Zdjęcie: Kamil Pudełko / Rzeszów News

Radni powiatowi podlubelskiego Świdnika postanowili właśnie wystrzelić z dużej armaty i ogłosili wszem i wobec specjalną uchwałą, że powiat ów od tej pory „wolnym od ideologii LGBT” się stanie.

Był to właściwie odzew na znak-sygnał, rzucony hasłowo przez samozwańczego przywódcę frontu walki z gejami, Jarosława Kaczyńskiego, który to zawołał ostatnio „wara od naszych dzieci!”, choć wedle oficjalnych doniesień, potomstwa żadnego nie posiada.

Temat gejów i lesbijek powrócił tym samym do medialnego mainstreamu, do czego przyczyniła się też podjęta przez władze Warszawy deklaracja LGBT+, zakładająca podjęcie różnego rodzaju akcji o wymiarze pomocowo-edukacyjnym względem środowiska osób homoseksualnych. Akcja rodzi reakcję, często łańcuchową.

Pomijając dość smutny fakt, że spora część mieszkańców naszego kraju (a w ślad za tym także część polityków) wykazuje mniej lub bardziej ujawnioną wrogość względem gejów i lesbijek, moim zdaniem największy problem stanowi tak zwana milcząca większość. Nie reagująca na akty agresji i pogardy, krańcowo bierna i bezwładna.

Bo o ile uporczywe powtarzanie przez część polityków słów o „tolerancji” względem środowisk LGBT jest – zdawałoby się – aktem dobroci, to przy głębszym zastanowieniu to właśnie mit tolerancji powoduje poczucie rosnącej swobody w okazywaniu niechęci.

Tolerowanie nie posiada w tym przypadku bynajmniej pozytywnego nacechowania, lecz obwieszcza w podtekście: „Cieszcie się, że was nie wsadzamy do zamkniętych ośrodków, tudzież innych więzień. Nie ma za co!”. Szacunek i tolerancja są jednak o wiele bardziej szerokopasmowymi pojęciami, niż zaledwie przyzwolenie jakiejś grupie na egzystencję. Współczesna i wcale nie tak odległa historia wiele na ten temat mówi.

Apartheid w RPA trzymał się mocno jeszcze do lat 90. minionego stulecia. Sufrażystki po ciężkich bojach wywalczyły dla kobiet prawa wyborcze, a stało się to raptem 100 lat temu. Niewiele wcześniej w USA zniesiono niewolnictwo, choć jeszcze długo w niektórych stanach było to zupełnie nie do pomyślenia, już nie mówiąc o jakiejkolwiek formie akceptacji.

Świdniccy radni pomylili więc epoki, pomimo oczywistej szczerej chęci przypodobania się prezesowi, który tak zapamiętale walczy o „nasze dzieci”. Żyją oni bowiem przeświadczeniem bezterminowej przydatności „tradycyjnego” modelu społecznego, w którym czarnoskórzy to służący, kobiety rodzą i ogarniają domostwo, a do gejów się strzela.

Wyściubienie nosa poza ten „sielankowy” obrazek będzie może bolesne, niemniej nieuchronne, jak zmieniające się czasy.

Reklama