Zdjęcie: Tomasz Modras / Rzeszów News

– Pobieżnie i bez jakiejkolwiek głębszej analizy – tak śledztwa w sprawie maltretowania 2-letniej Leny prowadzili rzeszowscy prokuratorzy. Przeciwko nim wszczęto postępowania dyscyplinarne. 

MARCIN KOBIAŁKA, ANNA MILER

Takiej decyzji Prokuratury Krajowej należało się spodziewać, gdy pod koniec listopada 2017 r. zapadła decyzja o przeniesieniu śledztwa ws. maltretowania Leny i śmierci półrocznego Maksymiliana z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie do prokuratury w Lublinie.

Od wielu miesięcy Prokuratura Krajowa drobiazgowo przyglądała się, jak wyglądały wcześniej śledztwa Prokuratury Rejonowej dla miasta Rzeszów dotyczące znęcania się nad Leną. Wszystkie były umarzane. I właśnie te śledztwa zostały przeanalizowane przez Prokuraturę Krajową. Wnioski są zatrważające i pokazują, że w rzeszowskiej prokuratorze nikt do śledztw nie przywiązywał większej uwagi i nie próbował ich szczegółowo wyjaśniać. 

A przypomnijmy, że zanim w lipcu 2017 r. doszło do tragedii z udziałem śmierci Maksa i znęcania się nad Leną, w kwietniu tego samego roku policja została poinformowana przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej o założeniu rodzinie „Niebieskiej Karty”. Z informacji pracowników Ośrodka wynikało, że nad Leną znęca się jej ojciec. Policyjne postępowanie niczego takiego nie wykazało. Pod koniec czerwca policja umorzyła sprawę.

Jeszcze wcześniej, bo w sierpniu 2016 r., policja była powiadomiona, że do szpitala przy ul. Lwowskiej Lena została przywieziona z połamanymi nogami. Rodzice tłumaczyli się, że ich córka spadła z huśtawki na placu zabaw. Sprawę wówczas też umorzono.

– Na skutek wydania takich rażąco wadliwych decyzji, dzieci w dalszym ciągu były ofiarami przemocy – poinformowała w poniedziałek Prokuratura Krajowa, która zdecydowała o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego przeciwko rzeszowskim prokuratorom za błędy w śledztwie dotyczącym znęcania się nad dziećmi i zabójstwa Maksa. 

PK nie ma wątpliwości, że rzeszowscy prokuratorzy dopuścili się „oczywistych i rażących uchybień w zakresie gromadzenia materiału dowodowego”. Ma to związek ze śledztwem dotyczącym Leny, gdy dziewczynka trafiła do szpitala z połamanymi nogami.

Czego nie zrobili nasi prokuratorzy? Nie przesłuchali wielu świadków, m.in. lekarzy, którzy udzielali pomocy Lenie i zauważyli objawy jej maltretowania. Nie przesłuchali także sąsiadów rodziny i osób, które miały kontakt z dziewczynką.

– Powołując biegłych lekarzy prokuratorzy nie próbowali nawet ustalić wszystkich obrażeń, jakich doznała dziewczynka oraz okoliczności i czasu ich powstania – poinformowała Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej. 

Na tym nie koniec. Rzeszowscy prokuratorzy w trakcie śledztwa nie pomyśleli również, czy wtedy 1,5-roczna Lena była narażona przez swoich rodziców na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Co mogło o tym świadczyć? Że Lena, po złamaniu obu nóg, do szpitala została przewieziona dopiero na następny dzień, mimo, że rodzice widzieli, że ich córeczka ma problemy z utrzymaniem równowagi. 

Prokurator z Rzeszowa w ogóle nie zbadał, czy dziewczynce groziła śmierć lub poważna utrata zdrowia. Mało tego, prokuratorzy nie złożyli wniosku o wyznaczenie kuratora dla dziewczynki. Koszmarnych błędów było jeszcze więcej. Prokuratorzy nie wysłali do sądu wniosku o objęcie rodziny nadzorem kuratora sądowego. 

– Rzeszowscy prokuratorzy prowadzili postępowania pobieżnie i bez jakiejkolwiek głębszej analizy – ocenia Prokuratura Krajowa. Skutek? 40-letni Grzegorz B., znajomy rodziców dzieci, 27 lipca doprowadził do śmierci Maksa. 

Przypomnijmy, chłopiec trafił do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy, a kilka godzin później Lena. Lekarzom nie udało się uratować życia Maksa. 

Policjanci najpierw zatrzymali rodziców dzieci: Karinę B. i 26-letniego Ryszarda B. Początkowo zarzut zabójstwa policja przedstawiła matce, ale potem prokuratura go wycofała. Zarzut ten usłyszał potem Grzegorz B., znajomy rodziców Maksa i Leny, który opiekował się dziećmi podczas nieobecności w domu Kariny B. i Ryszarda B.

Grzegorz B. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Podczas przesłuchania w prokuraturze przyznał się, że od ok. 1,5 roku znęcał się nad Leną i przyczynił się do śmierci Maksa, twierdząc, że był to nieszczęśliwy wypadek, bo chłopiec wypadł mu z rąk. Nieszczęśliwy wypadek wykluczyły jednak wyniki sekcji zwłok.

Szokujące wyniki śledztwa Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie ujawniła na konferencji 31 lipca. O błędach z poprzednich śledztw nikt w rzeszowskiej prokuratorze nie chce rozmawiać. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że nikt nie ma sobie nic do zarzucenia, ani w policji, ani w prokuraturze.

– To my wykryliśmy sprawcę zabójstwa Maksa. To nie rodzice znęcali się też nad dziewczynką. Jak chce się znaleźć błędy, to zawsze się je znajdzie. Chcieliśmy jeszcze raz przeanalizować poprzednie postępowania. Nie dano nam szansy, bo sprawę przeniesiono do Lublina – słyszymy w Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie. 

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama