Waldemar Szumny apeluje do radnych: „weźcie się do roboty”. To jest apel zdecydowanie źle skierowany.
Inna wersja tego typu sugestii brzmi: „lepiej zajmijcie się … i tu coś, oczywiście słusznego„. A w istocie oznacza to tylko tyle, że autorom takich słów nie podoba się to, czym radni się zajęli, a brakuje im argumentów merytorycznych. Dlatego sugerują, że radni się obijają, albo wręcz nic nie robią.
W przypadku wpisu kol. Szumnego ta praktyka przyjmuje postać: „I czy zwykłego obywatela to w ogóle interesuje, czy woli troskę o dobro wspólne i najbliższe otoczenie?”. Abstrahując od tego, czym się różni obywatel zwykły od niezwykłego, myślę, że „troska o dobro wspólne” obejmuje zarówno „najbliższe otoczenie” jak i stan naszego Państwa i jest obowiązkiem wszystkich. Tym bardziej, że jedno drugiemu absolutnie nie przeszkadza – przyjęcie tamtej uchwały ws. Trybunału, nawet razem z dyskusją zajęłoby nie więcej niż godzinę i w niczym nie przeszkodziło pozostałym tematom sesji.
A jeśli przyjąć, że zwykły obywatel, to taki, który nie rozumie, o co chodzi z tym Trybunałem i nie chciałby już o tym więcej słuchać, to – po pierwsze – tym większa odpowiedzialność spada na tych, którzy na rzeczy się wyznają, a – po drugie – nic prostszego, jak zaprzysiąc kogo należy, ogłosić wyroki TK i zabrać się do uczciwej roboty, a nie tracić czas na wymyślaniu rozwiązań problemu, który się samemu stworzyło.
Dyskusję z pozostałymi zarzutami pominę, bo po pierwsze odbieram je, jako wielosłowie mające zatuszować fundamentalną wadę rozumowania PiS, a po drugie odpowiedź zajęłaby zbyt wiele miejsca i nikt by już tego nie przeczytał.
Dla porządku przypomnę jednak podstawowe zarzuty formułowane wobec polityki PiS ws. TK. Zarzuty, których moim zdaniem roztropnie odeprzeć się nie da, a wobec kłamstw powielanych przez PiS wokół tej sprawy, trzeba je powtarzać aż do skutku. A są one takie.
Prezydent zaprzysiągł w nocy sprzecznie z prawem wybranych przez PiS 3 sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a nie przyjął ślubowania od 3 sędziów legalnie wyłonionych w poprzedniej kadencji.
Pani Premier nie ogłosiła wyroków Trybunału, pomimo takiego konstytucyjnego zobowiązania, twierdząc, że:
– Trybunał przyjął je niezgodnie z uchwaloną ostatnio przez PiS ustawą, jak na ironię zwaną „naprawczą”,
– Orzeczenie Trybunału stwierdzające, że ta ustawa jest niezgodna z Konstytucją było „sądem we własnej sprawie”.
Tymczasem:
– Wyroki TK są ostateczne i nikt, a w szczególności premier nie jest upoważniony do ich oceniania, bo to oznacza ingerencję organu wykonawczego w prace organu sądowniczego, a więc naruszenie fundamentalnej dla demokracji zasady trójpodziału władzy.
– Nasze prawo (być może błędnie) nie zawiera rozwiązania, które dawałoby innej instancji możliwość orzekania co do zgodności z Konstytucją ustaw dotyczących bezpośrednio Trybunału. Dlatego musi to zrobić sam Trybunał, jako jedyny upoważniony do takiej oceny. W przeciwnym przypadku Sejm mógłby posunąć się jeszcze dalej niż w ustawie „naprawczej” i przyjąć rozwiązania, które nie dawałyby Trybunałowi Konstytucyjnemu nie tylko iluzorycznej, jak obecnie, ale żadnej możliwości orzekania.
Wyjaśnienie na czym z punktu widzenia logiki polega ten problem można znaleźć w tym artykule. Nie jest ono proste, ale jego zrozumienie dla matematyka nie powinno stanowić trudności.
A co się stanie z uchwałą radnych Łodzi, to się dopiero okaże – właśnie postanowili oni zaskarżyć do sądu decyzję Wojewody Łódzkiego, uchylającą ich uchwałę.