Jaka jest recepta na długowieczność? Nalewka z aloesu, miodu i wina – tak przynajmniej twierdzi Tadeusz Wojdon, który dziś kończy 104 lata. To najstarszy mieszkaniec Rzeszowa.

[Not a valid template]

 

Od paru dni rodzina Tadeusza Wojdona zastanawia się, co dać na urodziny człowiekowi, który przeżył cały wiek i cztery lata.

– Dziadziuś wszystko co miał wartościowego rozdał już po rodzinie, bo mówi, że jemu już nic nie potrzeba – mówi z uśmiechem Jacek Adamowicz, wnuk Tadeusza Wojdona. – Jednak odkąd pamiętam, to on najbardziej lubił czytać. Dla niego książki to ćwiczenie szarych komórek. One pozwalają zachować mu zdrowe spojrzenie na świat i świeżość umysłu. Od zawsze interesowała go historia oraz biografie sławnych ludzi.

W tym roku Tadeusz Wojdon dostanie więc od rodziny biografię papieża Franciszka. – Przeczytał już biografię Jana Pawła II i Benedykta XVI, dlatego w tym roku kupię mu biografię naszego obecnego papieża, ale rzeczywiście z zakupem prezentu miałem problem – mówi Jacek Adamowicz. – Parę lat temu, dziadziuś, który jest z zawodu bankierem, dostał od nas tort w kształcie starej monety dwuzłotowej. Przyznam, że naprawdę bardzo ciężko jest teraz wymyślić coś oryginalnego na urodziny – śmieje się wnuk.

Celujący uczeń

Tadeusz Wojdon urodził się 14 października 1910 roku, we wsi Wolica Ługowa jako 10. dziecko Antoniny i Michała Wojdon. Pomimo dużej biedy w rodzinie, był jednym z trzech synów, którzy ukończyli studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Naukę w szkole rozpoczął po I wojnie światowej, w 8. roku życia. Był bardzo zdolnym uczniem i szkołę powszechną skończył z wynikiem bardzo dobrym. – Aby się uczyć musiał codziennie do szkoły przejść 3 km, bo szkoła była w Sędziszowie Małopolskim. Następnie uczęszczał do Gimnazjum w Dębicy, tam też nauka nie sprawiała mu trudności, ale dużo czasu tracił na dojazdy. Bardzo pomagała mu mama, która chciała żeby dzieci się uczyły, bo były zdolne – opowiada wnuk Jacek.

– Maturę zdawał tylko z jednego przedmiotu – z historii. Zdał na ocenę bardzo dobrą. Z innych przedmiotów został zwolniony, bo egzaminy pisemne zdał wcześniej również celująco – mówi Jacek Adamowicz.

Wysyłał paczki do Oświęcimia

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - InstagramObserwuj nas na Instagramie!

W 1930 r. Tadeusz Wojdon dostał się na studia na Uniwersytet Jagielloński. W tym czasie dużą pomoc otrzymał od starszego brata Wojciecha, który kupił mu ubranie i potrzebne rzeczy na studia. Przez dwa lata na studiach w Krakowie mieszkał w akademiku i utrzymywał się z korepetycji.

Później jednak ze względu na brak pieniędzy musiał studiować zaocznie. Studia skończył w 1935 r. Po uzyskaniu magisterium przeniósł się do brata na aplikację sądową i później na praktykę w Urzędzie Skarbowym w Lesznie. W 1938 r. po egzaminie referendarskim dostał przydział na referendarza Izby Skarbowej w Poznaniu. Pracował tam do wybuchu II wojny światowej.

Po wybuchu II wojny światowej wrócił do domu rodzinnego. W czasie wojny pracował w różnych zawodach oraz działał w AK. – Razem z narzeczoną przygotowywali i wysyłali paczki dla więźniów w niemieckim obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Działał również potajemnie na rzecz Czerwonego Krzyża, bo współpraca z tą organizacją była karana śmiercią – opowiada Adamowicz.

Co daje mu siłę?

W 1944 roku, po wkroczeniu Rosjan do Polski, przez rok pracował w starostwie w Ropczycach, a później w Dębicy. Dwa lata później ożenił się z Teodozją Wypierz. W małżeństwie przeżyli 60 lat, wychowali dwoje dzieci syna i córkę. Dochowali się czworo wnuków i dwie prawnuczki.

W 1946 roku Tadeusz Wojdon rozpoczął pracę w Narodowym Banku Polskim w Rzeszowie. Przez 15 lat w Wydziale Kredytów i następne 15 lat w Wydziale Organizacji. – Nigdy nie należał do partii, więc w tym czasie nie mógł pracować na kierowniczych stanowiskach, ale był ceniony za wiedzę – mówi Jacek Adamowicz.

W 1976 r. Tadeusz Wojdon, przeszedł na emeryturę. – Od lat mieszka w Rzeszowie. Zawsze lubił wyjeżdżać na łono natury, najbardziej do lasów w okolice Głogowa, zajmował się też działką i wnukami. W 2007 roku zmarła babcia i obecnie mieszka u mojej mamy, która codziennie rano serwuje mu miksturę z aloesu, wina i miodu. Twierdzi, że to daje mu siłę i jest jego receptą na długowieczność – mówi Jacek Adamowicz.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama