Kaczyński w Jasionce straszył Tuskiem i Niemcami. Obrażał i insynuował [FOTO]

Reklama

Pełne antyniemieckiej retoryki wygłosił w niedzielę w Jasionce Jarosław Kaczyński. Insynuacjami sypał, jak z rękawa. Przywoływał Tuska i Merkel. Udowadniał, że Polska pod rządami PiS jest „w pełni normalna”.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Konwencję wojewódzką PiS, na tydzień przed wyborami parlamentarnymi (15 października), zorganizowano w G2A Arena w Jasionce. Konwencję pod hasłem „Bezpieczna przyszłość Polaków” prowadził Rafał Bochenek, rzecznik PiS. 

W konwencji wzięli udział czołowi politycy PiS, m.in. Ryszard Terlecki i Joachim Brudziński. Podkarpacie reprezentował marszałek Władysław Ortyl. 

– Za tydzień będą się decydowały losy naszej ojczyzny. Przekonujcie i włączcie się w kampanię Prawa i Sprawiedliwości. Oddajcie głos na ludzi wiarygodnych, którzy sprawdzili się w trudnych czasach. Takich na Podkarpaciu nie brakuje – mówił Bochenek. 

To Bochenek wywoływał kandydatów Zjednoczonej Prawicy w dwóch okręgach na Podkarpaciu: nr 23 i 22. Liderami list są: Marek Kuchciński i Zbigniew Ziobro. Pojawili się też kandydaci do Senatu. Wcześniej odśpiewano hymn Polski. 

– Zwyciężymy? – zagrzewał działaczy PiS Bochenek. – Zwyciężymy! Zwyciężymy! Zwyciężymy! – odpowiadali. 

Głównym gościem konwencji był Jarosław Kaczyński. – Od lat skutecznie nas prowadzi do zwycięstw. Architekt dobrych zmian dla naszej ojczyzny – przedstawiał go Bochenek. Prezesa PiS przywitano owacją na stojąco. – Jarosław! Jarosław! – skandował tłum. 

PO kopiuje PiS?

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Kaczyński mówił, że Polacy, w związku z nadchodzącymi wyborami, „stawiają sobie zasadnicze pytania: czy głosować, jak głosować w wyborach i referendum”. Zachęcał Polaków, by wzięli udział w głosowaniu.

Prezes PiS mówił, że w ostatnich dniach mamy do czynienia „z zaskakującym zjawiskiem”. – W wielu punktach, nie we wszystkich, Platforma Obywatelska się z nami zgadza. Przejęła nawet hasło „Bezpieczna Przyszłość Polaków”, tak przynajmniej twierdzi Tusk.

Kaczyński stwierdził, że PO organizuje spotkania z leśnikami, co ma być dowodem na to, że opozycja nie zamierza prywatyzować lasów państwowych, tak jakby kiedykolwiek to zamierzała zrobić. – Każdy może zmienić zdanie – wmawiał Kaczyński.

– Ale czy może zmienić zdanie? – zawiesił się prezes PiS, pytając też, czy zmiana zdania generalnego programu PO, „do tego, jaka ma być Polska, jakie mają być losy Polski i Polaków”, jest możliwa. – Nie jest – zawyrokował jednoosobowo Kaczyński. 

– Oni mają i muszą mieć program zupełnie inny niż ten, który mamy my – obwieścił prezes PiS. – To wynika z ich uwikłań – rzucił pierwszą insynuację.

Te Niemcy złe… 

Kaczyński mówił, że podstawą powołania PO była „góra, która się umocniła, wzbogaciła, dokonała rozdziału pomiędzy siebie wielkiej części majątku narodowego, od końca lat osiemdziesiątych”. Kto się wzbogacił? Żadne nazwiska, tradycyjnie, nie padły.

Na okrągło Kaczyński stwierdził, że „góra” wywodziła się, a jakże, z „komunistycznej nomenklatury”, do której doszli „inni”. Gołosłownie mówił, że to jest „główna siła” PO, która ma rzekomo „szczególne wpływy w dawnych komunistycznych służbach specjalnych”. 

