Zaskakująca decyzja. Rzeszowskim prokuratorom odebrano śledztwo w sprawie śmierci półrocznego Maksymiliana i znęcania się nad 2-letnią Leną. Przeniesiono je do Lublina.
– Z Prokuratury Krajowej otrzymaliśmy lakoniczną informację, że postępowanie zostanie przeniesione do Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Nie podano nam przyczyny i szczegółowego uzasadnienia – mówi nam Łukasz Harpula, szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Z naszych informacji wynika, że decyzję o przeniesieniu śledztwa z Rzeszowa do Lublina podjął Robert Hernand, zastępca prokuratora generalnego, będący w kierownictwie Prokuratury Krajowej, która nadzorowała śledztwo.
PK: Ocena bez emocji
Ewa Bialik, rzecznik PK, potwierdza, że sprawą zajmują się już teraz lubelscy prokuratorzy.
– Taką decyzję podjęto z uwagi na konieczność ponownej oceny materiału dowodowego odnośnie rodziny, w której doszło do tego bulwersującego zdarzenia, czy w śledztwie można było zrobić coś więcej. Chodzi o to, by ktoś z zewnątrz spojrzał na to postępowanie, ktoś, kto nie jest w nie zaangażowany emocjonalnie i nie podejmuje emocjonalnych decyzji odnośnie dalszego toku tego postępowania – tłumaczy nam Ewa Bialik.
To brzmi, jak policzek dla rzeszowskich prokuratorów, to sugestia, że właśnie oni kierowali się emocjami w trakcie śledztwa. Wiemy, że Prokuratura Krajowa bardzo się nim interesowała. Na bieżąco było informowana o przebiegu postępowania.
Co zastanawiające, śledztwo przeniesiono, gdy większość czynności w tej sprawie zostało już wykonanych przez rzeszowską prokuraturę, a decyzję o zabraniu akt podjęto wtedy, gdy 40-letni Grzegorz B., podejrzany o zabójstwo półrocznego Maksa i znęcanie się nad 2-letnią Leną, był w tym czasie na czterotygodniowych badaniach psychiatrycznych.
– Stan śledztwa było zaawansowany – słyszymy w rzeszowskiej „okręgówce”.
Bądź na bieżąco.
Obserwuj nas na Instagramie!Niewykluczone, że Prokuratura Krajowa nakazała przenieść śledztwo poza Rzeszów na skutek wniosku byłego już obrońcy Grzegorza B. Sugerował on, że lokalni prokuratorzy nie są bezstronni.
– Argumenty byłego adwokata to pieniactwo. Gdyby w śledztwie były rzeczywiście racjonalne zastrzeżenia do pracy naszych prokuratorów, to postępowanie można byłoby przenieść np. do Tarnobrzega, a nie poza województwo. To dziwna i niezrozumiała decyzja – mówi nam jeden ze śledczych Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie, która także nadzorowała postępowanie „okręgówki”.
Ponadto zastanawiające jest cały czas, jak to możliwe, że do odpowiedzialności nie pociągnięto 23-letniej Kariny B., matki Maksa i Leny, która twierdzi, że nie wiedziała o tym, że jej znajomy Grzegorz B. od około 1,5 roku znęcał się nad dziewczynką.
Kto odkrył prawdę?
Przypomnijmy: że do dramatu doszło 28 lipca br. w Rzeszowie, gdy do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy trafił Maks, a kilka godzin później Lena. Lekarzom nie udało się uratować życia chłopca.
Policjanci najpierw zatrzymali rodziców dzieci: Karinę B. i 26-letniego Ryszarda B. Początkowo zarzut zabójstwa policja przedstawiła matce, ale potem prokuratura go wycofała. Zarzut ten usłyszał potem Grzegorz B., znajomy rodziców Maksa i Leny, który opiekował się dziećmi podczas nieobecności w domu Kariny B. i Ryszarda B.
Grzegorz B. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Podczas przesłuchania w prokuraturze przyznał się, że od ok. 1,5 roku znęcał się nad Leną i przyczynił się do śmierci Maksa, twierdząc, że był to nieszczęśliwy wypadek, bo chłopiec wypadł mu z rąk. Nieszczęśliwy wypadek wykluczyły jednak wyniki sekcji zwłok.
Ustalenie aktualnego przebiegu zdarzenia, to efekt wielogodzinnego przesłuchania Grzegorza B. przez dwójkę rzeszowskich prokuratorów: Łukasza Harpulę i Renatę Krut-Wojnarowską. To im, we współpracy z funkcjonariuszami Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie, udało się w końcu odkryć prawdę o okolicznościach śmierci Maksa.
redakcja@rzeszow-news.pl