Zdjęcie: Tomasz Modras / Rzeszów News

Od maja ratownicy medyczni walczyli o podwyżki. Gdy im się to udało, okazało się, że nie każdy je otrzyma, bo podpisane porozumienie nie ma mocy prawnej. Ten „haczyk” wykorzystuje dyrekcja Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie i podwyżek ratownikom nie wypłaca.

W maju br. ratownicy medyczni wyszli po raz pierwszy na ulice w cichym proteście, w którym domagali się podwyżek. Nic jednak nie wskórali, dlatego też pod koniec czerwca zorganizowali kolejną manifestację. Wówczas ulicami Rzeszowa przeszło około 400 ratowników, m.in. z Rzeszowa, Krosna, Sanoka czy Lubaczowa.

Postulaty wciąż były te same – ratownicy domagali się podwyżki pensji o 800 zł od 1 lipca br., kolejne 400 zł we wrześniu, a za rok następne 400.

Ostatecznie porozumienie w tej sprawie Marek Tombarkiewicz, wiceminister zdrowia, podpisał 18 lipca br. z Komitetem Protestacyjnym Ratowników Medycznych oraz Sekcją Krajową Pogotowia Ratunkowego i Ratownictwa Medycznego NSZZ „Solidarność”.

Z tego dokumentu wynika, iż od 1 lipca br. ratownicy mieli dostać 400 zł podwyżki, a od 1 stycznia 2018 r. – kolejne 400 zł. Postanowienia są realizowane w większości polskich szpitali.

Okazuje się jednak, że w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie przy ul. Lwowskiej, dyrektor placówki Krzysztof Bałata ustalonych podwyżek ratownikom medycznym nie wypłaca. Chodzi o około 50 ratowników. 

Nie dziwi to aż tak bardzo, bo po pierwsze, gdy Bałata przejmował stanowisko po Januszu Solarzu 26 maja br. szpital miał wówczas 50 mln zł długu. A po drugie … – Nie ma podstaw prawnych w tej chwili do wypłaty tych 400 zł, bo nie ma rozporządzenia ministra zdrowia – mówi krótko w rozmowie z Rzeszów News Krzysztof Bałata.

Okazuje się, że ma rację, bo – jak tłumaczy Łukasz Maraj, szef Związku Zawodowego Ratowników Ratownictwa Medycznego Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie oraz koordynator strajku ratowników na Podkarpaciu – zawarte porozumienie między ratownikami a Ministerstwem Zdrowia, nie jest aktem prawnym, a jedynie roboczą umową, która jest realizowana w większości szpitali w Polsce.

– Dyrektor Bałata ma rację, nie musi podwyżek wypłacać. To jedynie jego dobra wola – komentuje gorzko Maraj.

Tego problemu, jaki mają ratownicy ze szpitala przy ul. Lwowskiej, nie mają ratownicy drugiego szpitala wojewódzkiego w Rzeszowie przy ul. Szopena oraz ci, którzy pracują w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. W tych placówkach dyrektorzy dali podwyżki. 

Związkowcy tłumaczą również, że w szpitalu dodatkowe pieniądze na podwyżki powinny być, bo Narodowy Fundusz Zdrowa został zobowiązany przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, by zwiększyć nakłady na płace dla ratowników medycznych sukcesywnie o 2 proc. w lipcu i o kolejne dwa w styczniu 2018 r.

W sprawie ratowników medycznych szpitala przy ul. Lwowskiej związkowcy interweniowali już u wojewody Ewy Leniart, która miała stwierdzić, że jej podlegają tylko ci ratownicy, którzy pracują w karetkach. Związkowcy twierdzą, że władze Podkarpacia obiecały w tej sprawie rozmowy z dyrekcją szpitala. 

W środę związkowcy wysłali pismo do dyrektora Krzysztofa Bałaty, by zaczął realizować obietnice o podwyżkach. – Nie popuścimy, nie zostawimy ratowników na lodzie, bo to nie w porządku. Oni też wychodzili z nami na ulice, a teraz są pomijani, chociaż robią kawał dobrej roboty – mówi Łukasz Maraj.

Jeśli prośby i pisma nie pomogą będzie strajk? Związkowcy twierdzą, że takie decyzje nie zapadły. Liczą na porozumienie z dyrekcją szpitala, ale jeśli nie będzie pomyślnego finału rozmów, ponowne wyjście ratowników na ulice jest nieuniknione.

W samym Rzeszowie pracuje ok. 250 ratowników. 

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama