Za wolno ruszają na skrzyżowaniach, między autami są zbyt duże „dziury” – ratusz wytyka rzeszowskim kierowcom, że do korków w mieście sami się przyczyniają. Policja twierdzi, że to nie w tym jest problem.
Od początku nowego roku szkolnego na rzeszowskich ulicach w godzinach szczytu są potworne korki. Drogowcy są krytykowani za to, jak zostały zaplanowane remonty dróg. Media co chwilę donoszą o komunikacyjnym paraliżu.
Z najnowszych wyliczeń Miejskiego Zarządu Dróg wynika, że średnio do Rzeszowa wjeżdża codziennie około 160 tys. pojazdów, a samą zaporę przy al. Powstańców Warszawy miesięcznie pokonuje 1,8 mln samochodów.
Ferenc z korków… zadowolony
Jeśli się jeszcze przypomni, że w ostatnich latach miastach miasto wpompowało ok. 400 mln zł w program transportowy, który miał usprawnić ruch w Rzeszowie, poziom irytacji kierowców nierzadko sięga zenitu.
Ratusz co chwilę dokłada nowości, by w ciągu dnia minimalizować korki w mieście, w nocy na skrzyżowaniach działa system „All Red” (krytykowany przez kierowców), są regularne apele, by kierowcy przestali nagminnie korzystać z lewego pasa, przeciwnicy polityczni prezydenta Tadeusza Ferenca wytykają miastu, że elektroniczne tablice to drogie gadżety.
Tadeusz Ferenc z korków w mieście jest… zadowolony, bo jego zdaniem są one dowodem na rozwój Rzeszowa i tego, że coraz więcej osób odwiedza stolicę Podkarpacia. – Budowa nowych dróg nie spowoduje, że korków będzie mniej. Nowe drogi powodują przyrost mieszkańców. To mnie nie przeraża, bo zależy mi na tym, aby miasto się rozwijało – mówi.
Ale Ferenc też zdaje sobie sprawę, że taką narracją nie znajduje sobie sympatyków. – Powinniśmy się starać, by korki w mieście były jak najmniejsze – przyznaje prezydent.
Oto „grzechy” kierowców
Ratusz najwidoczniej ma też dość regularnej krytyki za to, jak zorganizował w ostatnich latach komunikację. W piątek, jak nigdy wcześniej, władze miasta razem z drogowcami odpowiedzialnymi za sterowanie ruchem w mieście, postanowili wyłuszczyć „grzechy” rzeszowskich kierowców, najpoważniejszy to wolne opuszczanie skrzyżowań.
Na dowód tego, że wnioski ratusza nie są wyssane z palca urzędnicy pokazali kilka nagrań z miejskiego monitoringu, który zarejestrował zachowania kierowców.
Pierwsze nagranie pochodzi z 6 września z godz. 16:08 z al. Niepodległości. Po zmianie świateł na środkowym pasie przejazd przed skrzyżowanie wstrzymuje trzeci samochód, który rusza z opóźnieniem. Skutek? Jest „dziura” między jednym a drugim samochodem.
Kolejne nagranie pochodzi z 9 września z godz. 7:01 ze skrzyżowania alei Powstańców Warszawy i Sikorskiego. Sytuacja jest podobna do poprzedniej, z małą różnicą – przejazd wstrzymuje kierowca samochodu, który znajduje się na prawoskręcie.
Trzecie nagranie jest z 10 września z 14:27 z ronda Dmowskiego. Według miejskich urzędników odległości pomiędzy jadącymi samochodami są zbyt duże, a to powoduje, że mniej pojazdów zmieści się na jednej fazie zielonego światła.
Czwarte nagranie, także z 10 września, pochodzi z 14:33 ze skrzyżowania al. Rejtana z ul. Paderewskiego. Jeden z kierowców opóźnia jazdę, inny nie jest pewny manewru jadącego z prawej strony, zwalnia przed skrzyżowaniem i mamy kolejną „dziurę”.
Ostatni film pochodzi również z 10 września z 14:33 ze skrzyżowaniu mostu Zamkowego w kierunku placu Śreniawitów. Kierowca auta typu smart nie podjechał bliżej świateł, następni ruszają z opóźnieniem.
Wnioski drogowców i władz Rzeszowa po obejrzeniu nagrań? Kierowcy swoim zachowaniem na skrzyżowaniach powodują większe korki. Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa, mówi, że już najwyższa pora, by kierowcy z większym szacunkiem podchodzili do innych.
– Musimy zdawać sobie sprawę, że czas i przestrzeń, którymi dysponujemy na drodze, są ograniczone. Przestrzenią musimy się dzielić z innymi użytkownikami ruchu – apeluje Ustrobiński. – Odstępy między autami są 2-3 razy większe, nie szanujemy kierowcy, który podjeżdża na koniec kolejki, by zmieścił się na pasie ruchu – krytykuje kierowców.
Tego kierowcy nie potrafią
Urzędnicy powtarzają oczywiste oczywistości – czas zielonego światła powinien być maksymalnie wykorzystany, a kierowcy powinni płynniej przejeżdżać przez skrzyżowanie. – Po to przed zielonym sygnałem pojawia się żółty, by przygotować się, wrzucić „jedynkę” i płynnie ruszyć. Kierowcy nie korzystają z tego udogodnienia – twierdzi Marek Ustrobiński.
Jak się okazuje, komunikaty na tablicach elektronicznych, by kierowcy szybko opuszczali skrzyżowania niewiele dają. – Uważamy, że jesteśmy sami na drodze, że nikt się nie spieszy. W Warszawie za takie zachowania na drodze kierowca zostałby „odtrąbiony” – mówi wiceprezydent Rzeszowa.
Krzysztof Łakota, kierownik Centrum Sterowania Ruchem w Rzeszowie, twierdzi, że piątkowe nagrania, jakie pokazano w ratuszu, to niewielki wycinek „możliwości” rzeszowskich kierowców. Łakota mówi, że brak kultury jazdy i wszelkiego rodzaju wymuszenia na drodze wygrywają z wszelkimi systemowymi rozwiązaniami.
Według drogowców, kierowcy muszą się „nauczyć” systemu sterowania ruchem w mieście i wbić sobie do głowy, że każda spóźniona reakcja ma swoje konsekwencje. System tak działa, że zbyt duże odległości między samochodami skracają długość zielonego światła. Przy płynnej jeździe z jednego cyklu „zielonego” skorzysta więcej kierowców.
Policja: opowiadanie głupot
Czy to w ogóle realne, by kierowcy opanowali ten system? Policja powątpiewa. – Odległości między autami mają być bezpieczne. Dla jednego kierowcy to pół metra, dla innego 10 m. Każdy zna swoje umiejętności. Przepisy bezpiecznej odległości nie określają – mówi kom. Paweł Grześ z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Policjanci twierdzą, że do zmniejszania korków skuteczniej przyczyniały się „czasowniki”. W 2014 r. zamontowano je na 14 skrzyżowaniach. „Czasowniki” przetrwały 3 lata, miasto je wycofało, wdrażało kolejne rozwiązania, które nie „zgrywały” się z „czasownikami”. Został tylko jeden – na skrzyżowaniu ulic Kopisto i Podwisłocze przy Urzędzie Skarbowym.
– „Czasowniki” są lepszym rozwiązaniem niż opowiadanie ludziom głupot o odległościach między samochodami. Każdy z daleka widzi, jaka jest między jednym, a drugim autem. Kierowcy przyzwyczaili się do jazdy z sekundnikami. Odpowiednio wcześniej wrzucali „jedynkę” i płynnie opuszczali skrzyżowanie – uważa kom. Paweł Grześ.
Funkcjonariusze przyznają za to, że wielu kierowców w mieście porusza się, jak żółwie. Średnia prędkość w Rzeszowie to zaledwie 17 km/h, w innych miastach – 25 km/h. Policjanci mówią nam też, że kierowcy kompletnie tracą głową, gdy ruch w mieście przejmują policjanci.
– Kierowcy nie znają znaków i sygnałów drogowych wydawanych przez policjanta. Na tych brakach łapiemy nawet instruktorów nauki jazdy – podkreśla kom. Grześ. Policjanci mówią nam, że najlepszym rozwiązaniem na rozładowanie korków w mieście jest… przesiadka z auta do autobusu.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl