Zdjęcie: Pixabay

Ratusz nie wycofa się z naturalnej walki z komarami, które ze zdwojoną siłą atakują w tym roku mieszkańców Rzeszowa. Ostatni weekend pokazał to dobitnie. 

– Na tzw. plantach w godzinach wieczornych nawet na rowerze nie można się zatrzymać, bo komary od razu atakują. W każdym mieście odkomarzanie się odbywa regularnie, tylko nie u nas. Dlaczego? – dziwi się Adam, Czytelnik Rzeszów News. 

Komary na terenach zielonych Rzeszowa dają się we znaki codziennie, ale w miniony weekend atakowały szczególnie. Bo miały kogo. W sobotę na Lisiej Górze odbywało się kilkadziesiąt różnych wydarzeń kulturalnych.

Spreje na komary nic nie dają

W ciągu dnia jeszcze dało się jakoś wytrzymać, a od popołudnia do wieczora odwiedzający bulwary przeżywali horror z uciążliwymi krwiopijcami. Tak też było w niedzielę. Adam, nasz Czytelnik, na bulwarach jest codziennie na rowerze, co weekend na pikniku lub na grillu. 

– Miasto organizuje koncerty, potańcówki czy inne atrakcje, a uczestnicy, zamiast się bawić, odpędzają komary i sami na siebie wylewają litry chemii w postaci mugga (środek do walki z komarami), czy innego dziadostwa, które nie pomaga – twierdzi Czytelnik. 

– W niedzielę, pomimo mugga, byliśmy zmuszeni pakować grilla i uciekać, bo nie dało się wytrzymać – dodaje. Takich sygnałów po weekendzie otrzymaliśmy całe mnóstwo. – Może jednak odkomarzanie miasto przeprowadzi? – proponują mieszkańcy. 

– Budek dla jeżyków nie zawiesi się od razu na tyle dużo, by problem z komarami rozwiązać skutecznie w krótkim czasie. A tutaj działać trzeba już, siedzenie nad Wisłokiem przy pięknej pogodzie to udręka. Ratusz tego nie widzi? – pyta Piotr, kolejny Czytelnik. 

Oprysk niszczy bioróżnorodność

W drugiej połowie lipca Konrad Fijołek, prezydent Rzeszowa, zdecydował, że miasto rezygnuje z chemicznego odkomarzania miejskich terenów. W poprzednich latach na takie metody walki z komarami wydawano rocznie ok. 30 tys. zł. 

W tym roku odkomarzania nie będzie, bo miasto stawia na naturalne metody. Są nimi przede wszystkim jerzyki, które potrafią dziennie zjeść około 20 tysięcy komarów. Konrad Fijołek obiecywał, że miasto zamontuje 750 budek dla ok. 1000 tych pożytecznych ptaków. 

Prezydenta do rezygnacji z chemicznych metod przekonali eksperci, którzy mówią, że taka walka niszczy bioróżnorodność – zabija także pszczoły, osy, mrówki, koniki polne, muszki… – wszystkie owady bez wyjątku. Oprysk dostaje się też do wody i uśmierca ryby. 

Ratusz: ekologia najważniejsza

Budek dla jerzyków w Rzeszowie jest coraz więcej, montowane są one m.in. na budynkach Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, rzeszowskich spółdzielni mieszkaniowych. Ale siła komarów jest tak duża, że to one wygrywają tę nierówną walkę.

Mimo tego, miasto swojej strategii nie zmieni.

– Decydując się na rezygnację z chemicznych środków, uznaliśmy, że najważniejsza jest ekologia – nie trujemy innych organizmów. Oprysk nie jest obojętny m.in. dla pszczół. Decyzji nie zmienimy – mówi Artur Gernand z Kancelarii Prezydenta Rzeszowa. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama