Po Wielkim Poście wielu z nas rzuciło się na rarytasy stołu, w domu lub na mieście. Czy Rzeszów jawi się jako kulinarna pustynia ascetów i pustelników czy też narażamy się na sceny niczym z Uczty Baltazara czy Wielkiego Żarcia?
Zapewne ani jedno, ani drugie. Niezwykle cieszę się, że pojawił się po sąsiedzku bloger Krzysztof Zieliński. Robi dużo dobrego dla promocji produktów i knajp regionalnych. Za co mu wielka chwała i połamania sztućców się życzy. Miałem też niedawno okazję czynnie uczestniczyć w konferencji naukowej organizowanej przez Uniwersytet Jagielloński o rozkoszy. Co prawda w kulturze, ale zawsze. „Mądrzyłem” się tam w temacie „rozkoszy podniebienia”. Przygotowując swoje wystąpienie naszły mnie refleksje związane z lokalnym podwórkiem. Oto lista pytań na które chętnie poczytałbym odpowiedzi:
1. W której rzeszowskiej pizzerii nie podaje się keczupu czy innego przecieru pomidorowego jako dodatku do „placka dla ubogich”?
2. W jak wielu rzeszowskich piwiarniach zwracają uwagę na rodzaj szkła, sposób nalewania z pipy czy odpowiednią temperaturę podania piw typu: weizenbier, witbier, marcowe, pilsner, lager, pale ale, ipa, kriek, lambic, bock czy stout? Czy istnieją drink – bary w których nie wypełniają szklanic lodem po brzegi?
3. Dlaczego w ponad 180 tys. mieście profesjonalne degustacje win odbywają się tylko w jednym miejscu ze średnią frekwencją jedenaście osób, a warsztatów kiperskich z whisky nie uświadczysz wcale?
4. W której miejscowej restauracji gotuje się bez użycia proszku, bez vegety i kostek rosołowych, nie zaniża się masy potraw czy też nie używa się tańszych składników – zamienników? I dlaczego zdarzą się, że na potrawę czekamy niemal godzinę? W razie głodu, mamy do lokalu przychodzić z własną kanapką?
5. Czy istnieje restauracja zatrudniająca sommeliera który z odpowiednią atencją będzie serwował płyny Bachusa do obiadu, zamiast pospolitego kompotu?
6. Czy w gastronomii pracują kelnerzy z długoletnim doświadczeniem? Tacy jak np. u Bohumila Hrabala w „Obsługiwałem angielskiego króla”: „pan ober uczył mnie, że jeśli ma być ze mnie dobry ober, to muszę wyczuć nie tylko narodowość, ale i to, na co gość będzie miał ochotę”.
7. Dlaczego w europejskim mieście wojewódzkim nie powstała jeszcze restauracja czy choćby bistro najlepszej kuchni świata, znaczy się francuskiej?
8. W ilu miejscach, menu z cennikiem (i gramaturą?) jadła i napitków wita nas i zaprasza w swe gościnne progi tuż przed samym wejściem?
9. Dlaczego mimo licznych informacji gastronomicznych o miejscach konsumpcji w lokalnej prasie, nie pojawił się dotąd krytyk kulinarny, który by nie tylko reklamował i chwalił, ale również swym ostrym piórem zniszczył lokalik w którym trują czy też oszukują klientów?
10. Dlaczego nie powstał, pomimo wszechobecnej mody jedzeniowej w całym kraju – festiwal związany z jadłem i piciem? (coś w stylu „Najedzeni Fest” czy „Europa na widelcu”). Nie mamy się czym pochwalić?
Na szczęście nie ma urzędu ds. wyżywienia, więc odpowiedzi prosimy kierować na Berdyczów, ewentualnie na adres Sanepidu, UOKiK, Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta, przewodnika Gault&Millau lub portalu podkarpackiesmaki.pl