Kolejne pociągi i autokary z uchodźcami z Ukrainy przyjechały we wtorek na dworzec główny w Rzeszowie. To tam od czterech dni działa punkt pomocy.
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
– Dzisiaj jest spokojnie – opowiadał nam we wtorek Andrzej, wolontariusz. Ludzi jest mniej, bo autokarów przyjeżdża mniej. W poniedziałek było co najmniej dwa razy tyle.
– To zależy o której godzinie – wtrącał Janusz, ochroniarz dworca. – Jedni przyjeżdżają, wchodzą do środka, zatrzymują się na chwilę, a inni właśnie odjeżdżają. Przed południem pojechał autokar do Warszawy, drugi do Krakowa – opowiadał.
Gdy uchodźcy wchodzą na dworzec PKP od razu zajmują się nimi wolontariusze. Pytają, czy czegoś potrzebują, pokazują gdzie jest punkt informacyjny i gdzie można coś zjeść.
– Mamy ich czym nakarmić – mówi Ira, wolontariuszka. – Jest kawa, herbata, są kanapki, drożdżówki, owoce, dzisiaj jest też pizza, możemy również zaproponować coś słodkiego. Naprawdę niczego nie brakuje – podkreśla.
Jest akcja, jest reakcja
Przed południem docierały do nas inne sygnały. – Z autokarów wychodzą matki z małymi dziećmi. Są przerażeni i w opłakanym stanie. Nikt na nich nie czeka. Łzy same cisną się do oczu. Potrzebna jest pomoc miasta i mieszkańców! – alarmowali rzeszowianie.
Ratusz szybko zareagował. W mediach społecznościowych apelował: „Potrzebujemy Waszej natychmiastowej pomocy w postaci wyżywienia (kanapki, bułki, drożdżówki, przekąski ) dla osób z Ukrainy znajdujących się w chwili obecnej w naszym punkcie informacyjno-opiekuńczym przy dworcu PKP”.
Po kilkudziesięciu minutach apel był już nieaktualny. „Jesteśmy już bardzo dobrze zaopatrzeni, a nasze magazyny pękają w szwach. Jesteście fantastyczni” – dziękowało miasto.
Dużo kobiet w ciąży
– Tutaj jest wszystko – kolejny raz powtarza Ira. – Bo jak nasi przekroczą granicę, to tutaj mają już jak w niebie. Teraz potrzebna jest pomoc naszym żołnierzom, którzy codziennie walczą o wolność – mówiła wyraźnie przejęta i wzruszona dziewczyna.
Ira mieszka w Rzeszowie od 9 lat. A miała zostać tylko na kilka dni. Przyjechała do koleżanki, ale w Rzeszowie poznała chłopaka z Kijowa. Jeszcze tydzień temu planowali przeprowadzkę do Krakowa. Na razie są w Rzeszowie, bo nie wiedzą co się jeszcze wydarzy na Ukrainie. I tak Ira została wolontariuszką na dworcu PKP w Rzeszowie.
Wolontariusze co jakiś czas wchodzą do poczekalni, tam gdzie ludzie siedzą na krzesłach lub przy stolikach i coś jedzą. Pytają czy ktoś chce jechać np. do Krakowa, Wrocławia czy Warszawy, bo są akurat wolne miejsca w autokarze.
W podróży jest wiele kobiet z małymi dziećmi. Dla nich zorganizowano dodatkową salę. Tam można przebrać i uśpić malucha, nieco większe dzieci mogą się pobawić. – Cały czas ktoś nam przynosi zabawki, mamy ubrania, pieluchy, wszystko co potrzeba – mówi Marija, wolontariuszka.
Na dworcu jest też punkt medyczny dla obywateli Ukrainy. – Są bardzo zmęczeni, a często wycieńczeni – precyzuje Marlena Balawejder, położna, która kolejny dzień dyżuruje na dworcu. – Najczęściej potrzebują leków przeciwbólowych albo na przeziębienie – dodaje.
– Dużo jest też kobiet w ciąży – mówi Tomasz Piasecki, student kierunku lekarskiego. – Nie potrzebowały hospitalizacji, ale skończyły się im leki, więc wypisaliśmy recepty. Współpracujemy z dwiema pobliskimi aptekami – dodaje położna.
MSWiA: nie odmówimy pomocy
Szacuje się, że na skutek rosyjskiej inwazji z Ukrainy do Polski uciekło już ponad 377 tys. osób. Dominują Ukraińcy, ale są też obywatele USA, Nigerii, Indii, Gruzji i innych państw. Ilu uchodźców jest w Rzeszowie? Nie wiadomo, bo miasto nie prowadzi statystyk.
– Żadna osoba, która otrzymała schronienie w Polsce nie zostanie odesłana do państwa ogarniętego wojną – zapewniło we wtorek Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.
(la)
redakcja@rzeszow.pl