Kiepska passa środowiska sędziowskiego trwa. Jednak zamiast poprawy widać próbę nieoczekiwanej obrony, zaś przypuszczony atak staje się groźny dla obywateli i dla kraju.
Ostatnie tygodnie to wręcz pasmo wpadek sędziowskich, bulwersujących zwykłego obywatela. A to wypuszczono człowieka odpowiedzialnego za wyłudzenia metodą „na wnuczka”, a to przyłapano sędziego na pospolitej kradzieży w sklepie, a to pijana sędzina miała niefart i jako wiceprezes sądu spowodowała stłuczkę. Media prześcigają się wręcz w opisywaniu kuriozalnych przypadków w rodzaju „sędzina zatrudniała własnego kochanka” czy „z winy sędziny bez powodu przetrzymywano osoby na obserwacji psychiatrycznej”. Postępowania wobec sędziów, jeśli nawet są wszczynane, to szybko bywają umarzane z bulwersującym uzasadnieniem, że sędzina „nie będzie mogła stanąć przed sądem ani teraz ani nigdy, ponieważ nie będzie w stanie prowadzić skutecznej obrony, a nawet mając obrońcę może mu przeszkadzać z powodu niskiej samooceny i brania na siebie win”. Kradzieże sędziów dotyczą np. kiełbasy czy pendrive’ów, co tym bardziej zastanawia – aż tak są biedni czy bezczelni? Takie przypadki nie są chwalebne, obciążają całą grupę sędziów, chociaż większość z nich pracuje rzetelnie.
Moje osobiste doświadczenia z sądami są pozytywne, nie zetknąłem się z dziwnymi sytuacjami. W sprawie sądowej założonej mi przez prezydenta Rzeszowa – gdy troszcząc się o wykorzystanie potężnych pieniędzy unijnych na Rzeszowski Obszar Funkcjonalny zostałem zaatakowany – odniosłem zwycięstwo. To znaczy postępowanie sądowe trwało długo, wymagało przesłuchania wielu świadków (wójtowie, burmistrzowie, wiceminister), którzy potwierdzili przed sądem moją wersję wydarzeń. Ostatecznie sąd przyznał mi rację i oddalił pozew prezydenta.
Widać trudno było pogodzić się władzom miasta z przegraną, bo złożyli apelację nie zgadzając się z treścią wyroku. Znowu kolejne miesiące, powiększony skład sędziowski i jeszcze większy mój sukces: sąd apelacyjny podtrzymał decyzję, a co więcej w szerokim uzasadnieniu pojawiły się jeszcze korzystniejsze dla mnie sformułowania. Prawda zwyciężyła, podatnicy rzeszowscy zapłacili za niepotrzebne koszty (ja prawników opłacałem z własnej kieszeni), sąd stanął na wysokości zadania. Po co to było potrzebne prezydentowi, doprawdy nie wiem.
Wracając na podwórko krajowe, zdumiewa i przeraża przyjęta obrona sędziów skierowana do instytucji unijnych. Argumentacja w rodzaju „sędziowie są wręcz fizycznie atakowani” czy „są szykanowani i represjonowani, podobnie jak członkowie ich rodzin” jest tak fantazyjna, że aż przeraża. Sędziowie podobno są prześladowani i zastraszani przez różne instytucje publiczne – groteskowość takich sformułowań dostrzega chyba każdy. A że list przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce kierowany jest do unijnych komisarzy, to zastanawia podwójnie.
Obrona przez atak wygląda naprawdę żałośnie.