Teza Kaczyńskiego? PO jest partią z rodowodem komunistycznym. Kaczyński płynnie przeszedł do antyniemieckiej retoryki. Niemcy nazwał krajem „silnie gospodarczo, ale słabym militarnie, dzisiaj nawet bardzo słabym”. 

– A po drugiej stronie jest Rosja ze słabą gospodarką. Militarnie silna, chociaż nie tak silna, jak wtedy sądzono – Kaczyński nawiązywał do zbrojnej napaści reżimu Putina na Ukrainę. Stwierdził, że PO chciała się porozumiewać z oboma krajami, szczególnie z Niemcami.

– Tusk powiedział: „Chcemy resetu z Rosją, taką jaką ona jest”, a przecież to już było po wojnie w Czeczeni, po wielu innych zbrodniach. Nie mógł nie mieć też żadnych wątpliwości co do Niemiec. Czym nas Niemcy przyjęły, jak odzyskaliśmy niepodległość? – pytał.

Nie być urodzonym niewolnikiem 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Kaczyński wytykał Niemcom, że nie chciały uznać granic Polski w 1953 roku, ani słyszeć o reperacjach za straty Polski w czasie drugiej wojny światowej i „jakimkolwiek rozliczeniu”, że Polaków nie chciały uznać za mniejszość narodową. 

– To państwo mające wobec nas zamiary nienajlepsze – uważa Kaczyński. Mówił, że Niemcy, bez sojuszników, „nie są żadną siłą”. – Może wielu ludzi w to wierzy, że są jakimś światowym mocarstwem. Oni są regionalnie silnym państwem. Niczym więcej – ocenił.

Kaczyński mówił, że Niemcy „trwają” w myśleniu, by Polska była krajem im podległym.

– Ich strona Odry jest całkowicie zabezpieczona przed powodziami, a nasza – według nich – ma zostać taka, jaka jest. To przykład, jakie są Niemcy i jakie są naprawdę te relacje, jak bardzo wyższościowo Niemcy traktują Polskę i Polaków – „dowodził” Kaczyński.

Stwierdził, że żaden Polak, który ma „jakieś poczucie godności i nie jest urodzonym niewolnikiem” („Trochę u nas takich ludzi jest”), nie może się na to zgodzić. Kaczyński za te słowa dostał brawa. – Oni [PO – przyp. red.] z góry się na to zgodzili – oskarżał PO. 

– Było założenie: mamy mieć dobre stosunki z tymi sąsiadami i z tą grupą wzbogaconą, i to nam zapewni na długo rządy, i my też z tego będziemy korzystali, my i nasi przyjaciele – Kaczyński „przedstawiał” fundamenty Platformy Obywatelskiej. 

Kto budował wielkie majątki?

Oskarżał PO o „rabowanie polskich finansów publicznych na setki miliardów złotych”, co nazwał „największą aferą, przy której wszystkie inne to drobnostki”. – To był jeden z warunków tej wzbogaconej grupy – insynuował prezes PiS. – Ona chciałaby, by to trwało.

– To oni z tego budowali wielkie majątki i wyprowadzali je za granicę, żeby się zabezpieczyć – ciągnął swoje insynuacyjne teorie Kaczyński. Stwierdził, że te „założenia” są „systemem Tuska” i Tusk „musi radykalnie zmienić” politykę, którą prowadzi PiS. 

– On musi, wszystko co myśmy w ciągu 8 lat, normalnej, niepodległej Polski dali Polakom, zabrać – mówił o „prawdzie” Kaczyński. – Oni nie są w stanie rządzić na innej zasadzie. Bo takie mają zobowiązania – dodawał. 

Gdyby tylko nie kradli…

Bo – jak insynuował Kaczyński – te „zobowiązania są zabezpieczone na różne sposoby”. Jakie? Nie zdradził. Stwierdził, że PO nie będzie kontynuowała polityki socjalnej PiS, która kosztuje 80 mld zł rocznie, a ma wzrosnąć do 100 mld zł. 

– Jak nasze finanse publiczne będą okradane, to na to nie będzie pieniędzy – mówił Kaczyński.

I pytał, czy PO będzie kontynuowała politykę „bezpiecznej Polski”, do której wrzucił „wielkie zbrojenia”, także w policji i innych służb, podnoszenie płac, wspieranie wymiaru sprawiedliwości. – Niezależnie od tego, jaki on dzisiaj jest, bo różnie z tym bywa – ocenił.

Kaczyński dał do zrozumienia, że Zbigniew Ziobro, który stał w niedzielę w Jasionce za liderem PiS, nie ma się czym poszczycić w reformie wymiaru sprawiedliwości. Kaczyński stwierdził, że na „bezpieczną Polskę” nie będzie pieniędzy, jeżeli PO wróci do władzy. 

– Przypomnijcie sobie ich rządy – radził. – Nieustannie ogłaszali akcje oszczędności. Do Tuska się zgłaszali ministrowie i mieli powiedzieć, gdzie oszczędzać. Ich budżet był bardzo ubogi. Mogło być wyraźnie więcej, gdyby nie pozwalali na to rozkradanie – mówił Kaczyński.

– A rozkradano na VAT, na paliwach, na wszystkim czym się da – prezes PiS dalej insynuował. – To było tolerowane i prawo było tak skonstruowane, żeby było z tym niezwykle trudno walczyć – mówił o „fundamencie” rządów PO-PSL. 

Tusk na telefon Merkel 

Po czym wrócił do Niemiec. – Stosunki z Niemcami też kosztowały – stwierdził. Bagatelizował kryzys w światowej gospodarce w 2008 roku („Mały kryzys”). Stwierdził, że wtedy polskie stocznie upadły, a niemieckie nie. – To nie przypadek – oznajmił Kaczyński.

I rozwijał swoje myśli: – Nie dlatego, że Tusk nie lubi stoczni. To dlatego, że taki był układ. Z góry on się na ten układ zgodził.

– Zgodził się na układ, że pani Merkel [Angela Merkel, był kanclerz Niemiec – przyp. red.] przez telefon będzie mu mówiła, jakie mają być w Polsce wymiary takich spraw, jak wiek emerytalne – oskarżał dalej Kaczyński.

– Czy godzicie się na taką Polskę? – pytał działaczy.

– Nie! – odpowiadali, jak zaprogramowani.

Pracusie z kompetencjami 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

A Kaczyński opowiadał dalej, że 38-milionowa Polska („Może za 3-4 lata będzie 40-milionowym narodem. Ludzie do Polski wracają, to naród dość ekonomicznie silny”), nie może sobie pozwolić na to, żeby nie być „niepodległa”.

– Jeżeli ktoś się na to godzi, to jest to naród jakiś bardzo dziwny, ludzi, którzy mają w sobie złe geny – Kaczyński kontynuował swoją dzielącą retorykę. – Mamy być państwem zależnym? Państwem, któremu dyktuje się sprawy? – pytał dalej. 

I sam sobie odpowiadał: „Nawet za komunizmu pierwsi sekretarze mogli więcej niż taki Tusk jako premier”. Kaczyński mówił, że to jest „stawka tych wyborów, oparta na związku przyczyno-skutkowym nad różnego rodzaju kwestiami”. 

Działaczom kazał sobie wyobrazić, co by było, gdyby Polską rządziła PO w trakcie wybuchu „kryzysu covidowego” i „Putin hiperinflacji”. – Czy dałaby 200 mld zł na ochronę miejsc pracy? – pytał. – Nie – odpowiadali działacze. – Nie byłoby z czego dać – dopowiadał prezes.

– Znów w Polsce byłoby mnóstwo bezrobotnych, mnóstwo biedy. Myśmy tego uniknęli  czarował Kaczyński. Dlaczego? – Bo byliśmy rządem niepodległym, kompetentnym i pracowitym – Kaczyński przedstawiał „receptę” na sukces. 

I mówił, że to nie jest jego osobisty sukces, bo „był w tym rządzie krótko”. – Ci, którzy tam byli, naprawdę ciężko pracowali i mieli kompetencje, i tylko dzięki stworzeniu tego systemu finansowania, mogliśmy to wszystko uczynić – mówił Kaczyński.

Państwo wielkiej nieżyczliwości

Wracał do „czasów Balcerowicza”, że wtedy „duszono gospodarkę”, a potem manewr powtórzono, gdy u władzy było AWS (lata 1997-2001), i – jak stwierdził Kaczyński – także za rządów PO-PSL. Za wszystko obarczył „chorobę liberalną”. 

– Jeżeli ktoś się kieruje utopijnymi, ideologicznymi koncepcjami, to prowadzi to do takich skutków – mówił Kaczyński, dodając do tego „brudne interesy”. Mówił, że w 2009 roku, gdy wybuchł światowy kryzys, w Polsce po pomoc zgłosiło się tylko jedno przedsiębiorstwo.

– Bo tak tę pomoc skonstruowali – ciągnął Kaczyński. – Można było pomóc, można było przyspieszyć nasz rozwój gospodarczy, który w pewnym momencie spadł nawet do minusowych wartości.

Kaczyński straszył, że państwo budowane przez PO będzie „państwem wielkiej nieżyczliwości dla społeczeństwa”, a rząd PiS „potrafił zdobyć pieniądze” bez podnoszenia podatków. Skąd je „zdobył”? – Tylko walcząc ze złodziejstwem – mówił Kaczyński. 

Mówił, że oprócz różnic ideologicznych między PO a PiS, była też „różnica kompetencyjna”. – Głupotą jest opowiadanie, że oni mają jakieś kompetencje. To grupa nieuków i leniuchów – obrażał Kaczyński, a działacze PiS zareagowali rechotem i brawami. 

Kaczyński wysyła do diabła 

Kaczyński drugą część wystąpienia poświęcił „polityce kulturalnej”, bo tam podobno funkcjonują „te zależności”, „nieuctwo”, „ta tępota”, „ta nieodporność na zewnętrzną propagandę”. Bo – jak mówił – większość krajów dąży do „umacniania swojej świadomości”.

– Francja też prowadzi politykę dumy narodowej, wydaje ogromne sumy na politykę kulturalną, by Francja czuła się wielka, Francuzi czuli się dumni, niezależnie od tego, jak oni tę francuskość dzisiaj definiują – mówił Kaczyński.

Stwierdził, że w Polsce „środowiska kulturalne są niezależne”, „mogą robić” co chcą, bo przecież „w Polsce jest wolność” („W przeciwieństwie do bardzo wielu innych państw w Europie”), ale wciąż mamy do czynienia z „pedagogiką wstydu” i „mikromanią narodową”.

– Wielu ludzie z tamtej strony wstydzi się mówić, że są Polakami, a nawet mają obrzydzenie do Polski. Niech idą do diabła – „poradził Kaczyński. Kto się wstydzi bycia Polakiem? Kto ma iść do diabła? Tego prezes PiS już nie powiedział. 

A na „lewactwo” była kasa…

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Opowiadał, że PiS młodych ludzi chce uczyć w szkołach patriotyzmu, ale idzie mu to „trudno”. Winny jest „ogromy opór części środowiska nauczycielskiego”. Kaczyński mówił, że w politycy kulturalnej uruchomili „siły”, które wcześniej nie dostawały pieniędzy. 

– A jak ktoś chciał z lewicowych, czy lewackich… Był Soros, Fundacja Batorego i, niestety, fundusze państwowe – narzekał Kaczyński. Pochwalił Ministerstwo Kultury za to, że daje pieniądze także tym, którzy wcześniej nie mogli liczyć na wsparcie rządu PO-PSL. 

Kaczyński mówił, że rząd PiS podjął decyzję o budowie „muzeum własnego narodu”, bo „musimy uprawiać politykę historyczną, bronić wartości naszego narodu”, bo byliśmy „przedmiotem nieustannych ataków od XVIII wieku, a może i czasów krzyżackich. 

