Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News
Reklama

– Wrósł w sylwetkę miasta, został wykonany przez wybitnego artystę, jest symbolem Rzeszowa oraz ma wartość historyczną – twierdzą rzeszowscy architekci, którzy sprzeciwiają się wyburzaniu pomnika Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie.

Już od ponad roku obowiązuje tzw. ustawa dekomunizacyjna, która zakazuje propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego poprzez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Samorządy zostały zobligowane, aby „totalitarne” nazwy zmienić w oparciu o opinie, którą wydaje Instytut Pamięci Narodowej.

Konsekwencją tego, póki co, jest zmiana nazw czterech rzeszowskich ulic, o czym pisaliśmy TUTAJ. Decyzja ta została podjęta przez radnych na podstawie opinii, którą sporządził rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej.

Dokument ten, oprócz wyjaśniania, dlaczego trzeba zmienić  nazwy, zasugerował, że „na terenie Rzeszowa są także upamiętnienia, które nie powinny istnieć w przestrzeni publicznej”.

Można się było wówczas domyślać, że chodzi m.in. o pomnik Czynu Rewolucyjnego w samym centrum miasta u zbiegu al. Cieplińskiego i al. Piłsudskiego. Jego właścicielem jest klasztor oo. Bernardynów.

Bernardyni dostali pomnik w 2006 roku wraz z całym okolicznym placem, na którym powstały tzw. ogrody włoskie. Pomnik dla klasztoru jest kulą u nogi.

PiS-owska ekipa najchętniej monument wyrzuciłaby z przestrzeni publicznej miasta, ale ratusz mówi stanowczo „nie”. Tadeusz Ferenc (SLD), prezydent Rzeszowa, na początku października wystosował pismo do IPN, w którym bronił słynnego obiektu.

W liście znalazły się m.in. informacje, które podkreślały walory artystyczne pomnika oraz fakt, że monument, obok ratusza i Zamku Lubomirskich, jest jedną z tych budowli, z którą kojarzy się Rzeszów. Ferenc podkreślił, że „należy przede wszystkim zacząć traktować socrealizm jako zamknięty okres w dziejach sztuki”, a nie uparcie powtarzać PiS-owską narrację o komunistycznym rodowodzie obiektu.

Co dziwi architektów?

Z podobnego założenia wyszedł również rzeszowski oddział Stowarzyszenia Architektów Polskich. Jego członkowie podczas walnego zebrania (5 października) jednoznacznie sprzeciwili się wyburzaniu pomnika Czynu Rewolucyjnego, czy przenoszeniu go w inne miejsce. SARP podjął w tej sprawie stosowną uchwałę.

„Członkowie Stowarzyszenia Architektów Polskich Oddział Rzeszów wyrażają sprzeciw wobec działań zmierzających  do likwidacji pomnika autorstwa  Mariana Koniecznego w centrum Rzeszowa, z uwagi na wartość artystyczną, historyczną bryły pomnika jako charakterystycznej dominanty w  sylwetce miasta” – czytamy w uchwale.

Stanowisko SARP-u w sprawie pomnika trafiło do prezydenta Rzeszowa, wojewody podkarpackiego oraz IPN. – Dziwi mnie, że IPN, który ma optować za krzewieniem kultury, nie staje w obronie pomnika. „Czyn rewolucyjny” nie zawsze musi kojarzyć się tylko z władzą komunistyczną  – mówi Marek Chrobak, prezes rzeszowskiego oddział SARP.

– Pomnik wrósł w sylwetkę miasta, został wykonany przez wybitnego artystę, jest symbolem Rzeszowa oraz ma wartość historyczną, stąd też środowiska architektoniczne nie godzą się na to, aby monument został wyburzony lub przeniesiony – dodaje.

Chrobak przyznaje też, że jako stowarzyszenie w tej sprawie nie mogą zbyt wiele zrobić. – Możemy wyrazić swoją opinie i zwracać się z prośbą do odpowiednich władz, aby pomnik nie został wyburzony – wyjaśnia Chrobak.

A co na to IPN?  – Na ten moment zgodnie z naszą wiedzą i wiedzą historyczną nie możemy odstąpić od wydanej opinii – wyjaśniała na początku października Katarzyna Gajda-Bator z rzeszowskiego IPN. – Niemniej jednak na pewno będziemy na ten temat prowadzić rozmowy – zapewniała wówczas.

Bernardyni: Przedyskutujemy to

Sporo też zależy od tego, co w sprawie pomnika zrobią Bernardyni. Ci jednak nie palą się do tego, by rozpocząć formalne procedury usunięcia pomnika z przestrzeni Rzeszowa.

– Nie pochyliliśmy się jeszcze nad tym tematem, ani nad treścią ustawy. Gdy to zrobimy, przedyskutujemy to w szerszym gronie i wówczas będziemy mogli powiedzieć coś więcej – mówi o. Rafał Klimas, przełożony klasztoru.

Bernardyni zdają sobie sprawę, że wchodzenie na wojenną ścieżkę z ratuszem może im się nie opłacić, szczególnie, że Tadeusz Ferenc w niektórych kręgach kościelnych cieszy się dobrą opinią.

Dlatego inicjatywę usunięcia pomnika chce nieformalnie przejąć IPN (opanowany przez PiS) i włączyć to w jeszcze PiS-owskiego wojewodę podkarpackiego Ewę Leniart, notabene byłą szefową IPN w Rzeszowie. Nieoficjalnie mówi się, że usunięcie pomnika może kosztować nawet ok. 40 mln zł.

Jedną z opcji, która może uchronić pomnik przed wyburzeniem, to wpisanie go do rejestru zabytków. Ratusz już rozpoczął o to starania.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama