Czy „Zielona granica” szarga polski mundur? Absolutnie nie! Czy jest o granicy człowieczeństwa? Absolutnie tak! Szkoda, że film wypuszczono tak późno. Obóz PiS nie miałby argumentu, że to produkcja z „zaplecza Tuska”.
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Niedziela, 24 września. Przed rzeszowską „Zorzą” zbiera się tłum. Tu o godz. 19:00 rozpocznie się pokaz specjalny „Zielonej granicy”, najnowszego dzieła Agnieszki Holland, dwa dni po ogólnopolskiej premierze filmu, który praktycznie nie jest reklamowany.
„Reklamują” go za to od wielu tygodni politycy obozu władzy. Pastwią się nad nim od rana do nocy. Prym w tym wiodą politycy Suwerennej Polski z liderem partii, Zbigniewem Ziobro na czele. Że to paszkwil. Że szarga polski mundur. Że stworzyło go „zaplecze Tuska”.
Zanim ocenisz, zobacz
W sobotę, dzień przed pokazem „Zielonej granicy”, o „antypolskim filmie” przed Zorzą zamierzał mówić Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. Na dwie godziny przed wystąpieniem, odwołał je, Warchoł na Facebooku wolał pokazać nowonarodzoną Kingę.
Zorza była pełna obaw, czy przed pokazem nie będzie protestów filmu, który opowiada o kryzysie humanitarnym na polsko-białoruskiej granicy. Żadnych protestów nie było, ale Zorza miała inny problem – w kinie zepsuł się projektor.
„Zieloną granicę”, która jest czarno-biała, trzeba było obejrzeć z żółtą plamą, jak w sepii. Widzowie byli wyrozumiali, nikt nie wyszedł. Na film przyszedł m.in. 42-letni Marcin Kabaj. – Żeby coś ocenić, trzeba to obejrzeć – powie mi jeszcze przed wejściem do kina.
– Partia rządząca zrobiła reklamę filmu. Spodziewam się, że będzie on poruszający i przejmujący, a polityki będzie w nim nie za wiele – prorokuje Marcin.
Granica ludzkich możliwości
I to się sprawdza. Ponad 2,5-godzinna „Zielona granica” jest czymś więcej niż tylko obrazem z polsko-białoruskiej granicy, traktowania migrantów m.in. z Syrii, Afganistanu , Somalii i Maroka przez pograniczników jak przestępców, wypychania ich na Białoruś.
Holland niezwykle precyzyjnie swoim obrazem pokazuje granicę człowieczeństwa. Czystej polityki nie ma w nim za grosz. Jeśli już, to tylko w wymiarze europejskim, że Europa od 2014 roku nie potrafi sobie poradzić z kryzysem migracyjnym – jest bezradna.
Ale i może bezradność da się usprawiedliwić. W końcu migracja to ludzie, dramat rodzin z małymi dziećmi, które szukają „lepszego świata”. Europa takim im się jawi. Zrobią wszystko, by na niej postawić stopę. A Europa, w odruchu serca, nie odrzuci.
Zapłacą łapówki, dadzą się omamić reżimowi Aleksandra Łukaszenki, że przez Białoruś dostaną się do raju. Holland to wszystko pokazuje, jak w soczewce. Pokazuje strach, nadzieję, nieprzewidywalność, desperację, tytułową granicę wytrzymałości.
A nas, przedstawicieli tego „lepszego świata”, czy potrafimy otworzyć serca, w którym momencie dopada nas bezsilność, na co się godzimy, porównujemy obrazy z polsko-ukraińskiej granicy – dlaczego tam jesteśmy tacy otwarci, a na Podlasiu tyle w nas piany.
Kto szarga polskim mundurem?
Z „Zielonej granicy” dowiemy się, jak przełożeni tych, którzy strzegą granicy przy Białorusi, na odprawach manipulują, straszą uchodźcami, jakby czytali instrukcje z rządowych posiedzeń, że są „lepsi” i „gorsi”. Karmią nas nienawiścią. Żywią się nią.
Ale „Zielona granica” nie szarga polskiego munduru. To największe kłamstwo polityków PiS którzy urządzają akcje #MuremZaMundurem, organizują pełne hipokryzji koncerty „wsparcia” dla mundurowych, a podbijane przez rządową TVP.
– Jeśli ktoś w ogóle tutaj szarga polskim mundurem, to wyłącznie politycy obecnej władzy – powie mi po filmie były rzeszowski policjant, który był na „Zielonej granicy”. Wyszedł z niej wstrząśnięty, jeszcze bardziej przekonany o cynizmie PiS.
Wracam jeszcze na chwilę do rozmowy z Marcinem Kabajem, już po filmie. – Potwierdza to, co się działo na granicy. Film nie kłamie, a jednocześnie nie szarga polskiego munduru, ani władzy, ani nas – Polaków – recenzował.
Marcin jest zdziwiony, że politycy PiS tak obrzydzają „Zieloną granicę”: – Może się obawiają, że po obejrzeniu tego filmu w kimś mogłyby się odezwać ostatnie pokłady przyzwoitości?
Na granicy jest jeszcze gorzej
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
„Zieloną granicę” w niedzielny wieczór z około 250 widzami oglądała także Anna Sikora z Fundacji Ocalenie, która pomaga migrantom na granicy. Sikora obejrzała film już po raz drugi. Po projekcji dyskutowała z widzami. Rozmowę prowadziła Katarzyna Kazanecka.
– Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest jeszcze bardziej dramatyczna niż pokazana w filmie Holland – mówiła aktywistka. Wspomniała, że w sobotę została pochowana 20-letnia Somalijka, która nie przeżyła dwukrotnego wypchnięcia na Białoruś przez polskie służby.
– Osoby na granicy wciąż umierają. Obecnie wiemy o około 50 ofiarach kryzysu humanitarnego, ponad 200 osób jest zgłoszonych jako zaginione, a to na pewno nie są wszystkie – mówiła Sikora.
Podkreślała, że wszystkie sytuacje na granicy polsko-białoruskiej przedstawione w filmie Agnieszki Holland, są autentyczne, np. przerzucanie przez kolczasty płot kobiety w ciąży, czy śmierć chłopca, który utonął w bagnach.
Według Sikory, „Zielona granica” powinna powstać tuż po wydarzeniach z lata 2021 roku, gdy od sierpnia do października niedaleko wsi Usnarz Górny pod gołym niebem koczowało 32 Afgańczyków i Afganek. Byli pod lufami polskich i białoruskich pograniczników.
– Sam film nakręcono bardzo szybko – w ponad 20 dni. Po powstaniu scenariusza, przez rok trwało jednak poszukiwanie sfinansowania filmu. Moment wypuszczenia „Zielonej granicy”, niestety, nie zależał od nas – mówiła Anna Sikora.
Czas pożegnania najtrudniejszy
Sikora opowiadała w Rzeszowie też, jak aktywiści docierają do uchodźców – mają do nich numery, reagują na „pinezki”, wiedzą, czy w grupie są rodziny z dzieci, kobiety w ciąży, osoby starsze, jaki jest ich stan zdrowia, czego potrzebują.
– Dajemy zupę, herbatę, power banki, telefony, suche ubrania, udzielamy pierwszej pomocy przedmedycznej, psychologicznej, prawnej, możemy zebrać ich pełnomocnictwa. Pomoc musi być mądra – zwracała uwagę Sikora.
Nie wszyscy uchodźcy chcą mieć swoich reprezentantów w Polsce, bo w ślad za tym uruchamiana jest procedura zalegalizowania ich pobytu w naszym kraju. To oznacza, że uchodźcy trafiają do strzeżonych ośrodków dla cudzoziemców – w praktyce do więzienia.
A takie ośrodki w Polsce są przepełnione, przemoc nie jest rzadkością, uchodźcy prowadzą strajki głodowe (ostatnio w Przemyślu), w ośrodkach brakuje tłumaczy. – Otrzymanie w Polsce ochrony międzynarodowej jest ekstremalnie trudne – mówiła Anna Sikora.
Wnioski o nadanie statusu uchodźcy przez polskich pograniczników są też niechętnie przyjmowane. Ci, którzy trafiają do szpitali, niedługo później są z nich wyciągani i wywożeni na teren Białorusi (Holland to pokazała) albo odsyłani do swoich krajów.
Aktywiści mają ograniczone pole udzielania pomocy. Nie mogą uchodźców przeprowadzać. Pomagają na miejscu. – Przychodzi moment pożegnania. Musimy uchodźców zostawić w lesie. Zostajemy z poczuciem, że nie wszystko mogliśmy zrobić – wspominała Sikora.
Ciała w bagnach puszczy
Widzowie pytali ją, czy aktywiści mogą liczyć też na wsparcie polityków – począwszy od samorządowców, a kończąc na władzach centralnych. – Na żadną pomoc władz centralnych nie możemy liczyć – odpowiadała Anna Sikora.
Angażuje się za to kościół ewangelicki, pomagają gminy, mieszkańcy przygranicznych miejscowości, ale nie brakuje też przeciwników. Samych wolontariuszy skupionych wokół Fundacji Ocalenie na granicy polsko-białoruskiej jest aktualnie około 50.
Ponad 5-metrowy płot ze stalowych przęseł i druta żyletkowego na granicy, którego budowę zlecił rząd, nie spełnia – według aktywistów – swojej roli. Płot u długości około 200 km nie sprawił, że uchodźców jest mniej.
– Białorusini nadal pchają ludzi do zapory. Po upadku z pięciu metrów, ludzie umierają. Uchodźcy wybierają jeszcze gorsze rozwiązania, próbują pokonać bagna Puszczy Białowiejskiej. W tym roku po polskiej stronie wyłowiono kilkanaście ciał – mówiła Sikora.
Ten najintymniejszy moment
Ale nie wyobraża sobie, by zaprzestać pomocy uchodźcom. Dla niej najbardziej przejmujący moment jest wtedy, gdy opatruje im w lesie stopy, po ściągnięciu butów. Stopy uchodźców nierzadko są zaropiałe i spuchnięte.
– Opatrzenie stóp jest oddaniem tym ludziom godności, bo postawili stopę na polskiej ziemi. To najmilszy i najintymniejszy moment bycia w lesie z tymi osobami – powiedziała Anna Sikora. – Ale na granicy polsko-białoruskiej nie ma wygranych – dodała.
marcin.kobialka@rzeszow-news.pl