– Prowadzimy największą politykę kulturalną w czasie całych naszych dziejów – stwierdził prezes PiS. Po co? – By Polacy mieli poczucie własnej historii, wartości, żeby Polak był z siebie dumny – kreślił Kaczyński. 

Wściekle atakują „lumpenelity”

Ale podobno nie wszystkim się to podoba. Komu? Oczywiście, Niemcom, no i Rosji oraz „elitom”, „pseudoelitom”, „lumpenelitom”. – Atakują z wściekłością, bo to przeciwko ich interesom – Kaczyński wrócił do swojego pogardliwej retoryki.  

– Naród, który chce uczestniczyć w procesach demokratycznych, chce być wolny, podmiotowy, na takie elity nigdy się nie zgodzi. Umieści je tam, gdzie powinny być – umieści je w jakimś w kącie, nawet kącie kata – mówił Kaczyński. 

Dalej w oskarżycielskim tonie mówił, że w tym kierunku poszło bardzo wielu ludzi „wyeksponowanych społecznie w dziedzinie kultury, sztuki”. Kto konkretnie? Znowu żadne nazwiska z ust Kaczyńskiego nie padły. 

Ale za to zapewniał: „Jesteśmy krajem demokratycznym, wolnościowym, praworządnym”. „Polityka kulturalna” w wersji PiS nie idzie szybko, bo – twierdzi Kaczyński – nie można jej z zrobić „jednym ruchem”. – To proces, który się rozpoczął – dodał. 

Kaczyński opowiadał, że przez ostatnie lata Polską rządzili „ludzie niezależni od ośrodków zewnętrznych, od grupy wzbogaconych, od tej „elity”. Przyznał, że wypowiedział się o niej „nieładnie”. – Ale nie żałuję – stwierdził, gdyby ktoś sądził, że ma wyrzuty sumienia. 

Antypolska opozycja totalna

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

W Jasionce przekonywał też, że polska gospodarka ma świetnie, „może gonić Europę”, że PKB za rządów PiS wzrosło o przeszło 30 procent, mimo dwóch kryzysów. Że osiągnęliśmy „80 procent przeciętnej w Unii Europejskiej”, a do 100 procent dobijemy za 8-10 lat.

– Jeżeli będzie w Polsce tak, jak z naszych czasów – normalnie – zaznaczał Kaczyński. No i nie będzie „nienormalnej opozycji totalnej”, bo takiej „na świecie nigdzie nie ma” i jeszcze „swą totalnością łamie zasady demokracji”. 

– Opozycja totalna była opozycją antypolską, antypaństwową. Ciągle wprowadzała element awantury – podsumowywał opozycję Kaczyński. A rządy PiS to była „pełna normalność, dbałość o ludzi, chęć traktowania obywateli równo”.

„Oni”, to znów o PO, by realizować swoją politykę, „musieli całkowicie na zimno prowadzić akcje dzielenia społeczeństwa”. Kaczyński wrócił do słów z 2015 roku Włodzimierza Karpiańskiego, ówczesnego ministra skarbu: „Ch… z tą Polską Wschodnią”.

To miał być dowód, jak PO traktowała słabiej rozwinięte regiony, że stawiała na rozwój dużych miast. To powtarzający się argument Kaczyńskiego, znów mówił o „koncepcji polaryzacyjno-dyfuzyjnej”. – Taki mechanizm nigdzie nie zaistniał – przekonywał. 

A jak gdzieś był, to w Rosji, ale tam jest „patologia”. W Europie taką koncepcję Kaczyński zauważył w Hiszpanii, gdzie są dobrze rozwinięte tylko cztery miasta: Madryt, Barcelona, Sevilla i Valencia. – Reszta nie najlepiej się ma – mówił prezes PiS. 

Może się spełnić sen

Oskarżał PO, że w 2007 roku dokonała też „podziału metrykalnego”. Jej przypisał wówczas akcję „Zabierz babci dowód”, która miała uniemożliwić seniorom pójście na wybory. Kaczyński przypisał też PO pogardliwość wobec „moherowych beretów”. 

