Premiera „#chybanieja” Pawła Passiniego. Byliśmy na niej, władze Rzeszowa stchórzyły

– Stańcie z otwartą przyłbicą – to apel do władz Rzeszowa po warszawskiej premierze „#chybanieja” w reżyserii Pawła Passiniego. Na premierze byłam, obrażona się nie poczułam.

 

„Puszkę Pandory”, z której miały się wylewać rzekome „antychrześcijańskie” i antysemickie” treści otworzono w sobotę (9 marca) po godz. 18:00 w Studiu S2 Polskiego Radia w Warszawie. Około setka widzów miała okazję po raz pierwszy zobaczyć w całości, a nie tylko o tym słyszeć lub czytać spektakl na podstawie tekstu Artura Pałygi w reżyserii Pawła Passiniego.

Spektakl „#chybanieja” przedpremierowo pokazano na festiwalu „Nowe Epifanie” organizowanego przez warszawskie Centrum Myśli Jana Pawła II, które w 2006 roku powołał ówczesny prezydent stolicy – śp. Lech Kaczyński. Centrum wraz z rzeszowskim Teatrem Maska oraz Centrum Kultury w Lublinie wyprodukowało „#chybanieja” za 120 tys. zł.

Większość mieszkańców Rzeszowa obok twórczości Passiniego pewnie do tej pory przechodziła dość obojętnie. Niektórzy może mieli okazję zobaczyć jego „Bieguny” w Teatrze Maska, albo „Dybug” w rzeszowskim Biurze Wystaw Artystycznych podczas Festiwalu Nowego Teatru w 2017 roku.  

Bezkarne oskarżenia

Dwa tygodnie temu nazwisko Passiniego w Polsce zrobiło się głośne, dzięki Tadeuszowi Ferencowi, prezydentowi Rzeszowa, który nakazał wstrzymać prace nad sztuką, co wywołało protesty twórców sztuki i środowisk artystycznych w całym kraju. Ferencowi zarzucono „cenzurę prewencyjną” i bezpodstawną ingerencję w wolność artystyczną.

Tadeusz Ferenc uznał, że „#chybanieja” obraża uczucia chrześcijan i Żydów. Dla Pawła Passiniego przeżycie, które „zafundował” mu ratusz, nie dawało mu tak naprawdę spokoju do samej soboty (9 marca). I nie da, dopóki nie zagrają „#chybanieja” na „Maskaradzie” (19 maja br.) i dopóki, zgodnie z umową, spektakl nie wejdzie do repertuaru Teatru Maska.

W piątek (8 marca), dzień przed warszawskim pokazem przedpremierowym, Passini mówił mi: – Mam niedosyt. Cały czas po tym, co zostało powiedziane i wypuszczone w przestrzeń publiczną. Oskarżono mnie bezkarnie o to, że robię antysemicki i antychrześcijański spektakl.

– Rzucanie takich oskarżeń nie jest dobre i ma bardzo negatywny wpływ na naszą działalność. Jestem bardzo niezależnym artystą. Pracuję w przeróżnych konstelacjach ludzkich, ale mam też stały zespół ludzi. Muszę zadbać o to, aby mieli pracę i warunki do pracy, aby nie patrzono na nich podejrzliwie – dodał.

Polityka w kulturze

Żal Pawła Passiniego do władz Rzeszowa jest ogromny. Na jego twarzy z jednej strony widać skupienie, z drugiej troskę, zmartwienie, niezrozumienie, rozczarowanie i jakaś taka chęć zamknięcia swojego świata przed całą resztą… Chyba się nie dziwię.

Polityka w ciężkich buciorach weszła w kulturę, zrobiła raban i się wycofała. Śladów materialnych nie zrobiła, przynajmniej na razie, ale zadziałała tak, jak dobry mobber – zostawił ślad na emocjach, a te dla artystów są materią, z którą pracują na co dzień. – Działamy na co dzień w przestrzeni dialogu, a nie skandalu. Szukamy raczej bardzo bliskiego kontaktu z widzem – mówił mi Paweł Passini.

Artyści przed pokazem warszawskim nie byli już w Rzeszowie. Ostatnie dwa tygodnie spędzili, zgodnie z wcześniej zaplanowanym harmonogramem, w Lublinie, by stamtąd pojechać bezpośrednio do stolicy. To tu pierwszy raz sprawdziła ich publiczność. Też tam byłam. Strachu w twórcach nie było. Wiedzieli, co chcieli pokazać widzowi. Ba, pragnęli już tego kontaktu z odbiorcą, tej energii, która do nich wróci od nich.

I w końcu stało się. Ludzie pierwszy raz od A do Z mogli zobaczyć „#chybanieja”.  Co zobaczyli? Spektakl o złu wokół nas. O złu, które próbuje się kryć za dostojeństwem i autorytetami. O złu, o którym wielu wie, ale odwracają od niego oczy – wolą nie widzieć, nie mówić, udawać, że tego nie ma.

Głos z tyłu głowy

Dla Pałygi i Passiniego punktem wyjścia dla opisywanego przez nich zła był Judasz, który wydał Chrystusa na mękę. Jezusa w pewnym sensie nie tylko zdradził Judasz, ale także Piotr (trzy razy wyparł się Chrystusa zanim zapiał kogut), który stał się później ojcem Kościoła. Różnica polega na tym, że choć obaj zrodzeni z ducha, tylko jeden z nich szczerze żałował swojego postępku. Judasz poddał się rozpaczy i się powiesił.

W postaci Judasza widzimy także osobę pierwszego, zdrajcy nauk Chrystusa i tym samym późniejszego Kościoła. Judasz, jako jeden z dwunastu, był bliżej Boga, niż zwykły człowiek. Poznawał jego nauki niejako z pierwszej ręki. Dostał także tę łaskę, która w odpowiednim momencie pozwoliłaby mu zrozumieć, że uczestniczy w dziele zbawienia.

Dla prostego człowieka wydaje się więc zaskakujące, że Jezus tak blisko siebie trzyma zdrajcę, o którym przecież wiedział. Wyjawił to, jak podaje św. Mateusz, podczas ostatniej wieczerzy mówiąc: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi”. Dalej padają jedne z mocniejszych słów w całym Piśmie Świętym: „biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”.

To ostatnie zdanie wybrzmiewa u Passiniego bardo mocno – jako taki „głos z tyłu głowy” śpiewają je aktorzy przy rozmowie Judasza z Diabłem. Ta scena ukazuje dramat człowieka, który dopuścił się zdrady samego Boga. Po ludzku Judasz nie rozumie, dlaczego Pan pozwolił mu na takie zatracenie i potencjalnie wieczne potępienie. Pyta, dlaczego nikt go nie zawrócił z tej drogi.

„Chyba nie ja, Panie”

Tym samym w widzu rodzi się pytanie, czy bez występku Judasza nie dokonałoby się dzieło zbawienia. Dlaczego Jezusa musiał zdradzić jeden z apostołów? Czy Judasz, biorąc udział w dziele Bożego zbawienia, jest teraz potępiony na wieki?

 Przy okazji jasny i bardziej zrozumiały w kontekście całego spektaklu staje się tytuł „#chybanieja”. Te słowa Passini także zaczerpnął z ewangelii św. Mateusza. To odpowiedź  – „Chyba nie ja, Panie” – uczniów na stwierdzenie Jezusa, że jeden z nich Go zdradzi. Sam Judasz na to odpowiada „Czy to nie ja, Rabbi?”, a Panu mu na to: „Tak jest, ty”. 

