Parafrazując Karla Krausa rzec można: „wymagamy od miasta asfaltu, kanalizacji, ciepłej wody. Dowcipni i kulturalni jesteśmy sami. Kulturalne imprezy nie są nam do niczego potrzebne”.
Bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem wiele billboardów reklamujących Festiwal Pięknej Książki. I to wcale nie we Frankfurcie nam Menem, ale u nas, w mieście akademickim nad Wisłokiem. Organizatorzy urządzili imprezę dla: „wszystkich, dla których czytelnictwo lub szerzej: kultura stanowią znaczącą wartość”.
Wśród gości m.in.: Bralczyk, Ziejka, Ogórek (Michał żeby nie było), Bakuła, Kora z Sipowiczem, Makłowicz i wiele innych znanych postaci. Obawiałem się ogromnych kolejek do wejścia, mając w głowie podobne doświadczenia z targów książki w Krakowie czy Warszawie. Pomimo bezpłatnego wstępu okazało się, że odwiedzających było mniej… niż stoisk.
Jedna z pań, która reprezentowała bardzo znane i prestiżowe wydawnictwo, stwierdziła w przepływie szczerości: „Rzeszów wyróżnia się na tle innych miast w Polsce i na długo go zapamiętam. Jako najgorsze targi książki w Polsce”. Mówiąca te słowa, zamiast opowiadać o książkach musiała w ramach walki z nudą wydać mnóstwo pieniędzy w pobliskich butikach.
Powyższa sytuacja, przywołała wspomnienia z innego wydarzenia, gdzie ludzie kulturalni mieli obcować z kulturą wyższego rzędu. Kilka lat temu, rzeszowski dodatek Gazety Wyborczej postanowił wręczyć statuetki: „komentator Gazety Wyborczej”. Wyróżnionym, w tym i mojej skromnej osobie było bardzo miło. Urządzono uroczystą akademię w sali kameralnej Filharmonii przy ul. Słowackiego. Po wręczeniu statuetek, zaproszeni goście (laureaci z osobami towarzyszącymi) zanim udali się do bankietowych stołów, musieli wysłuchać krótkiego koncertu.
Bądź na bieżąco.
![Rzeszów News - Instagram](https://rzeszow-news.pl/wp-content/uploads/2024/03/Instagram_l.png)
Niespodzianką było zachowanie publiczności, która klaskała między częściami poszczególnych utworów. Za pierwszym razem, wielki miłośnik muzyki prof. Jerzy Chłopecki nie wytrzymał i odwrócił się na fotelu i zrugał mocno wzrokiem klaszczących. Spojrzenie Bazyliszka powtórzył, a nawet nie wytrzymał i ostentacyjnie wstał gdy oklaski się powtórzyły.
Później w rozmowach zadawał pytanie: kto tu przyszedł? Kim są Ci ludzie? Nie mógł się nadziwić. Zapewne tych słów nie miał w swym słowniku, ale pasowałyby jak ulał: „masakra jakaś”. Powyższe zachowanie było przecież równie stosowne jak na uroczystym przyjęciu dłubanie nożem w zębach, oblizywanie tłustych palców i wycieranie ich obrusem.
Gdy się grzebnie w pamięci nietypowych zachowań publiczności, było znacznie więcej. Np. na uroczystej premierze filmu Edi w kinie Helios, więcej osób wybrało destylaty i jadło, zamiast oglądania filmu. A podczas gali, z okazji 60–tych urodzin Radia Rzeszów w Hotelu Prezydenckim, Czesław Mozil śpiewał do pustych krzeseł. Publika wybrała catering.
Ale może to takie czasy. Badania nad prestiżowym zawodem lekarzy dowiodły: „Mając wybór, niewielu lekarzy decydowało się na formy uczestnictwa w kulturze ambitnej, uznanej za wysoką. Większość badanych preferowało w czasie wolnym serial telewizyjny, komercyjną muzykę i kino masowe, w odróżnieniu od teatru, wieczoru poezji, wystawy malarskiej czy muzyki poważnej”.
Więc nie dziwi też sytuacja, gdy brać studencka na KultURaliach bawi się najlepiej przy hitach disco – polo. A podobno kultura wyróżnia człowieka spośród innych pierwotnych istot. Zdaje się, że nie wszystkich.