– Trzeba było Polaków skłócić. Młody, wykształcony, z wielkiego miasta musiał z pogardą spoglądać na tych innych, tolerować wewnętrznie, w swoim umyśle, sercu biedę, nędzę, bezrobocie, biedę dzieci – wracał do „wydarzeń” sprzed 16 lat Kaczyński. 

I mówił, że dopiero rządy PiS przyniosły zwrot, bo z danych Eurostatu, Banku Światowego, czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wynika, że w Polsce aktualnie zagrożonych nędzą jest niewiele 3 procent społeczeństwa, po rządach PO-PSL było 30 procent. 

– Dlatego naprawdę warto rządzić, warto rządzić Polską. To daje satysfakcję. Możemy dogonić nie tylko Włochy, Hiszpanię, ale także Anglię i Francję, a za kilkanaście lat nawet Niemcy i jeszcze bogate państwa – uważa Kaczyński. 

–  Może się spełnić sen, może być sukces tysiąclecia – mówił do prawie zahipnotyzowanych działaczy, którzy znów wstali i skandowali: „Zwyciężymy! Zwyciężymy!”. Kaczyński kazał im „pamiętać” o 70 mld zł, które wydano na to, by „Polskę lokalną podnieść do góry”.

Czas na zmiany w Rzeszowie

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Zapewniał ich też, że „Polska lokalna” nadal może liczyć na rządowe pieniędze. Za przykład rzucił Lublin, gdzie powstałby stadion żużlowy – tam miejscowy Motor po raz drugi sięgnął właśnie po tytuł mistrza Polski w żużlu. Kaczyński wie, dlaczego Lublin nie ma stadionu. 

– Mają samorząd PO-owski, nie mają pieniędzy. W Rzeszowie może też macie co zrobić, też macie takie problemy. Wystarczy to wpisać na listę sportowych inwestycji strategicznych. My to zrobimy, jeśli zwyciężymy – postawił warunek Kaczyński. 

Stwierdził, że „wielka część pieniędzy się znajdzie”, a resztę samorządy „może jakoś wygrzebią”. – Może w Lublinie zmienią się władze, może też w Rzeszowie. Czas na zmiany w Lublinie, w Rzeszowie też – Kaczyński wspomniał o wyborach samorządowych w 2024.  

I jednocześnie zapewniał, że PiS nie rozdzielał pieniędzy „według klucza partyjnego”, choć na to dowodów jest całe mnóstwo. – My nie mówiliśmy: popierasz PiS, to idź do nich. Tak nigdy nie mówimy – przekonywał Kaczyński.  

Bo PiS jest „tak naprawdę jedyną polską siłą, która dalej może zmieniać Polskę”, bo „udowodniło” to przez 8 lat i może „udowadniać dalej”. – Pod warunkiem, że to gigantyczne kłamstwo z 2007 roku nie pozwoli im wygrać po raz kolejny – zaznaczył Kaczyński. 

Do działaczy apelował: – Nie wierzcie w te kłamstwa, w te bajki, w te wymyślone afery.

„Łukaszenka poparł Tuska”

Kaczyński stwierdził, że „różni Łukaszenkowie” oskarżają Polskę o chęć bycia wielkim „rozmiarami geograficznymi”. – Ostatnio Łukaszenka poparł Tuska. Powiedział, że to szansa na reset z Białorusią. No, jeden już był – z Rosją – zaśmiał się Kaczyński.  

Na koniec przypomniał o referendum przy okazji wyborów. Tym razem nie zaliczył wpadki, jak tej z czwartku w Busko-Zdroju, gdzie kazał głosować… cztery raz na „tak”. – Cztery razy na „nie” – powtarzał Kaczyński, a za nim partyjni działacze w G2A Arena.  

– To najważniejsze wybory po 89. roku. Walka do ostatniej minuty przed 00:00 w piątek – polecił prezes PiS. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama