Medyk otworzył w Rzeszowie przychodnię dla uchodźców z Ukrainy. „Rosjan też przyjmiemy” [FOTO]

Uchodźcy z Ukrainy potrzebowali takiego miejsca. Specjalnie dla nich Medyk otworzył w Rzeszowie przychodnię. Będą mogli porozmawiać z lekarzem po ukraińsku. Tu będą pracować także medycy. Na razie uczą się języka polskiego. 

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Przychodnia dla uchodźców z Ukrainy mieści się na terenie Politechniki Rzeszowskiej, w budynku przy ulicy Podkarpackiej 1. To poradnia dla dzieci i dorosłych. – Z rektorem dogadaliśmy się w 5 minut – mówił w środę, tuż przed oficjalnym otwarciem dr Stanisław Mazur, dyrektor Centrum Medycznego Medyk.

Jeszcze niedawno, pod tym samym adresem, Medyk prowadził przychodnię akademicką. – Naszymi pacjentami będą teraz uchodźcy, czyli ludzie okaleczeni, głównie psychicznie. Są zestresowani, przerażeni, znerwicowani, niespokojni. Ale to nie jest polityczna przychodnia. Tutaj opiekę znajdą także Rosjanie, jeśli będą chorzy – zapewniał dr Mazur.

Przychodnia przy ul. Podkarpackiej została oficjalnie otwarta w środę, 23 marca. Czerwoną wstęgę przecięli: Krystyna Stachowska, wiceprezydent Rzeszowa, prof. Piotr Koszelnik, rektor PRz, dr Marianna Kuper i dr Stanisław Mazur. 

Za drzwiami z mleczną szybą jest kilka gabinetów, w których przyjmować będą lekarze rodzinni, internista, laryngolog, okulista, pediatra, alergolog, pulmonolog, psychiatra, dermatolog i stomatolog. Będzie też punkt szczepień i pobrań, pacjenci będą mogli również wykonać EKG i USG.

Będzie jeszcze dobrze

Na razie przyjmuje tylko dr Marianna Kuper, lekarz rodzinny. Pochodzi z Mościsk, 123 km od Rzeszowa. Do Polski przyjechała tuż po wybuchu wojny na Ukrainie. – W piątek byłam jeszcze w pracy. Słyszałam alarm przeciwlotniczy. Wróciłam do domu i po prostu zaczęłam pakować dzieci. Myślałam tylko o tym, żeby je ciepło ubrać i wziąć to, co zmieści się w plecakach szkolnych – opowiada lekarka. 

Granicę w Korczowej przekroczyli w nocy z piątku na sobotę. Dr Kuper przyjechała z trójką dzieci w wieku 9, 10 i 13 lat. Na Ukrainie został jej mąż i pacjenci. Miała jechać do Wrocławia, do znajomych, którzy zaproponowali pomoc, ostatecznie została w Rzeszowie.  

Dr Marianna Kuper urodziła się na Ukrainie, ale ma polskie korzenie. Świetnie mówi po polsku. W latach 90. ub. wieku w Lublinie studiowała medycynę. W Rzeszowie była na stażu podyplomowym. Na Ukrainę wróciła w 2007 roku. W przychodni przy ul. Podkarpackiej przyjmuje osoby starsze albo mamy z dziećmi. W środę było umówionych 13 pacjentów.

– Jest część Ukraińców, którzy w ogóle nie rozumieją po polsku. Wyłapują poszczególne słówka i domyślają się o co chodzi. I tym osobom jest szczególnie ciężko. Dlatego myślę, że znalazłam się w odpowiednim miejscu – mówi dr Kuper. – Wierzę w to, że będzie jeszcze dobrze, że wojna się skończy. Ukraina zwycięży i wrócimy do domu – dodaje. 

By nie zbierali truskawek 

Uchodźcy, który chcą skorzystać z pomocy lekarskiej, muszą mieć nr PESEL albo paszport z pieczątką i datą przekroczenia granicy po 24 lutego. W przychodni wypełniają standardową deklarację, taką jak polscy pacjenci, gdy zapisują się do lekarza rodzinnego.  

Podkarpacie ma deficyt lekarzy i pielęgniarek, dlatego tych, którzy musieli uciekać z Ukrainy przed rosyjską inwazją, Stanisław Mazur chce zatrzymać i zatrudnić w Rzeszowie. Dla nich zorganizował kurs języka polskiego. 105 godzin miesięcznie. W grupie jest 20 lekarzy, są pielęgniarki, ratownicy medyczni oraz farmaceuci. Ta liczba wciąż się zmienia. 

Przyjechali z Zaporoża, Doniecka, Charkowa, najwięcej osób z Kijowa. Dr Małgorzata Przysada, dyrektor ds. lecznictwa CM Medyk, ma nadzieję, że będą mogli rozpocząć pracę w ciągu dwóch miesięcy. 

Kwestie zatrudnienia medyków z Ukrainy uprościła tzw. specustawa. Wystarczy, że lekarze przedstawią dyplom ukończenia studiów przetłumaczony na język polski i oświadczenie o znajomości języka polskiego. Na tej podstawie Izba Lekarska przyznaje czasowe prawo wykonywania zawodu. Dokument ważny jest przez 5 lat.

– Chciałbym, żeby to miejsce było ostoją i opoką, żeby tutaj nabierali siły. Żeby lekarze nie pracowali sprzątając czy zbierając truskawki, tylko żeby mogli pozostać w zawodzie – mówił Stanisław Mazur. 

I przypomniał swoje doświadczenia sprzed 41 lat: – Gdy byłem młodym lekarzem, stan wojenny zastał mnie we Francji. To bolało. Jako lekarz zarabiałem 8 dolarów miesięcznie, z dyżurami 12. Żeby kupić sobie puszkę coli, musiałem pracować dwa dni. Nie wiedziałem, czy mi się chce pić, czy nie – żartował dr Mazur.

Jest też przedszkole 

Dla dzieci tych, którzy zdecydują się pozostać w Rzeszowie, Medyk przy ul. Dąbrowskiego zorganizował przedszkole. – Na razie jest 10 dzieci, ale jeśli będzie potrzeba, przyjmiemy nawet 30. Wśród personelu są dwie nauczycielki, które jeszcze niedawno pracowały na Ukrainie. Zapewniamy pełną opiekę, mamy też psychologów – mówi Barbara Waltoś-Tutak, naczelna pielęgniarka w Medyku.

Medyk pomaga uchodźcom od początku wojny na Ukrainie. Na dworcu PKP w Rzeszowie otworzył całodobowy punkt medyczny, a w Full Markecie przy al. Rejtana punkt noclegowy dla ponad 500 osób. 

agnieszka.lipska@rzeszow-news.pl

Reklama