Zdjęcie: Rzeszów News

Tablice zmiennej treści w Rzeszowie informują np. o utrudnieniach w ruchu, ale też i pouczają kierowców. Radni PiS twierdzą, że potencjał drogiego sprzętu nie jest wykorzystywany i zalecają rzeszowskich drogowcom wgranie map.  

Tablice zamontowano w ramach potężnego programu transportowego, na który miasto wydało ok. 320 mln zł, 85 proc. tej kwoty pochodziło z unijnego dofinansowania. Pierwsze 17 tablic pojawiło się pod koniec 2014 roku, kolejne pięć dwa lata później. Najnowsze 19 tablic pojawiło się w 2018 r. Łącznie jest ich 41. Same tablice kosztowały około 10 mln zł. 

Od początku były kontrowersje

Tablice mają dwa rozmiary. Mniejsze z 2014 r. są np. przy ulicach Witosa, Sikorskiego, czy Lwowskiej. Większe z 2018 r. stoją m.in. przy ulicach Rejtana, Cieplińskiego oraz Kopisto. Na montaż tych drugich miasto się zdecydowało dlatego, by komunikaty o utrudnieniach w ruchu były bardziej precyzyjne i lepiej widoczne dla kierowców.

Od samego początku część kierowców kwestionowała sens montowania tablic, a przede wszystkim, co one wyświetlają na co dzień, np. ostrzeżenia, by kierowcy zachowywali szczególną ostrożność, bo droga jest śliska, informacje o utrudnieniach w ruchu w związku ze zdarzeniami drogowymi, czy imprezami masowymi. 

Kierowcy z tablic dowiadują się też, by nie zapominali o zapięciu pasów, by energicznie ruszali na skrzyżowaniach, nie tworzyli korków ślamazarną jazdą, gdy przepisy pozwalają jechać z większą prędkością. Na tablicach wyświetlają się również informacje o temperaturze powietrza i nawierzchni drogi. 

Zdjęcie: Piotr Woroniec jr / Rzeszów News

Tablice to drogi gadżet? 

Opinii o tablicach i ich przydatności jest tyle, ilu kierowców. A jeśli jeszcze do tego dodamy fakt, że polski kierowca nie lubi, jak ktoś mu mówi, jak ma jeździć, to nie trudno się domyśleć, że drogowcy, którzy wpadli na pomysł zamontowania tablic, będą łatwym chłopcem do bicia. – Drogi gadżet – mówią co chwilę kierowcy. 

Te opinie powtarzają też rzeszowscy radni PiS, którzy do ratusza złożyli interpelację, domagając się od prezydenta Rzeszowa, by tablice były kierowcom bardziej przydatne, a nie informowały tylko o oczywistych oczywistościach.  

– Dla kierowców ważne jest, by tablice wyświetlały informacje, które rzeczywiście wpływają na komfort jazdy kierowców. Dlatego podstawowym typem wyświetlania informacji powinny być uproszczone schematy map ulic, które rzeczywiście pomogą wybrać szybszą trasę dojazdu – mówił w czwartek Marcin Fijołek, radny PiS. 

Jego zdaniem wprowadzenie takiego rozwiązania przy użyciu trzech kolorów – żółty, czerwony, zielony – pozwoli na określenie natężenia ruchu na danych ulicach. – Podobne rozwiązanie funkcjonuje np. w Szczecinie. Tam system był wdrażany w 2012 roku. Nasz system powinien być także bardziej zaawansowany i funkcjonalny – uważa Fijołek. 

MZD: kierowców też edukujemy

Rzeszowscy drogowcy tablic bronią jak niepodległości. Mówią, że z innych miast zbierają pochwały, jak Rzeszów poradził sobie ze sterowaniem ruchem w mieście, a tymczasem lokalnie słyszą wieczne pretensje. A to od kierowców, a to teraz od samych polityków. – Gdyby nie było tablic, kierowcy staliby w gigantycznych korkach – twierdzą drogowcy. 

– Nasze komunikaty nie są wyssane z palca. Od wielu lat obserwujemy, jak w Rzeszowie się jeździ – przekonuje Andrzej Świder, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg w Rzeszowie. – Komunikaty innej treści niż stricte drogowe są wyświetlane, gdy ruch jest płynny, nie ma w pobliżu żadnych robót. Część z tych komunikatów ma także walor edukacyjny – dodaje. 

Okazuje się, że komunikat typu: „Jedź szybciej” albo „Zielone, szybko opuszczaj skrzyżowanie” tylko pozornie jest bezsensowny. Drogowcy w ten sposób przypominają kierowcom, żeby nie przysypiali na skrzyżowaniach i nie jeździli w żółwim tempie.

– Średnia prędkość rzeszowskiego kierowcy to 18 km/h. Kierowca, jadąc takim tempem, przyczynia się do zwiększania korków w mieście – twierdzi Andrzej Świder. – Jazda zgodnie z przepisami, ani za wolno, ani za szybko, pozwala trafić na tzw. zieloną falę, a co za tym idzie, szybciej poruszamy się po mieście. Stąd też komunikat „Jedź szybciej” – wyjaśnia.

Mapy to jeszcze gorsze rozwiązanie? 

Z kolei komunikatami o wyłączaniu silnika na skrzyżowaniach, bo i takie są, drogowcy chcą zachęcać kierowców do ekologicznych zachowań, a o zapinaniu pasów – do bezpiecznej jazdy. Przedstawiciele MZD twierdzą, że wnioskowane teraz przez PiS mapy na tablicach też nic nie dadzą. Po pierwsze, na tablicach się nie zmieszczą, bo są za małe. 

– Po drugie, kierowcy już teraz mają problem z czytaniem komunikatów ze zrozumieniem – słyszymy w MZD.

Wniosek? Skoro prostych komunikatów kierowcy nie są w stanie przyswoić, to mapy tym bardziej będą dla nich czarną magią, szczególnie dla kierowców spoza Rzeszowa, a tych każdego dnia na ulicach miasta jest ok. 130 tysięcy. Ta liczba dobija nawet do 300 tys. w okresach przedświątecznych. Miasto jest wówczas totalnie zatkane, jazda to koszmar. 

– Topografię miasta w szczegółach znają tylko nieliczni – mówią drogowcy. I twierdzą, że przywoływany przez polityków PiS przykład Szczecina, że tam tablice rzekomo są przydatne dla kierowców, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. – Drogowcy ze Szczecina przyznają, że mapa na tablicach nie spełnia swojego zadania – mówi Andrzej Świder. 

– Radni PiS popisują się wiedzą, której w rzeczywistości nie mają. Gdy robiliśmy spotkania, aby pokazać, jak system działa, nie było ani jednego – wytyka szef MZD. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama