– To czołg ze zwolnionym spustem, w którym pocisk nie wystrzelił i jeszcze zacięła się wieżyczka – tak o planie utworzenia „niebezpiecznego” parkingu w Rzeszowie mówią władze miasta. Prezydent śle protest do radnych sejmiku.
Temat „niebezpiecznego” parkingu wraca jak bumerang. W ostatnich dniach dlatego, że 27 stycznia br. radni sejmiku podkarpackiego zgodzili się na to, by taki parking utworzyć na terenie bazy Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej przy ulicy Ciepłowniczej.
W poniedziałek, 3 lutego, politycy Platformy Obywatelskiej zapowiedzieli powołanie komitetu, który zajmie się zbiórką podpisów pod projektem uchwały, by decyzję sejmiku unieważnić. Protestują także władze Rzeszowa.
Prezydent pisze list do radnych
W środę wiceprezydent miasta Andrzej Gutkowski zapowiedział, że ratusz zaskarży uchwałę sejmiku do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Problem w tym, że to nie wstrzymuje 6-miesięcznego okresu, w którym parking ma powstać od momentu uchwały sejmiku. Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, wysłał do radnych wojewódzkich pismo, w którym wyraża „stanowczy protest” przeciwko ich decyzji. Wprowadzenie na teren MPGK „niebezpiecznych” odpadów „jest nie do przyjęcia”.
Prezydent przypomina, że jest tam Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych, do którego każdego dnia tysiące mieszkańców odwozi posegregowane odpady. W pobliżu są też hurtownie spożywcze, oczyszczalnia ścieków, szereg zakład usługowo-produkcyjnych, m.in. betoniarnia, serwisy samochodowe, stacja paliw, a także schronisko dla zwierząt.
„Każdego dnia na ulicę Ciepłowniczą wjeżdża 30 tysięcy pojazdów” – podkreśla w piśmie do radnych sejmiku Tadeusz Ferenc. Jego zdaniem „niebezpieczne” odpady, które miałyby być przetrzymywane na terenie MPGK stwarzają zagrożenie dla mieszkańców. Ferenc uważa, że „niebezpieczny” parking powinien być „poza terenem zurbanizowanym”.
Ratusz: nie byli, nie sprawdzili
Andrzej Gutkowski twierdzi, że w obrębie bazy MPGK działa aż 14 podmiotów gospodarczych. Wiceprezydent Rzeszowa uważa, że na pomysł utworzenia tam „niebezpiecznego” parkingu urzędnicy marszałka wpadli nie wychodząc zza swojego biurka.
– Nikt na terenie bazy MPGK nie był i nie sprawdził, jakie są warunki do usytuowania tam parkingu – mówi wiceprezydent Rzeszowa. – Każdego dnia śmieciarki przywożą tam ok. 300 ton odpadów. Parking jest zagrożeniem też dla naszych pracowników – twierdzi Sławomir Progorowicz, prezes MPGK.
Ratusz jest zdziwiony, że urząd marszałkowski nie zapytał MPGK, właściciela terenu, o zgodę na utworzenie parkingu przy ul. Ciepłowniczej. Co prawda urząd zwrócił się do miasta o opinię w tej sprawie (była negatywna), ale nie ma ona mocy wiążącej i można ją wyrzucić do kosza albo schować na dnie szuflady urzędniczej.
Odbili piłeczkę dla świętego spokoju
Miasto mówi „nie” dla parkingu, bo do tej pory nie wiadomo, jakie warunki musi spełniać parking, kto zapłaci za jego utworzenie, kto będzie finansował jego utrzymanie.
– To jak czołg z załadowanym pociskiem ostrym, który ma zwolniony spust, ale pocisk nie wystrzelił, ale czołg jedzie. W naszym przypadku zacięła się jeszcze wieżyczka, która krąży wokoło. Nie wiemy, czy ten pocisk wybuchnie w prawo, w lewo, do tyłu, czy do przodu – porównuje Andrzej Gutkowski.
Miasto obawia się, że w przypadku rozszczelnienia „niebezpiecznego” transportu skutki dla mieszkańców mogą być bardzo poważne. Ratusz uważa, że radni sejmiku lekką ręką zgodzili się na parking przy ulicy Ciepłowniczej nie bacząc na zagrożenie. – Odbili piłeczkę do nas, by mieć święty spokój – ocenia wiceprezydent Gutkowski.
Miejscy urzędnicy przypominają, że w Polsce obowiązują dwie listy transportu transgranicznego. Pierwsza – tzw. bursztynowa – dotyczy materiałów niebezpiecznych. Druga to „lista zielona”, która od siedmiu lat jest nieewidencjonowana. To właśnie odpadów z tej listy najbardziej obawia się ratusz.
– Taki transport często nie zgadza się z tym, co jest w karcie przewozowej. Nadawca jest fikcyjny – mówią władze Rzeszowa.
Miliony złotych na utylizację
Małgorzata Wojnowska, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta w Rzeszowie, twierdzi, że w całym sporze zapomina się o odpowiedzialności za pozbycie się „niebezpiecznych” odpadów. Jeżeli nie zostanie ustalony ich właściciel, to prezydent wydaje tzw. zastępczą utylizację, której koszty ponosi miasto i może potem dochodzić roszczeń.
– Znalezienie właściciela nie jest takie proste. To nie będzie chwila, to potrwa kilka miesięcy. Koszty utylizacji mogą wynieść nawet kilka milionów złotych – alarmuje Małgorzata Wojnowska.
Ratusz jest też zdziwiony, że władze urzędu marszałkowskiego i radni sejmiku nie przejęli się apelem podkarpackich parlamentarzystów z wszystkich opcji politycznych, by parkingu nie tworzyć na terenie Rzeszowa. – Sejmik nie może sobie uzurpować stanowienia prawa i łamania go, naruszając czyjąś własność – mówi Andrzej Gutkowski.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl