Zdjęcie: Maciej Rałowski

Niektóre sprawy można próbować załatwić szybko i bez przemyślenia, albo wolniej i z poustalaniem szczegółów. Oczywiście konsekwencje są wtedy zupełnie odmienne.

Do napisania tych kilku zdań zainspirował mnie tekst przewodniczącego Andrzeja Deca, w którym opisuje on przyjęty sposób łączenia Rzeszowa z gminą Krasne.

Otóż mowa jest w nim o nieprofesjonalnym podejściu do tego zadania. Z mojej oceny sytuacji, po licznych spotkaniach i rozmowach, mogę stwierdzić zdecydowanie więcej – zaprezentowane podejście wygląda nie tylko nieprofesjonalnie i wręcz amatorsko, ale może być poprzez brak odpowiedniego przygotowania negatywnie zaskakujące w skutkach.

Do takich wniosków doszedłem po 3-dniowej wizycie w Zielonej Górze, gdzie miałem możliwość rozeznać osobiście temat, jak im się udało zgodnie połączyć z wiejską gminą. Mogłem porozmawiać z prezydentem i radnymi, ale przede wszystkim z mieszkańcami przyłączonych sołectw. Oni właśnie wyjaśnili mi szczegółowo, co było dla nich ważne we wcześniejszych rozmowach przed lokalnym referendum, o co walczyli i zabiegali, jakich gwarancji i zapisów się domagali – i to wszystko w swoim własnym interesie udało im się osiągnąć dzięki właściwym uchwałom Rady Miasta. Wiedzieli bowiem, że interes dużego miasta jest zupełnie inny niż wiejskiej gminy, więc chcieli zabezpieczyć swoją przyszłość.

Sam proces łączenia miasta z gminą nie był pozbawiony emocji i napięć, ale wywalczone wcześniej gwarancje spowodowały, że mogli ze spokojem iść na referendum, bowiem po wielomiesięcznych rozmowach i negocjacjach mieli pozapisywane konkretne ustalenia dotyczące naprawdę wszystkich ważnych dla nich spraw. W ten sposób nie podążali „w niepewne”, nie działali w ciemno, wiedzieli dokładnie jakie korzyści osiągną.

Oczywiście te ustalenia wymagały żmudnych negocjacji oraz kilku uchwał Rady Miasta Zielonej Góry, łącznie ze stosownymi zapisami pieniężnymi w Wieloletniej Prognozie Finansowej – w Rzeszowie takich zapisów zabrakło.

Bardzo ważny temat dotyczył w Zielonej Górze zapisania konkretnych kwot z tzw. bonusu 100 mln za zgodne połączenie. Z tej puli mieszkańcy gminy wiejskiej wywalczyli sobie część środków z przeznaczeniem na ich tereny – konkretne zapisy w uchwale, a nie rzucane puste słowa, mgliste obietnice czy niepewne deklaracje. Po prostu konkretne liczby rozpisane na najbliższe lata, co zapewniało im bezpieczeństwo nawet przy zmianie władzy.

Niezwykle istotne było też dla nich posiadanie przyszłej reprezentacji w Radzie Miasta. To także sobie wywalczyli. Wiedzieli bowiem, że później trudno będzie im się przebić z głosami w połączonym mieście z gminą, gdyż mieszkańców miasta jest zdecydowanie więcej. A dzisiejsza rzeczywistość w Rzeszowie jest taka, że radnych z przyłączonego Załęża czy Słociny nie ma – w Zielonej Górze są zaś radni z terenów przyłączonych dzięki odpowiednim zapisom w uchwałach Rady Miasta.

Podczas ostatniej sesji Rady Miasta Rzeszowa zasygnalizowałem możliwość podjęcia podobnych działań w Rzeszowie, tzn. powołanie zespołu, który podjąłby się rozmów z mieszkańcami i władzami przyłączanych terenów, co dałoby im gwarancje zapisania konkretnych postanowień, korzystnych dla nich na przyszłość. Przywiozłem bowiem z Zielonej Góry konkretne materiały, jak to należy zrobić.

Reakcji i odzewu w Rzeszowie nie było, co można rozumieć dwuznacznie. Jedną z możliwych przyczyn może niewątpliwie być fakt, że o takie działania powinna raczej zabiegać strona przyłączana, to bowiem im powinno zależeć na zabezpieczeniu własnych interesów czyli potrzeb mieszkańców. Jeżeli zaś oni nie zabiegają, to może nie warto wychodzić przed szereg – zwolennicy kupowania kota w worku też czasami się znajdują.

Moja propozycja, aby usiąść do rozmów i spróbować w merytorycznym zespole wypracować konsensus wynikała jedynie z tego, aby być uczciwym w stosunku do rzeszowian obecnych i do ewentualnych przyszłych. Aby uczciwie im zaproponować rozmowy o przyszłości ich i ich dzieci, aby podejmowane decyzje były odpowiedzialne, aby grać w otwarte karty.

Nie jestem tylko przekonany, czy wszyscy tego chcą.

PS. Na koniec przywołam dwa cytaty z tekstu Andrzeja Deca: „Bo oni mają powody obawiać się o szczegóły tego, jak będzie wyglądała ich sytuacja po przejściu do miasta” oraz „Bo naiwne jest oczekiwanie, że mieszkańcy Krasnego kupią tego kota w worku i zagłosują za połączeniem”. Przy takich obawach liczenie na ludzką naiwność wydaje się być rzeczywiście bujaniem w obłokach.

Reklama