– Nie rozumiem i w mojej ocenie nie istnieją żadne racjonalne argumenty usprawiedliwiające urządzenie rządowych obchodów w momencie, kiedy policjanci karzą mandatami rodzica, który wziął dzieci na krótki spacer pod blokiem – pisze Łukasz Sikora w „Emisji Weekendowej”. 

Świat po dziesięciu latach od smoleńskiej tragedii zmienił się w sposób niewyobrażalny, ale pewne znamiona niezmienności – zapewne jako wyjątki od żelaznych reguł – najwyraźniej musiały pozostać. No, może nie na całym świecie, ale przynajmniej w Polsce, w której do dzisiaj czekamy na „prawdę”, jak niedawno (który to już raz?) reklamował zbliżający się moment ujrzenia światła dziennego przez swój mityczny już raport Antoni Macierewicz.

Mimo milionów złotych wpompowanych w organizowane przez niego nad- i podkomisje, mimo dziesiątków kontr-analiz ze strony faktycznych, a nie farbowanych ekspertów lotniczych, to oczekiwanie na „prawdę” wciąż trwa… naprawdę. W tak zwanym międzyczasie pojawiły się statystyki, że prawie jedna trzecia Polaków uwierzyła w smoleński spisek i tajemnicze wybuchy. Nie mówiąc już o bliżej nieokreślonej liczbie osób, które PiS przekonał obiecując sprowadzenie z Rosji wraku rozbitego tupolewa.

Po upłynięciu dekady od tamtych tragicznych wydarzeń paradoksalnie wydaje się, że wiemy o nich coraz mniej, przede wszystkim dlatego, iż u dużej części społeczeństwa ten stan zawieszenia, spowodowany brakiem dowodów na potwierdzenie powtarzanych po tylekroć tez o zamachu, wciąż wzbudza duże emocje. Jeśli jednak rządzący ze swym prezesem na czele, w obliczu wydanych przez siebie nakazów i zakazów związanych z obecną sytuacją epidemiologiczną, pozwalają sobie na jawne zlekceważenie tychże, gromadząc się rocznicowo pod smoleńskim pomnikiem, sami dają świadectwo swojej bezprecedensowej ignorancji.

Katastrofa z 2010 roku była ciosem dla Polski na nieznaną wcześniej skalę, niemniej jednak stan zagrożenia koronawirusem jest wciąż aktualny, wciąż realny i wciąż zagrażający życiu tysięcy ludzi.

Nie rozumiem i w mojej ocenie nie istnieją żadne racjonalne argumenty usprawiedliwiające urządzenie rządowych obchodów w momencie, kiedy policjanci karzą mandatami rodzica, który wziął dzieci na krótki spacer pod blokiem. Pokraczność tak funkcjonującego państwa nie licuje z jakąkolwiek powagą, nie mówiąc już o wizerunku w oczach opinii międzynarodowej, no może poza Białorusią, gdzie miejscowy prezydent-watażka drwi sobie w najlepsze ze wszystkich zaleceń dla obywatelskiego zdrowia, urządzając mecze w hokeja ze swoim udziałem.

Wspominając wydarzenia z kwietniowego poranka przed dziesięcioma laty i z pierwszych tygodni po tragicznym wypadku samolotu, zdawało się, że Smoleńsk w tragicznie cudowny sposób zespoli polskie plemię. Że okrutna ofiara złożona przez naród uczyni go silniejszym, odporniejszym i bardziej zjednoczonym. Stało się jednak dokładnie odwrotnie.

Więc tylko: cześć pamięci 96 ofiar tej strasznej katastrofy.

Reklama