Ciekawym jest to, że nikt pozostałych zgromadzonych nie zauważa tej wymiany zdań między Jezusem, a Judaszem. A może nie chciał zauważyć? Passini tę biblijną figurę zdrady Boga próbuje odnaleźć we współczesnym świecie. Odnajduje w Kościele, wydaje mi się, że rozumianym, jako instytucję, a nie, jako wiarę. I tu zacząć się może swego rodzaju problem dla osób bardzo religijnych.

Po pierwsze, dlatego, że pojawia się w nim postać wysokiego dostojnika kościelnego, założyciela Legionów Chrystusa – Marcial Maciel Degollado, oskarżonego o pedofilię, który zmarł w 2008 roku. W spektaklu przywołuje go jego córka, która nie udziela wywiadów oraz watykański dostojnik.

Ten drugi zaczyna całą sztukę przypominając, że Degollago „poszedł do nieba” i jest wzorem służby bliźniemu oraz Kościołowi. Przyznaje także, że dopuścił się „najcięższych i niemoralnych zachowań”, ale przecież czynił tyle dobra, był wielkim człowiekiem.

Czy Jan Paweł II wiedział? 

Kontrastem do tej sceny jest monolog córki Degollago, która pyta, czy o występkach jej ojca nie wiedział papież Jan Paweł II. Przecież był tak blisko. Czy gdyby wiedział, wierzyłby tym doniesieniom? A jak wiedział, to, dlaczego nie uwierzył? Dlaczego Jan Paweł II go błogosławił? Naprawdę nie wiedział? Czy to oznacza, że Bóg też może nie wiedzieć?

On wie, ale wybacza. Czy ona powinna się z tego cieszyć? Chyba tak, ale zachwiano jej całym system wartości, o które oparła swoją wiarę. Jej wewnętrzny dramat potęguje także świadomość, że jej babka, Maura Guízar Degollado była bratanicą św. Rafała Guizara Valencia (1878-1938), beatyfikowanego przez Jana Pawła II w 1995 roku i kanonizowanego przez Benedykta XVI w 2006 r.

Dziewczyna, w końcowych frazach, rozedrgana emocjonalnie w spektaklu stawia bardzo ważne pytanie – czy w tym wszystkim jest jeszcze jakaś druga storna?

Z lekkim przerażeniem patrzyłam także na dialog między biskupem, a młodym księdzem. Ten, który jest starszy, bardziej doświadczony, powinien uczyć młodego kapłana czynienia dobra i lepszego rozeznania w Słowie Bożym.

Zamiast takiej nauki młody ksiądz dostaje lekcję o możliwościach ziemskich, jaki płyną z bycia osobą duchowną i jak utrzymać potęgę Kościoła, jako instytucji. Co więcej, biskup stwierdził, że obecnie w Watykanie trwa „kampania przeciw Kościołowi”, a ujawnianie grzechów duchowieństwa spowoduje, że świątynie będą puste, a duchowieństwo straci swoją pozycję.

Posypać głowy popiołem

Kolejny mocny akcent, to monolog młodego księdza, który ma wątpliwości. Kościół, jako instytucję, nazywa szopką. Stwierdza, że w Kościele Bóg umiera, że Kościół stał się kamieniem, o który ludzie potykają się w drodze do Boga, a nawet, że Kościół dziś stał się Judaszem, który za bogactwa i wygody życia doczesnego zdradził nauki Jezusa.

Najmocniej wybrzmiały ostatnie słowa w spektaklu: „Gdzie się kończy Kościół? Poza nim nie ma zbawienia?”. Mam wrażenie, że „#chybanieja” jest wizualną wykładnią słów papieża Franciszka, gdy mówił o tym, że Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni. Grzesznikami nazwał wówczas wiernych, kapłanów, zakonnice, biskupów, kardynałów, a nawet papieży.

Dla Redbada Klynstra-Komarnickiego, znanego i cenionego aktora oraz dyrektora „Nowych Epifanii”, a także głęboko wierzącego i praktykującego katolika, „#chybanieja” było ogromnym przeżyciem. – To było doświadczenie konfrontujące, przejmujące i wzruszające. Bardzo trudne doświadczenie. Ta wypowiedź była trudna dla praktykujących katolików, zapewne też dla hierarchów kościoła – powiedział mi po spektaklu Klynstra-Komarnicki.

– Jestem bardzo poruszony tym, co mnie spotkało. Dotknęło to bezpośrednio mojej odpowiedzialności za Kościół. Musimy posypać głowy popiołem. Ja sam rzeczywiście do tej pory odbierałem każdy atak na Kościół jako atak niewierzących – dodawał.

Stańcie z otwartą przyłbicą

Redbad Klynstra-Komarnicki przekonuje, że w „#chybanieja” nie ma chęci, by doprowadzić Kościół do zniknięcia. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że Passini chce, aby Kościół trwał nadal. Aby to się jednak stało, Kościół musi zrzucić starą skórę. – Dla nas, praktykujących katolików, nie ma innej opcji. Wyjście z Kościoła byłoby za proste – uważa Klynstra-Komarnicki.

– Smutne jest to, że człowiek z lewicy [Tadeusz Ferenc jest w SLD – przyp. red.] zabraniał czegoś, co jest niezgodne z linią ideową partii – dodał dyrektor artystyczny „Nowych Epifanii” i zwrócił się bezpośrednio do władz Rzeszowa, zarówno tych samorządowych, jak i duchownych: – Stańcie z otwartą przyłbicą. Ucieczką od tematu jest powiedzenie, że to skandal.

W podobnym tonie po spektaklu wypowiadał się także Michał Senk, dyrektor Centrum Myśli Jana Pawła II. – Bardzo poszukiwałem elementów, które mogą urazić, które mogą wprowadzać jakiś celowy chaos. Nie odnalazłem ich. Jeśli coś mnie drażni, wybija z jakiegoś spokoju, to myślę, że to jest zamysł tej sztuki – twierdzi dyrektor Senk, który także jest praktykującym katolikiem.

Burza kompletnie bezsensowna

Paweł Dobrowolski, dyrektor Festiwalu „Nowe Epifanie”, zwrócił z kolei uwagę, że Paweł Passini nie jest twórcą, który prowokuje dla samej prowokacji. – Paweł nie pracuje w ten sposób, że nie ma pomysłu, więc zrobi coś kontrowersyjnego, żeby zyskać rozgłos. To  artysta uznany, wielokrotnie nagradzany. Ma na tyle duży dorobek, że nie musi uciekać się do taniej sensacji, która miałaby mu przysporzyć popularności – mówi Paweł Dobrowolski.

Dyrektor „Nowych Epifanii” przekonuje także, że osoby odpowiedzialne za organizację festiwalu, nie miały także powodów, aby Pawła Passiniego posądzać o to, że chce wywołać skandal. – Ta cała burza, która przetoczyła się do tej pory przez media była kompletnie bezsensowna – twierdzi Paweł Dobrowolski.

Redbad Klynstra-Komarnicki dodaje, że prawdopodobieństwo spotkania się ze skandalem na „Nowych Epifaniach” jest niewielkie. – Jako dyrektor artystyczny pilnuję dwóch aspektów: poziomu artystycznego i intencji. – Dlatego całkowicie odrzucam propozycję pod tytułem „Klątwa”, ponieważ intencja reżysera była nieczysta. To była prowokacja dla prowokacji – wyjaśnia Klynstra-Komarnicki.

Spektakl widzów nie obraził 

Sam Paweł Passini po spektaklu zapytał publiczność, czy zaprezentowana sztuka kogoś oburzyła. Nikt nie krzyczał, że obrażono jego uczucia. Nie usłyszałam też tego, gdy rozmawiałam z widzami po spektaklu.

– Wartościowy spektakl, nie obrażał uczuć religijnych. Bardziej jestem zszokowana, że wybuchło wokół tego takie zamieszanie. Spektakl jest mądry, wartościowy, ciekawie opowiedziany. Jest bardzo plastyczny. O trudnych rzeczach mówi z różnych stron – powiedziała mi 34-letnia Agata z Warszawy.

– Nie uraził mnie ten spektakl absolutnie. Podobała mi się scenografia i kreacja Judasza oraz Szatana, który z nim rozmawiał. Niektóre elementy były dość łopatologiczne, ale być może jest to potrzebne w obecnych czasach. Spektakl nie był skandaliczny, a jestem osobą głęboko wierzącą – usłyszałam od 47-letniej Anny z Krakowa.

Sami artyści po pierwszym przedpremierowym pokazie „#chybanieja” byli ogromnie zmęczeni. To było widać na ich twarzach. Marzyli o tym, by w końcu się wyłączyć, przynajmniej na trochę, z wyjątkowo trudnego spektaklu i wyjątkowo trudnych emocji, które towarzyszyły im jeszcze przed pierwszym pokazem.

Maciej Owczarek, aktor z Teatru Maska, który w „#chybanieja” wcielał się w postać m.in. młodego księdza pełnego wątpliwości, po pierwszym pokazie poczuł ulgę.

– Bałem się, że mnie się coś w głowie pokręciło, bo naprawdę nie widziałem nic przez co by można było taką wcześniej wywołać burzę. Cieszę się, że [w Warszawie] spotkaliśmy się z otwartymi i przychylnymi dla nas ludźmi.  To mnie utwierdziło, że nie pokręciło mi się w głowie, że ten spektakl jest ważny i nie jest obrazoburczy – stwierdził Maciej Owczarek.

Nie pojechali, bo stchórzyli? 

Paweł Passini ulgi jeszcze nie poczuł. – Jesteśmy pokancerowani, że chamska brutalna władza postawiła sobie na nas poużywać i uznała za stosowane nie powiedzieć nawet „przepraszam” po tym wszystkim – mówi reżyser.

Czy się doczeka przeprosin? To dość wątpliwe, bo na warszawskiej premierze nie pojawił się ani Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, ani jego zastępca Stanisław Sienko, który odpowiada w mieście za kulturę. Wysłannikami ratusza byli Katarzyna Pawlak, dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki oraz zaprzyjaźniony z Ferencem Jerzy Fąfara, znany rzeszowski literat, który pracuje w wydziale promocji magistratu.

Pawlak nie chciała ze mną się podzielić swoimi wrażeniami po spektaklu. Fąfara zaś mówił chętnie. – W spektaklu jest pewne wymieszanie. Zaczyna się on pedofilią i się nią kończy, potem jest Judasz i co? Sam reżyser musi przemyśleć pewne sprawy. Za dużo w sztuce jest tekstu, gdzie człowiek po pewnym czasie czuje się znużony – powiedział mi Jerzy Fąfara.

– Mnie ten spektakl nie uraził, bo to, co było w nim, nie jest bardzo bulwersujące i nie jest niczym nowym. To się ciągle powtarza – dodał.

Szela: bardzo potrzebny spektakl

W warszawskiej premierze „#chybanieja” brała udział także Monika Szela, dyrektorka „Maski”, która w całym sporze stanęła murem za twórcami spektaklu. 

– Stworzyliśmy dobry, mądry, przejmujący i bardzo ważny spektakl. Bardzo. I bardzo dziś potrzebny. I cokolwiek już o nim na wyrost nie zostało powiedziane nie obraża i nie jest skandalem. Proszę pamiętać, że inspiracją do jego powstania jest osoba Judasza i zdrada. Różne przejawy zdrady i zła. I to zło jest skandalem i to, że milcząc dajemy na nie przyzwolenie, a nie przedstawienie teatralne – powiedziała mi Monika Szela.

JOANNA GOŚCIŃSKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama