Kolega z tej strony – Waldemar Szumny zachwyca się początkiem prezydentury Andrzeja Dudy. Nie podzielam tego entuzjazmu. Pewnie, że chciałbym wierzyć, iż rokowania są dobre i prezydentura będzie świetna, ale na razie nie znajduję ku temu podstaw. Przeciwnie, prezydent robi wiele, żeby włączyć się w kampanię wyborczą, a przecież miał być prezydentem wszystkich Polaków. A przytoczone przez kolegę słowa niczego dobrego nie zapowiadają. Może z czynami będzie lepiej.

Weźmy choćby nie pozbawiony racji postulat podniesienia kwoty wolnej od podatku. Jego ewentualna realizacja  rzeczywiście wymaga starannych wyliczeń tego do jakiej wysokości tę kwotę można podnieść, ale i decyzji skąd na to wziąć pieniądze. Bo wzięte z sufitu 8.000 zł równie dobrze może być do przełknięcia przez nasze finanse publiczne jak i nie do zaakceptowania z powodu nadmiernych kosztów. Oczekiwanie Prezydenta, że wyliczenia zrobi rząd, którego się od wielu miesięcy odżegnuje od czci i wiary, jest – mówiąc bez ogródek – bezczelnością.

Nie trzeba nadmiernej wyobraźni, żeby zobaczyć, jak tego rodzaju  wyliczenia (bez względu na to jaki by dały wynik) zostałyby skomentowane przez Prezydenta. A potem zapewne pojawiłyby się kolejne, jeszcze znacznie mniej racjonalne pomysły, które rząd na życzenie Prezydenta miałby analizować i wprowadzać. Jak np. ten o przyznaniu 500 zł na każde dziecko w biednej rodzinie czy o przywróceniu poprzedniego wieku emerytalnego.

Chciałoby się powiedzieć: Panie Prezydencie, niech Pan z łaski swojej skorzysta z inicjatywy ustawodawczej, która Panu przysługuje. Czasy Lecha Wałęsy, który powiedział kiedyś: „ja rzucam pomysły, a wy je łapcie” już minęły. W końcu w kancelarii ma Pan armię ludzi. A – jak Pan przecież świetnie wie – prezydent nie jest w naszym systemie zwierzchnikiem rządu, który miałby realizować jego pomysły. Nie mówiąc już o poleceniach.

Pięknie w tym wszystkim by brzmiał apel o przywrócenie wspólnotowości i zakończenie wieloletniej wojny polsko-polskiej. Brzmiałby, gdyby nie był podszyty skrajną hipokryzją. Wszak to środowiska polityczne Andrzeja Dudy tę wojnę wywołały i namiętnie podgrzewały, a i on sam miał w niej swój niemały – zwłaszcza w kampanii – udział. Mimo to, w tej zbożnej akcji życzę Panu Prezydentowi i jego współpracownikom powodzenia, traktując po części ten apel jako dowód otrzeźwienia i pośredniego przyznania się do winy. To ostatnie daje więc pewną nadzieję.

Reklama