Skandaliczny pomysł rzeszowskich obrońców życia i wspierającego ich byłego senatora Kazimierza Jaworskiego. Chcą, by NFZ w finansowaniu świadczeń medycznych uwzględniał „klauzulę sumienia”, a szpitale nie informowały kobiet, że mają prawo do aborcji.
[Not a valid template]
Kazimierz Jaworski, będący dzisiaj na politycznym aucie, ale cały czas posiadający szerokie wpływy w środowiskach kościelnych, znów przypomniał o sobie. Jaworski jest pomysłodawcą niedających się już policzyć inicjatyw antyaborcyjnych. Gdy się odzywa, to zazwyczaj wywołuje kolejny skandal. Także i tym razem.
Okazją są ogólnopolskie protesty przeciwników całkowitego zakazu aborcji, który chce w Sejmie przeforsować Ordo Iuris. Po tym, jak przez cały kraj przetoczyły się protesty – #CzarnyProtest, #CzarnyPoniedziałek – Kazimierz Jaworski doszedł do wniosku, że przeciwnicy zakazu aborcji nie rozumieją procedowanego projektu ustawy. Protesty nazwał „pokrzykiwaniami”.
– To duże nieporozumienie, że nasze środowisko (zwolenników zakazu aborcji – przyp. red ) uważa się za takie, które sprzeciwia się badaniom prenatalnych, które jest przeciwne ratowaniu życia kobietom i dzieciom – mówił w środę w Rzeszowie Kazimierz Jaworski, który aktualnie wspiera Komitet „Ręce Życia”.
Które to kobiety?
Według byłego rzeszowskiego senatora, obrońcy życia nie mają nic przeciwko badaniom prenatalnym pod warunkiem, że sprzyjają one utrzymaniu życia.
Jaworski skrytykował znanego warszawskiego ginekologa prof. Romualda Dębskiego za to, że ten rzekomo dopuszcza aborcję, jako formę właściwego leczenia ciężarnej kobiety, gdy jej życie jest zagrożone.
Rzeszowscy działacze pro-life wymyślili, co Narodowy Fundusz Zdrowia powinien robić przy finansowaniu świadczeń medycznych.
– Kobiety na Podkarpaciu obawiają się, że w szpitalach są różni lekarze – tacy, którzy uznają ochronę życia od poczęcia do naturalnej śmierci, którzy chcą zachowywać się etyczne, ale są i tacy, którzy wręcz do aborcji nakłaniają.
– Dlatego zdecydowaliśmy się złożyć wniosek do NFZ, aby kontraktował usługi ze szpitalami, gdzie placówka opowiada się za życiem matki i dziecka oraz nie proponuje aborcji, jako jednej z metod „terapii” – mówił Kazimierz Jaworski.
W praktyce miałaby to oznaczać, że kobieta, która jest przeciwniczką aborcji, miałaby zagwarantowane ze strony lekarza, że on wyznaje te same poglądy co ona i będzie ratował zarówno życie jej, jak i dziecka.
– Obowiązująca obecnie na terenie Podkarpacia „klauzula sumienia” to informacja dla pacjentki. Nam chodzi o zapewnienie ze strony NFZ standardu usług medycznych. Tak, aby szpitalna deklaracja sumienia była przestrzegana i ujęta w ofercie Funduszu – wyjaśnia Renata Dzieszko, przewodnicząca komitetu „Ręce Życia”.
Ratować każde życie, ale…
Działacze komitetu uważają, że współczesna medycyna poszła tak daleko, że spokojnie może zadbać o bezpieczeństwo życia matki i dziecka. – Chodzi o to, aby pacjentka była pewna, że w danej placówce życia się nie wartościuje, że życie matki oraz jej dziecka jest tak samo ważne – podkreśla Dzieszko.
Obrońców życia wspiera znany rzeszowski ginekolog i położnik Witold Skręt. Uważa on, że zapisy projektu ustawy całkowicie zakazującej przerywanie ciąży nie są i nie będą skierowanie przeciwko zdrowiu i życiu kobiety.
– Zawsze staram się ratować każde życie, ale są sytuacje, kiedy jedno z tych istnień jest skazane, niestety, na śmierć – mówi Witold Skręt.
Za przykład podaje ciążę pozamaciczną. – Nikt się nie zastanawia, czy usuniecie płodu jest dobre, jeżeli kobiecie grozi pęknięcie jajowodu i krwotok, który doprowadzi do śmierci jej i dziecka. W takich sytuacjach nie ma dyskusji i wątpliwości, że lekarz podjął decyzję o ratowaniu życia tego, które ma szanse przetrwać – uważa Skręt.
Jego zdaniem w projekcie ustawy należy uwzględnić „wyjątkowe sytuacje”. Według Skręta są nimi przypadki, gdy lekarz ratując jedno życie, musi poświęcić drugie. Skręt jest jednak przeciwnikiem dokonywania aborcji, gdy badania prenatalne wykażą, że kobieta urodzi dziecko np. z zespołem Downa.
– Taka wada rozwojowa płodu nie zagraża w żaden sposób życiu matki, a dziecko po urodzeniu będzie żyło. Rodzice będą musieli mu poświeci więcej uwagi, ale będzie żyło, a jego pojawienie się na świecie nie będzie zagrażało ani zdrowiu, ani życiu matki – przekonuje Witold Skręt.
A co wtedy, kiedy matka zachoruje na raka i będzie musiała się zdecydować na chemioterapię?
– To indywidualne decyzje lekarzy. Lekarz powinien mieć możliwość podjęcia decyzji autonomicznej opartej na „tu i teraz”. Zawsze trzeba ratować życie jedno i drugie. Jeśli dziecku coś się stanie w trakcie próby ratowania matki, to trudno, tak się często zdarza – odpowiada Skręt.
Informowanie to namawianie?
Obrońcy życia chcą, by podkarpackie szpitale, które określiłyby się, że są pro-life, nie informowały pacjentek o tym, że mają możliwość dokonania aborcji, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, gdy zagraża ona zdrowiu i życia matki, a także w sytuacjach, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie chory.
– Jeśli lekarz jest przekonany, że każde życie jest wartością, to nie będzie informował i zachęcał pacjentki do aborcji, bo w sposób naturalny będzie postępował przeciwko własnemu sumieniu – argumentuje Kazimierz Jaworski.
Uważa, że samo informowanie o tym, że obecne prawo dopuszcza w określonych przypadkach możliwość usunięcia ciąży jest już „nakłanianiem” do „haniebnego” czynu, jakim jest aborcja.
Na obrońców życia nie robią żadne argumenty wielu lekarzy, którzy twierdzą, że całkowity zakaz aborcji doprowadzi do takiej sytuacji, że leczenie kobiet w ciąży będzie znacząco utrudnione.
– Nie ma takiego zagrożenia. Krzyk przeciwników tej ustawy wynika z interesów. Przemysł aborcyjny w niektórych dużych miastach kwitnie i jest całkiem niezłym środkiem dochodu – kwituje mocno i dobitnie Witold Skręt.
Gdyby działaczom komitetu „Ręce Życia” udało się osiągnąć oczekiwane porozumienie z NFZ, to ich postulaty byłyby realizowane niezależnie od tego, czy ustawa antyaborcyjna weszłaby w życie, czy nie.
JOANNA GOŚCIŃSKA
redakcja@rzeszow-news.pl