę po bramach trąbić.