Zdjęcie: Pixabay

Czy robić opryski na komary i kleszcze? Urzędnicy chcieli w tej sprawie poznać zdanie mieszkańców. Na razie usłyszeli argumenty mieszkańców osiedla Biała.

W Rzeszowie decyzja jeszcze nie zapadła. Nie wiadomo, czy miasto wróci do chemicznych oprysków na komary i kleszcze, czy też nie. Ratusz zrezygnował z nich w ubiegłym roku, a komary skutecznie uprzykrzały mieszkańcom życie.

Prezydent posłuchał ekspertów, którzy mówią, że opryski nie działają selektywnie i zabijają też pożyteczne pszczoły, chrabąszcze, motyle czy dżdżownice. Mają też szkodliwy wpływ na zdrowie ludzi. Dlatego najlepszym rozwiązaniem są naturalne sposoby walki z letnimi krwiopijcami.

Urzędnicy zdali się więc na jerzyki, niewielkie ale żarłoczne ptaki. Jeden jerzyk, w ciągu zaledwie jednego dnia, zjada kilkadziesiąt tysięcy owadów. Dlatego miasto zaczęło montować budki lęgowe dla jerzyków. 

Niebezpieczna borelioza

W poniedziałek, 6 czerwca, w Urban Labie, Wydział Ochrony Środowiska i Rolnictwa zorganizował dyskusję dotyczącą zwalczania komarów i kleszczy w mieście. Urzędnicy zaprosili naukowców, ekologów, radnych i właściciela firmy, która zajmuje się chemicznym odkomarzaniem. Chcieli też wysłuchać mieszkańców, ale… mieszkańcy nie przyszli.

Był za to Sławomir Gołąb, radny proprezydenckiego Rozwoju Rzeszowa i przewodniczący komisji zdrowia, rodziny i pomocy społecznej. To z inicjatywy tej komisji kilka lat temu Rzeszów rozpoczął chemiczne opryski. Powód? Kleszcze, które roznoszą boreliozę. Niezdiagnozowana w porę i nieleczona niesie poważne konsekwencje zdrowotne.

– W ubiegłym roku sanepid zanotował 80 przypadków boreliozy w Rzeszowie. Zdrowie człowieka jest najważniejsze i dlatego jestem za opryskami – mówił Sławomir Gołąb. 

– Ale przecież nie wiemy, które kleszcze są zakażone. Nie wiadomo też, czy to były rzeszowskie kleszcze – odpowiadał dr hab. Konrad Leniowski, prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego, przeciwnik stosowania oprysków. 

– Każdy przypadek boreliozy jest smutny i ma ogromne konsekwencje na przyszłość – dodał radny Gołąb. – Poza tym, poczytałem sobie o łańcuchu pokarmowym, co je kleszcze i co kleszcze jedzą, więc gdyby ich nie było, nic strasznego by się nie stało – dowodził. 

Ile przypadków boreliozy? 

Dlatego komisja zdrowia będzie namawiać prezydenta Rzeszowa, żeby przywrócił chemiczne opryski na terenie miasta. 

Z oficjalnych statystyk wynika, że w ubiegłym roku w Rzeszowie i powiecie rzeszowskim boreliozą zakażonych było 191 osób, w tym u 5 potwierdzono zmiany stawowe. W 2020 roku chorobę wykryto u 187 pacjentów, w tym u 4 z objawami neurologicznymi. W 2019 roku sanepid odnotował 205 zachorowań,  a najwięcej w 2018 roku – 238. 

O zakażeniu krętkami świadczy rumień wędrujący, czyli rodzaj wysypki skórnej. Pojawia się zwykle po 7-10 dniach od ukąszenia przez zakażonego kleszcza. Leczenie wymaga kilkutygodniowej antybiotykoterapii. Ale choroba może dać o sobie znać także po kilku miesiącach czy latach.

– Bakterie, które pozostają w organizmie, mogą spowodować powikłania neurologiczne, zapalenie stawów czy zanikowe zapalenie skóry – mówi Dominika Rylska – Malita, kierownik w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie. Leczenie jest długie i nie wszyscy dochodzą do pełnej sprawności. 

Warto też pamiętać, że gryzą nie tylko dorosłe osobniki, ale również nimfy. To małe jednomilimetrowe kropki, więc trudno je zauważyć. 

Za i przeciw

– Po powrocie ze spaceru, placu zabaw, lasu czy parku należy dokładnie sprawdzić skórę od stóp do głów – radzi Mirosław Ruszała z Ekoskopu, który opryskom mówi zdecydowane „nie”. – Łatwo powiedzieć, w praktyce to nie do zrealizowania – polemizowała Anna Skiba, radna Rozwoju Rzeszowa, i za przykład podała samotnie mieszkającego seniora. 

I nie dość, że w parkach kleszczy jest coraz więcej, to w tym roku miasto postanowiło ograniczyć koszenie traw. A te chętnie przyczepiają się do wysokich traw. 

I tu wtrącił się radny Witold Walawender, też z Rozwoju Rzeszowa. – Mam dzieci i psa. Stosujemy preparaty, które odstraszają kleszcze, a pies dostaje tabletkę i kleszcz ginie na sierści. Nie potrzeba więc chemicznego odkomarzania, które nie jest doskonałe, bo komary szybko wracają.

Miejskiego odkomarzania nie chce też dr hab. Bartosz Piechowicz, prof. UR, bo opryski wykonywane są środkami owadobójczymi, głównie substancjami z grupy pyretroidów. Zaburzają procesy metaboliczne, po dłuższej ekspozycji powodują choroby neurodegeneracyjne.

Profesor uważa też, że na szkodliwe działanie preparatów najbardziej narażone są dzieci. Tarzają się po trawie, więc wszystkie substancje chemiczne pochłaniają całą powierzchnią ciała. A jeśli preparat wnika w osłonę chitynową owada, to przeniknie także przez skórę dziecka. – To są takie środki, których nie można zmyć wodą, działa tylko aceton – tłumaczy.

Czy to ma sens?

Oprysków chcą za to mieszkańcy osiedla Biała, choć zastrzegają, że powinny być robione z głową i w odpowiednim czasie. – Chcemy komfortu życia, korzystać z atrakcji, które daje miasto, swobodnie wyjść na spacer do parku albo pojeździć na rowerze bez konieczności machania rękami – mówił Aleksander Szala, przewodniczący Rady Osiedla Biała.

Co do uwag, że chemiczna walka z owadami nie jest obojętna dla środowiska, mieszkańcy Białej też mają swoje zdanie. – Przeczytajmy ulotkę z opakowania po lekarstwach. Tam jest cała lista skutków ubocznych. I co nie należy tych leków stosować? – pytał retorycznie przewodniczący Szala. 

Krzysztof Grzebyk z firmy Inpest od 40 lat wykonuje chemiczne opryski. Dwa lata temu walczył z komarami w Rzeszowie. Zapewnia, że wszystko jest bezpieczne dla ludzi i środowiska. Preparaty owadobójcze mają przecież atesty instytucji państwowych.

– Stosowane są tylko w odpowiednich porach, wtedy kiedy pszczoły już śpią. Mgła utrzymuje się przez około 1,5 godziny, później jest działanie tylko kontaktowe – wyjaśnia. Przyznaje, że trucizna ma ograniczony czas działania i tylko systematycznie odkomarzanie ma sens. 

agnieszka.lipska@rzeszow-news.pl

Reklama